Premium

Szkoła była ich piekłem, stała się mogiłą. Czerwone ślady dłoni na drzwiach Kościoła, który milczy

Zdjęcie: James Gabbert / Shutterstock.com

Dziś Canada Day, urodziny Kanady. Ale czy można urządzać grilla i odpalać fajerwerki, kiedy obok sąsiad szykuje się do pogrzebu dziecka? Wstrząśnięci odnalezionymi przy szkołach grobami Kanadyjczycy uważają, że nie wolno.

Pod koniec maja na terenie dawnej szkoły z internatem dla rdzennych dzieci (Indian Residential School) w Kamloops, w prowincji Kolumbia Brytyjska na zachodzie Kanady, znaleziono szczątki 215 ciał. Niektóre szkielety należały do dzieci co najwyżej trzyletnich. Firma, która wykorzystywała georadar, konsultowała się z przedstawicielami miejscowej starszyzny, aby poszukiwania nie uchybiały godności pochowanych tam dzieci. Nie jest to mogiła zbiorowa, ale nieoznaczone groby - uczniów chowano zwyczajnie, w ziemi, jak psy.

Szok nie minął, gdy tuż po Międzynarodowym Dniu Dziecka ogłoszono, że na terenie innej szkoły, Marieval Indian Residential School, w prowincji Saskatchewan, odnaleziono kolejne ciała.

O tym, że pod trawą leżą kości, szeptano od dawna. Ile dokładnie spoczywa tam ciał, nie wiadomo, ponieważ dzieci często upychano w jednym dole. Był tam katolicki cmentarz (szkołę prowadzili oblaci), na którym grzebano nie tylko uczniów, ale też okolicznych parafian. Ale kiedy państwo w latach 60. zaczęło odbierać Kościołowi prowadzenie szkół rezydencjalnych, dotychczasowi zarządcy rozpoczęli wielkie sprzątanie. Z terenu szkoły usunięto krzyże i płyty nagrobne, posiano trawę, w niektórych miejscach zaprowadzono grządki. Po pochowanych tam dzieciach nie został ślad.

Ale dawni uczniowie, nazywani w Kanadzie ocaleńcami, oraz sąsiedzi wciąż pamiętają.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam