Piątek, 29 stycznia - Teraz mam dojrzałego psa ratowniczego. Pojechałem z młokosem, który tam dopiero otrzaskał się na polu walki – mówi właściciel Kalego. Trzyletni owczarek niemiecki to jeden z dziewięciu psów poszukiwawczo-ratowniczych, które z polską grupą strażaków były na Haiti.
– Bohaterami są wszystkie psy, które dla nas pracują, żeby znaleźć żywych. One kaleczą łapy, one wchodzą w te trudne miejsca, to one ocierają się o zwłoki osób, które są przygniecione w gruzach - mówi przewodnik i właściciel Kalego Michał Szalc.
"Tam była sama śmierć"
Dwadzieścia minut pracy i odpoczynek, podczas którego w gruzy wchodził kolejny pies. Każdy zespół składał się z czterech lub pięciu czworonożnych ratowników z przewodnikami. Dzięki temu mogli szukać bez przerw.
- U nas w kraju nie ma takiego poligonu, który by oddawał możliwości, czy też przygotowywał do takiej tragedii. Bo najtrudniejsza była skala tego zdarzenia. My trafiliśmy na takie pola, gdzie niestety była sama śmierć – wspomina Szalc.
"Teraz mam dojrzałego psa-ratownika"
Choć tym razem nie znaleźli nikogo żywego pod gruzami, to nie mają cienia wątpliwości, że było warto tam jechać. Zdobyte doświadczenie zostało w głowach nie tylko ludzi, ale również psów-ratowników. – Pies miał kontakt ze śmiercią. Widział, czuł ją, oglądał. Zdarzało się, że przechodził obok, a nawet przez nią. Ja teraz mam dojrzałego psa ratowniczego. Pojechałem z młokosem, który tam tak naprawdę otrzaskał się w tym polu walki – podsumowuje przewodnik.
Godnie zastępuje Irę
Bo Kali to następca Iry. Czy raczej Irasiada – bo pod tym imieniem, dzięki pomyłce prezydenta, poznali ją Polacy. Przewodnikiem emerytowanego już psa-ratownika był również Michał Szalc. Według niego Kali godnie zastępuje Irę.
Teraz oba psy mają czas na odpoczynek. Choć o całkowitej labie na urlopie mówić nie można, bo każdy spacer, każde wyjście na dwór jest w jakiś sposób treningiem. W każdej chwili trzeba być gotowym do kolejnej akcji.