Grupa zamachowców przeprowadziła nad ranem atak na pałac prezydencki w centrum stolicy Afganistanu. Według służb, wszyscy napastnicy zginęli i nie osiągnęli swoich celów. To jednak kolejne potwierdzenie słabości władz kraju, w którym rebelianci mogą atakować najważniejsze budynki.
Według źródeł w kancelarii prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja nie ma już niebezpieczeństwa na terenie pałacu. Sam prezydent też nie miał być zagrożony.
Próba uderzenia w centrum
Do ataku doszło o godz. 6.30 (godz. 4 czasu polskiego), gdy prawdopodobnie czterech zamachowców w samochodzie wyładowanym materiałami wybuchowymi podjechało w pobliże siedziby prezydenta oraz hotelu Ariana, gdzie mieści się główna kwatera CIA w Afganistanie. Szef kabulskiej policji Mohammad Ajub Salangi poinformował, że napastnicy mieli fałszywe identyfikatory. Gdy chcieli przedostać się przez punkt ochrony, nie zostali wpuszczeni przez strażników. Wtedy jeden z zamachowców miał wyjść z samochodu i zacząć strzelać. Pozostali rozpierzchli się po okolicy, a pojazd po chwili eksplodował. W ciągu kolejnych dwóch godzin w rejonie wschodniej bramy pałacu prezydenckiego nastąpiło łącznie siedem bądź osiem wybuchów i było słychać tam było wymianę ognia z broni strzeleckiej.
Oznaka słabości
Atak rozpoczął się w czasie, gdy pod pałacem gromadzili się dziennikarze na zapowiedzianą konferencję prasową prezydenta Karzaja. Według BBC, był on wówczas na terenie kompleksu. W poniedziałek w Kabulu doszło do spotkania szefa afgańskiego państwa ze specjalnym wysłannikiem USA do Afganistanu i Pakistanu Jamesem Dobbinsem, odpowiedzialnym m.in. za negocjacje z talibami w celu przywrócenia nadziei na ożywienie rozmów pokojowych, zamrożonych protestami władz w Kabulu w związku z otwarciem biura talibów w Dausze. Od niedawna za bezpieczeństwo na terenie całego kraju odpowiada wojsko afgańskie, a nie siły NATO. Ataki w sercu stolicy źle wróżą dla przyszłości kraju. Świadczy to o tym, że rebelianci są bardzo silni.
Autor: mk//bgr / Źródło: PAP, BBC News