Brytyjska Izba Gmin wyraziła w środę wieczorem zgodę na rozszerzenie działań zbrojnych przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu (IS) w Syrii. Wniosek został przyjęty po ponad dziesięciogodzinnej debacie, w której głos zabrało ponad 100 posłów, w tym m.in. brytyjski premier David Cameron, lider opozycji Jeremy Corbyn i minister spraw zagranicznych Philip Hammond.
"Wierzę, że Izba podjęła dobrą decyzję, która pozwoli Wielkiej Brytanii pozostać bezpieczną. Akcja zbrojna w Syrii jest elementem szerszej strategii" – napisał Cameron na Twitterze tuż po głosowaniu.
Z kolei Hammond spytany przez BBC, czy naloty mogą potrwać nawet latami, odpowiedział: - Mam nadzieję, że nie będą to cztery lata, ale na pewno to nie jest kwestia kilku miesięcy.
Poparcie z gabinetu cieni
Największą uwagę zdobyło jednak piętnastominutowe wystąpienie ministra spraw zagranicznych w gabinecie cieni Hilary'ego Benna, który w brawurowy sposób wyjaśniał, dlaczego - wbrew stanowisku szefa Partii Pracy - zdecydował się poprzeć rząd Davida Camerona i zagłosować za nalotami na cele IS w Syrii.
W swoim przemówieniu Benn - wymieniany jako potencjalny kandydat na kolejnego lidera opozycji - odwoływał się do historii Partii Pracy, podkreślając bogate dziedzictwo w zakresie rozwiązywania globalnych konfliktów i przypominając, że to lewicowy rząd Wielkiej Brytanii brał udział w zakładaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych.
"To mógł być Londyn"
- Rzeź w Paryżu pokazała nam klarownie zagrożenie, z którym się mierzymy. To mógł być Londyn, Glasgow, Leeds, Birmingham. I wciąż może być - powiedział Benn.
- Oni nami gardzą. Gardzą naszymi wartościami, wiarą w tolerancję i poczucie przyzwoitości. Wreszcie: gardzą naszą demokracją - tą samą, w ramach której podejmiemy dzisiejszą decyzję - wyliczał Benn, nazywając islamistów "faszystami" i porównując polityczną odpowiedzialność za zatrzymanie dżihadystów do tej związanej z Franco, Hitlerem i Mussolinim.
Wystąpienie Benna zostało nagrodzone przez Izbę Gmin długimi oklaskami po obu stronach parlamentarnej sali - zarówno przez polityków lewicy, jak i prawicy - co jest rzadko spotykane w Wielkiej Brytanii.
Podział w Partii Pracy
Jego przemówienie było wyraźnym podkreśleniem szerszego podziału w ramach Partii Pracy. Jej szef, Jeremy Corbyn, wielokrotnie sugerował bowiem, że "jedynym rozwiązaniem (wobec zagrożenia tzw. Państwem Islamskim), jest kontynuacja rozmów pokojowych w Wiedniu" i argumentował, że interwencja zbrojna tylko zwiększa groźbę zamachów terrorystycznych w Wielkiej Brytanii.
Według niepotwierdzonych informacji, aż 66 labourzystów zagłosowało jednak zgodnie z rządem, sprzeciwiając się pozycji lidera ugrupowania.
Spodziewając się takiego rozłamu, jeszcze kilka dni przed głosowaniem Corbyn zrezygnował z dyscypliny partyjnej pozwalając na tzw. wolny głos. W efekcie wielu członków gabinetu cieni zagłosowało za rządowym wnioskiem, wyrażając zgodę na ataki na cele IS w Syrii. W Partii Konserwatywnej z głosowania "za" wyłamało się zaledwie siedmiu posłów.
"Strata niewinnych cywilów jest niemal nieunikniona"
Po głosowaniu Corbyn napisał w specjalnym oświadczeniu, że "niestety, brytyjscy żołnierze i żołnierki są zagrożeni, a strata niewinnych cywilów jest niemal nieunikniona".
"Argumenty Camerona nie były przekonujące - brakowało w nich wiarygodnego planu interwencji naziemnej, lub rozwiązania dyplomatycznego. Odkąd po raz pierwszy poruszono ten temat, opozycja - w kraju, parlamencie, Partii Pracy - tylko narastała" - dodał.
Zadowolony Obama
Prezydent USA Barack Obama "powitał z zadowoleniem" decyzję parlamentu Wielkiej Brytanii, który zezwolił na ataki bombowe lotnictwa brytyjskiego na cele tzw. Państwa Islamskiego w Syrii - poinformował Biały Dom.
"Od początku kampanii przeciwko IS Zjednoczone Królestwo było jednym z naszych najcenniejszych partnerów. Oczekujemy na siły brytyjskie, które będą dokonywać, razem z koalicją, lotów nad Syrią i tak szybko jak to będzie możliwe włączymy je do naszych grup zadaniowych" - głosi oświadczenie Obamy.
Prezydent USA jest zadowolony także z wtorkowej decyzji rządu Niemiec o wysłaniu 1200 żołnierzy do walki z IS.
Poparcie maleje
Według sondażu ośrodka badań opinii publicznej YouGov, poparcie dla nalotów RAF na Syrię na Wyspach rzeczywiście malało w ostatnich dniach: tydzień temu wynosiło aż 59 proc., przy zaledwie 20 proc. przeciwnych, a w środę rano zmniejszyło się do 48 proc. za i 31 proc. przeciwko.
Wielka Brytania bierze udział od ponad roku w nalotach na dżihadystów z IS w Iraku, ale w sierpniu 2013 r. deputowani odrzucili możliwość interwencji w Syrii. Na początku listopada br. parlamentarna komisja ds. zagranicznych odradziła rozszerzenie nalotów na ten kraj, pomimo faktu, że IS nie uznaje granicy między Irakiem a Syrią.
Autor: dln//plw / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters