"Ukryte ofiary" ataku na Izrael. Hamas "nie rozróżnia krwi żydowskiej od arabskiej"

Źródło:
New York Times
Relacja specjalnego wysłannika "Faktów" TVN Macieja Worocha z Jerozolimy
Relacja specjalnego wysłannika "Faktów" TVN Macieja Worocha z JerozolimyTVN
wideo 2/7
Relacja specjalnego wysłannika "Faktów" TVN Macieja Worocha z JerozolimyTVN

Od 7 października gdy Hamas zaatakował Izrael, zginęło co najmniej 17 Beduinów zamieszkujących w Izraelu - informuje "New York Times". I nazywa przedstawicieli tych koczowniczych plemion "ukrytymi ofiarami" tej wojny. Bo - jak twierdzi jedna z wolontariuszek, cytowana przez dziennik - trudy życia i śmierć Beduinów "niestety nie są zauważane". Dodaje przy tym, że Hamas "nie rozróżnia krwi żydowskiej od krwi arabskiej".

7 października, kiedy Hamas zaatakował Izrael, zginęło ponad 1400 obywateli tego kraju. Po tym "morderczym szaleństwie", jak określa to "New York Times", uwaga świata skupiła się na społecznościach żydowskich znajdujących się w pobliżu Strefy Gazy, gdzie mieszkało wiele ofiar. Jednak, jak zauważa nowojorski dziennik, okrucieństwa dopuszczano się także wobec jednej z "bardziej ukrytych mniejszości w Izraelu", Beduinów, koczowniczych plemion krajów arabskich, ale także Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.

Izrael. Najważniejsze wydarzenia z ostatnich godzin

"New York Times" pisze, że w atakach Hamasu od 7 października zginęło co najmniej 17 Beduinów. Większość z nich pochodziła z wiosek na pustyni Negew oraz znajdujących się w pobliżu miasta Rahat na południu Izraela, które stanowi główne skupisko Beduinów zamieszkujących ten kraj.

Wśród ofiar znalazł się między innymi 26-letni Abd Alrahman Aatef Ziadna. Feralnego 7 października znajdowali się w okolicach plaży Zikkim w pobliżu Strefy Gazy, u wybrzeża Morza Śródziemnego. Ziadna został zamordowany w swoim namiocie, a czworo członków jego beduińskiej rodziny uważa się za osoby zaginione.

Kolejną ofiarą był arabski sanitariusz z północnego Izraela, który przyjechał do pracy przy festiwalu muzyki i tańca, podczas którego zginęło 260 osób.

Google Maps

"Rakiety i kule nie dyskryminują"

Doktor Yasmeen Abu Fraiha, która dorastała w beduińskim mieście Tel Szewa, mówi "NYT", że 7 października pospieszyła do szpitala w pobliskim mieście Beer Szewa, gdy personel starał się tego dnia opatrzyć setki pacjentów.

Stwierdziła, że ataki Hamasu nie były wycelowane bezpośrednio w Beduinów, ale - jak to określiła - "rakiety i kule nie dyskryminują".

W następstwie ataków wielu Beduinów, zamieszujących najczęściej zubożałe izraelskie gospodarstwa, straciło środki do życia, a do tego ich domy zostało splądrowane, co spowodowało ogromne trudności dla i tak już borykającej się z problemami społeczności - pisze dalej "New York Times". "Wiele osób jest bez pracy. Ludzie się boją" - przyznaje doktor Fraiha.

Członkowie społeczności beduińskiej we wsi Arara w południowym Izraelu po uderzeniu rakietowymYURI CORTEZ/AFP/East News

Zniszczone dachy zamieniają się w śmiercionośne odłamki

Nowojorski dziennik zwraca uwagę, że jeszcze przed atakami z 7 października Beduini "od dawna cierpieli" z powodu działalności Hamasu. Ponieważ wielu często mieszka w odseparowanych wioskach. Brakuje im schronów i punktów opieki zdrowotnej, które rząd rozbudowywał w innych częściach południowego Izraela. Nawet w Rahat, liczącym około 80 tysięcy mieszkańców, było tylko około 10 schronów - powiedział izraelskim mediom burmistrz miasta Ata Abu Mediam.

"Kiedy Hamas wystrzeliwuje rakiety, ludzie nie mają dokąd uciec" - mówi Ayesha Ziadna, krewna jednej z beduińskich ofiar ataku. I dodaje, że kiedy następuje ostrzał, w większości aluminiowe dachy domów Beduinów zamieniają się w śmiercionośne odłamki.

Ayesha Ziadna zaangażowała się w akcję zbierania artykułów pierwszej potrzeby, takich jak cukier, mąka i pieluchy, które będą przekazywane rodzinom borykającym się z trudnościami - zarówno Żydom, jak i Arabom,

Pustynia NegewGoogle Maps

"Żyjemy tu razem i musimy iść ramię w ramię"

Inna wolontariuszka, Shir Nosatzki, działająca w grupie promującej przyjazne stosunki żydowsko-arabskie powiedziała, że Hamas "nie rozróżnia krwi żydowskiej od krwi arabskiej", podobnie jak jego rakiety. "Dzielimy się tragediami i procesem ozdrowienia" - powiedziała Nosatzki, dodając, że trudy życia i śmierć Beduinów "niestety nie są zauważane".

W dużej sali gimnastycznej w Rahat, gdzie szyldy sklepów są napisane zarówno w języku arabskim jak i hebrajskim, wolontariusze zajmowali się sortowaniem wsparcia i pakowaniem go do kartonowych pudeł. Następnie skrzynki były rozdawane w beduińskich wioskach i żydowskich miastach, takich jak na przykład Ofakim, gdzie bojownicy Hamasu zabili około 50 osób.

"New York Times" przytacza też wypowiedź beduińskiego kierowcy autobusu z Rahat, który uratował ponad dwadzieścia osób z masakry na festiwalu muzycznym.

Mężczyzna stwierdził, że rząd musi zaopiekować się również Beduinami, "ponieważ oni także są częścią tego narodu". "Jesteśmy jednym narodem – jesteśmy Izraelczykami. Żyjemy tu razem i musimy iść ramię w ramię" - cytuje go "NYT".

Strefa GazyPAP - Ziemienowicz Adam, Maciej Zieliński

Autorka/Autor:mjz//mrz

Źródło: New York Times

Źródło zdjęcia głównego: YURI CORTEZ/AFP/East News