Piątek, 5 lutego Rolnik z przygranicznej wsi Jarnołtów chcąc ułatwić sobie życie, zbudował mostek-kładkę nad granicznym strumykiem. Cztery betonowe kręgi, które posłużyły za elementy konstrukcyjne, stały się przyczyną międzynarodowej afery.
Droga pana Romana do polskiego szpitala, sklepu, znajomych w miejscowości jest praktycznie tylko na mapie. Po stronie czeskiej jest druga - prawdziwa - droga, asfaltowa, zawsze odśnieżona.
Dlatego, by nie komplikować sobie życia, zgodnie z obowiązującym prawem, gospodarz korzystał z sąsiedniej trasy. - Synowa spodziewa się dziecka, matka co chwila potrzebuje do lekarza - tłumaczył.
Taka głupia sprawa, a afera na cały kraj i jeszcze trochę poza. Pan Roman
Nie wiedział, że spotka go międzynarodowy rozgłos. Mostek, który wybudował, by móc dostać się na czeską drogę, połączył bowiem oba kraje. A do tego trzeba oficjalnych ustaleń, podpisów, i tak dalej...
Śmiech na salonach
- Sąsiedzi ze sprawy się śmieją - przyznaje pan Roman. - Taka głupia sprawa, a afera na cały kraj i jeszcze trochę poza - mówi.
Obywatel, jeśli jest możliwość techniczna czy terenowa, może przejechać sobie przez granicę państwową. ppłk Aleksander Kiełt, śląska straż graniczna
I faktycznie, by sprawę mostka wyjaśnić, dyskutuje stała polsko-czeska komisja graniczna. Komisja na szczeblu międzyrządowym.
Bo korzystać z drogi można, ale gdy istnieje już infrastruktura. A zgody na budowę kładki pan Roman nie uzyskał.
Widmo surowej kary, jakie pojawiło się wraz z listami od urzędników, raczej pana Romana nie powstrzyma, gdy będzie musiał gdzieś dojechać. Nie łamiąc prawa będzie mógł skorzystać jednak tylko ze składanej - ruchomej przeprawy, a nie ze stałej, opartej na czterech betonowych kręgach, jak jest teraz.
Chyba, że polska strona zbuduje drogę z prawdziwego zdarzenia. Albo chociaż "legalną" kładkę.