W leżącym w północnej części Iraku mieście Irbil, będącym stolicą Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego, doszło w sobotę do ataku rakietowego. Kierownictwo brygady antyterrorystycznej przekazało, że na miasto spadło łącznie 12 pocisków. Do ataku przyznała się w niedzielę irańska Gwardia Rewolucyjna - donosi agencja Reutera. Według strony irańskiej celem ostrzałów były izraelskie "centra strategiczne".
Minister zdrowia Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego Saman Barzanji przekazał w sobotę w rozmowie z państwową agencją prasową Iraku, że w Irbilu doszło do licznych eksplozji wywołanych ostrzałem rakietowym. "W mieście słychać syreny alarmowe" - podały irackie media.
W niedzielę nad ranem uściślono, że na miasto spadło w sumie 12 pocisków. Miejscowy resort spraw wewnętrznych poinformował, że rakiety spowodowały jedynie straty materiale. Jak dodano, w ataku ranny został cywil.
Pociski spadły między innymi w pobliżu Konsulatu Generalnego USA i lotniska. Rzecznik Departamentu Stanu USA nazwał atak "oburzającym". Dodał, że żaden Amerykanin nie został ranny i nie doszło do uszkodzenia amerykańskich obiektów, znajdujących się w okolicy.
Iran przyznaje się do ataku
W niedzielę rano agencja Reutera podała, powołując się na urzędnika amerykańskiej administracji, że pociski zostały wystrzelone z terytorium Iranu. Później tego dnia irańska Gwardia Rewolucyjna wydała oświadczenie, w którym przyznała się do ataku na - jak to określiła - izraelskie "centra strategiczne" w Irbilu.
"Każdy kolejny atak Izraela spotka się z ostrą, zdecydowaną i niszczycielską reakcją" - ostrzeżono. W poniedziałek izraelskie siły zabiły w Syrii dwóch członków irańskiej Gwardii Rewolucyjnej.
Reuters: powiązane z Iranem formacje zbrojne regularnie atakują amerykańskie obiekty
Mimo pokonania w 2017 roku dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego przez luźną koalicję sił irackich, dowodzonych przez USA, oraz oddziałów wspieranych przez Iran, Irak pozostaje dziś krajem mocno niestabilnym.
Jak pisze Reuters, Irak, podobnie jak sąsiednia Syria, jest polem, na którym rozgrywa się rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Iranem.
W przeszłości - przypomina agencja - kontyngent amerykański stacjonujący w koszarach przy międzynarodowym porcie lotniczym był obiektem ataków rakietowych oraz ataków z użyciem dronów. Stały za nimi proirańskie milicje szyickie w Iraku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie dochodziło do takich ostrzałów.
Nie jest jednak tajemnicą - pisze Reuters - że powiązane z Iranem formacje zbrojne w Iraku regularnie atakują amerykańskie obiekty wojskowe i dyplomatyczne. Nasilenie ataków na obiekty USA zlokalizowane właśnie w Kurdystanie może zaś być związane ze wzrostem napięć między szyickimi a sunnickimi partiami politycznymi w Iraku, z których każda ma własne skrzydło zbrojne, w związku z planami stworzenia koalicyjnego rządu.
Radykalny duchowny szyicki Muktada al-Sadr zapowiedział przez kilkoma dniami utworzenie rządu wspólnie z przedstawicielami Kurdów i partii sunnickich. Siły proirańskie miałyby zostać w nim zmarginalizowane. Szyickie milicje bliskie Iranowi ostrzegły nieoficjalnie, że rozkręcą spiralę przemocy, jeśli zostaną pominięte w rozmowach o nowej koalicji rządzącej - przypomina Reuters.
Źródło: PAP, Reuters