Choć brzmi to jak science-fiction, ta historia miała miejsce naprawdę. 55 lat temu po Poznaniu biegały dwie szympansice, które uciekły z zoo. Jedna z nich w ręku miała karabin, drugą goniły oddziały ZOMO, strażacy i pracownicy ogrodu.
Wszystko rozegrało się w czwartek, 6 października 1966 roku nad ranem. Kilka minut po godzinie 8 z pawilonu małp zaczęły dochodzić niepokojące hałasy. Usłyszał je opiekun zwierząt, który od razu postanowił sprawdzić co się dzieje.
"Doświadczony pielęgniarz, pracujący już 20 lat w zoo, wszedł do pawilonu małp, gdzie działo się coś niedobrego – szympansy biły się między sobą" - pisał Express Poznański.
Gdy tylko otworzył klatkę, stało się coś, czego się nie spodziewał. "Jedna z małp go pchnęła i gdy upadł – druga przekoziołkowała przez niego. Pogonił za nimi korytarzem, ale szympansica Monika jednym ciosem łapy otworzyła dolne drzwi pawilonu" – relacjonowała poznańska popołudniówka.
Jak małpa stała się "tajemnicą wojskową"
Jak wynikało z tekstu w "Expressie Poznańskim", z klatki uciekła jedna z małp. "Drugi szympans Grześ grzecznie zawrócił z drogi, ale Monika zasmakowała wolności" - czytamy.
Prawda była jednak nieco inna. Z klatki uciekły dwie małpy, ale wiedzieli o tym w zasadzie wyłącznie pracownicy zoo i żołnierze. I raczej nikomu nie zależało, by o tej drugiej ktokolwiek jeszcze się dowiedział.
Jak tłumaczył w książce "Miasto nie do Poznania" Janusz Kocięcki, wieloletni pracownik zoo, druga z małp od razu uciekła na teren jednostki wojskowej, znajdującej się bezpośrednim sąsiedztwie Starego Zoo w Poznaniu. I tam zaskoczyła jednego z wojskowych.
– Szympansica dobiegła do żołnierza stojącego na warcie, wyrwała mu karabin, skierowała go lufą w swoją stronę, popatrzyła do środka i odrzuciła - opowiadał.
Skończyło się tylko na strachu. Chwilę później uciekinierkę udało się złapać.
Druga małpa zwaliła kobietę z nóg
Dłużej wolnością cieszyła się szympansica Monika. Po tym jak przeskoczyła przez płot, weszła na podwórze domu na narożniku ul. Zwierzynieckiej i Kraszewskiego. Tam weszła na klatkę schodową i po schodach dotarła pod jedno z mieszkań. Następnie chwyciła za klamkę, próbując wejść do środka.
- Kobieta, która tam mieszkała, słysząc, że ktoś się dobija, otworzyła drzwi. Na widok małpy zemdlała - opisywał Kocięcki.
Szympansica tym się zupełnie nie przejęła. Weszła do mieszkania, wzięła do ręki gazetę i usiadła z nią na parapecie.
"P. Seweryn Orkowski - jak nam zdradziła jego żona całe życie nic innego nie robi tylko nagrywa na taśmę piękne melodie lub fotografuje sceny rodzajowe. Tym razem zrobił zdjęcie zbiegłej małpy, która podczas pościgu wskoczyła na parapet okna na I piętrze i zaczęła udawać, że jej to wcale nie obchodzi, bo ona właśnie sobie musi coś przeczytać" - pisała jedna z gazet, która zamieściła trzy zdjęcia małpy-uciekinierki.
Na jednym czyta w oknie gazetę, na drugim wygląda przez okno znajdujące się piętro niżej, na trzecim próbuje sforsować drzwi.
Ucierpiały dwie osoby
Do akcji łapania szympansicy ruszyli funkcjonariusze ZOMO, dwa zastępy strażaków i pracownicy zoo.
Jak opowiadał Kocięcki, gdy pod budynek dotarła "grupa pościgowa", małpa chwyciła się rynny i zjechała na dół. -Stamtąd uciekła do pralni. Wydawało nam się, że już ją mamy. Wężem z wodą chcieliśmy zagonić ją w róg i tam złapać.
W odwodzie czekała już siatka i skrzynia, którą miała zostać zabrana do zoo. Monika przed wodą najpierw broniła się... płytą pilśniowa, która chwyciła w łapy. Potem najwyraźniej stwierdziła, że ta metoda na niewiele się zdaje i wyrwała węża z rąk i palcem zasłoniła dziurę.
- Ostatecznie jej opiekun wszedł do klatki i tam ją zwabił. Klatkę z szympansicą i jej opiekunem przenieśliśmy do ogrodu – opowiada Janusz Kocięcki, wieloletni pracownik zoo.
Nie obyło się jednak bez szkód. "Złośliwa Monika, której pozbyto się wcześniej z Ośrodka Cyrkowego w Julinku pod Warszawą, zdążyła dotkliwie pogryźć dwie osoby" - pisali Stefan Anioła i Jan Śmiechowski w książce "Stary ogród zoologiczny w Poznaniu".
Ucierpieli dwaj pracownicy zoo. Pierwszy to asystent, który starał się przegonić gapiów, w tym szczególnie rodziców z małymi dziećmi w wózkach. Mężczyzna wymagał natychmiastowej pomocy medycznej. Drugi - kierownik działu hodowlanego - doznał poważnego urazu ręki, w której już nie odzyskał pełnej sprawności.
*wszystkie cytaty oznaczone kursywą pochodzą z książki "Miasto nie do Poznania"
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: archiwum Zoo w Poznaniu / Daria Ołdak (TVN24)