Eksperci chwalą wdrożenie przez Iran umowy o radykalnym ograniczeniu programu nuklearnego. Ostrzegają jednak, że twardogłowi w Teheranie wciąż mają silną pozycję i za kilka lat, gdy wzrosną ceny ropy naftowej, Iran może wrócić na drogę produkcji broni atomowej.
- Było wielu ludzi, którzy nie chcieli tej umowy. Woleli iść na wojnę z Iranem i zaatakować irańską infrastrukturę nuklearną. (...) Ale teraz Iran nie ma już zdolności zbudowania bomby atomowej - powiedział w niedzielę w telewizji CNN ekspert ds. polityki nuklearnej Joe Cirincione, autor książek na temat zagrożenia bronią nuklearną, który od lat apelował o dyplomatyczne rozwiązanie tej kwestii.
Zgodnie z wydaną w sobotę oceną Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Iran wypełnił swe zobowiązania wynikające z zawartej w lipcu 2015 roku umowy z sześcioma mocarstwami, czyli radykalnie ograniczył swe zdolności do produkcji broni nuklearnej.
Jak zapewniał Cirincione, irański reaktor plutonowy, który budził największe obawy zwłaszcza Izraela, został zgodnie z porozumieniem kompletnie zniszczony. - Został zalany cementem, jest "martwy", został na stałe usunięty - powiedział. Iran rozmontowywał też dużą część pozostałej infrastruktury atomowej, pozostawiając tylko ok. 500 z 20 tys. wirówek do wzbogacania uranu, a zasoby już wzbogaconego uranu zostały przetransportowane poza granice kraju. - Teraz jesteśmy o całe lata oddaleni od zdobycia przez Iran zdolności do zbudowania broni nuklearnej - podkreślił ekspert.
Nawet Nicholas Burns, były wysokiej rangi dyplomata w administracji prezydenta George'a W. Busha, pochwalił porozumienie. - Krytycy będą nadal atakować tę umowę za zbyt duże ustępstwa wobec Teheranu - powiedział Burns dziennikowi "New York Times". - Ale prawda jest taka, że nuklearne ambicje Teheranu zostaną skutecznie zamrożone na następne 10-15 lat, co jest dla nas bardzo korzystne - dodał.
Chwieli broni atomowej
Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że Iran chciał wejść w posiadanie broni atomowej, a na negocjacje ze wspólnotą międzynarodową zdecydował się tylko pod presją sankcji, które ogromnie osłabiły jego gospodarkę. Dlatego niektórzy dyplomaci i specjaliści, m.in. były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego i były sekretarz stanu USA Henry Kissinger, wyrażali obawy, że za kilka lat, zwłaszcza gdy wzrosną ceny ropy, Iran przestanie respektować porozumienie nuklearne i wróci na drogę budowy broni atomowej.
- Czas pokaże - powiedział znawca Iranu, ekspert think tanku Carnegie Endowment for International Peace, Karim Sadjadpour. Zgodził się jednak, że "porozumienie (nuklearne) zostało przez Iran zawarte nie z powodów geopolitycznych, lecz gospodarczych", więc takie ryzyko istnieje.
Sadjadpour ostrzegł, że choć główny zwolennik umowy w Iranie, prezydent Hasan Rowhani, jest najbardziej popularnym politykiem w swym kraju, to wciąż bardzo silną pozycję utrzymują twardogłowi. - Większość mieszkańców chce zmian, ale nie możemy nie doceniać zdolności twardogłowych do zablokowania tych zmian. Dla nich gospodarcze zbliżenie z USA stanowi znacznie większe egzystencjalne zagrożenie niż to wynikające z izolacji Iranu - dodał.
Zdaniem krytyków porozumienia Iranowi w ogóle nie powinno się ufać ani tym bardziej znosić nałożonych na ten kraj sankcji. Wskazują, że Iran tuż po wynegocjowaniu umowy dokonał prób z nowym pociskiem batalistycznym Emad, zdolnym do przenoszenia głowicy nuklearnej. - (Obecny) entuzjazm przypomina mi ten, jaki panował po porozumieniu osiągniętym w 1994 roku, gdy niemal identyczne obietnice słyszeliśmy w sprawie programu nuklearnego od Korei Północnej - powiedział w CNN komentator ds. polityki zagranicznej z dziennika "Wall Street Journal" Bret Stephens.
Głównym problemem - wyjaśnił - jest "niedoskonały wywiad", który w przeszłości wielokrotnie nie był w stanie ujawnić nuklearnych ambicji różnych państw. Stephens wyraził też przekonanie, że Iran będzie wykorzystywać porozumienie nuklearne, by grozić jego zerwaniem, jeśli tylko Zachód będzie chciał ukarać reżim za inną, wrogą działalność, np. sponsorowanie terroryzmu czy rozwijanie programu rakietowego.
Sherman nie widzi zagrożenia
Te obawy odrzuciła była główna negocjatorka USA ds. Iranu w administracji Baracka Obamy Wendy Sherman, obecnie związana z Uniwersytetem Harvarda, wskazując na fakt, że USA - mimo postępu poczynionych w sprawie programu nuklearnego - w niedzielę nałożyły na Iran sankcje za jego program pocisków balistycznych. - Jak podkreśla Obama, to porozumienie nie może opierać się na zaufaniu, ale na weryfikacji - podkreśliła Sherman. Jej zdaniem nie ma wątpliwości, że Iran robił i wciąż robi "rzeczy złe": nie tylko rozwijał swój program nuklearny, ale też więził bez podstaw amerykańskich obywateli, destabilizuje znaczną część Bliskiego Wschodu, sponsoruje terroryzm i łamie prawa człowieka.
- To są fakty - zaznaczyła. Przypomniała jednak, że Iran w pełni respektował zawarte wcześniej tymczasowe porozumienie nuklearne, które obowiązywało przez prawie dwa lata. - To daje podstawy, by ufać, że będzie przestrzegać również tego ostatecznego porozumienia - dodała Sherman.
Autor: iwan\mtom / Źródło: PAP