Zwolennicy prezydenta Jaira Bolsonaro manifestowali w niedzielę w całej Brazylii poparcie dla zapowiedzianych przez niego radykalnych cięć w wydatkach, między innymi na edukację. Była to odpowiedź na demonstracje z 16 maja, w których półtora miliona osób protestowało w 200 miastach przeciwko tym cięciom.
Prezydent Bolsonaro, który początkowo zapowiadał swój udział w jednej z dziesiątków manifestacji poparcia dla jego polityki, w ostatniej chwili zrezygnował z tego zamiaru i to samo doradził ministrom swego rządu.
Niektóre z manifestacji przebiegały pod ekstremistycznymi hasłami. Grupa uczestników zgromadzenia na Copacabanie w dawnej stolicy kraju, Rio de Janeiro, domagała się ponownego przejęcia władzy przez wojsko, które w 1964 roku ustanowiło w Brazylii trwającą ponad dwie dekady dyktaturę.
Liczne plakaty rozlepiane przez demonstrantów wyrażały poparcie dla proponowanych przez rząd reform ograniczających prerogatywy Kongresu Narodowego i Federalnego Sądu Najwyższego, które prezydent Bolsonaro obciąża odpowiedzialnością za szerzącą się w kraju korupcję.
Niektóre proponowane przez Bolsonaro reformy, jak cięcia wydatków na edukację, a nawet propozycja częściowego powrotu do starych tradycji "nauki domowej", są krytykowane również w szeregach jego zwolenników, nawet w łonie jego Partii Socjalno-Liberalnej (PSL).
Manifestacje "szkodliwe" dla wizerunku partii
Kierownictwo PSL było również przeciwne organizowaniu trudnych do kontrolowania demonstracji poparcia dla prezydenta, ponieważ uznało, że zamiast umocnić jego pozycję wśród umiarkowanej części wyborców, mogą ją tylko pogorszyć.
Przewodniczący PSL, deputowany Luciano Bivar określił zorganizowane w niedzielę manifestacje jako "bezsensowne", a jego najbliżsi współpracownicy jako "wręcz szkodliwe" dla wizerunku partii.
Pod koniec kwietnia, po czterech miesiącach rządów kapitan w stanie spoczynku i były deputowany Jair Bolsonaro miał w sondażach instytutu badania opinii publicznej Ibope 35 proc. poparcia.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP