Nic w przyrodzie nie ginie. Te substancje zostały wyemitowane i one z powrotem trafią na ziemię, przedostaną się do gleby, przedostaną się do wód i zostaną po prostu zdeponowane - mówiła w TVN24 Weronika Michalak, dyrektorka organizacji HEAL. Reporter "Superwizjera" Maciej Kuciel ocenił, że w tej sytuacji "mówienie o braku zagrożenia to jest kpina z ludzi". Były rzecznik Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak podkreślił, że "każdy pożar stwarza zagrożenie".
W sobotę wybuchł pożar hali w Przylepie w Zielonej Górze, gdzie składowane były niebezpieczne substancje. W niedzielę po godzinie 20 strażacy zakończyli działania gaśnicze. O pożarze i jego możliwych następstwach rozmawiali w poniedziałek rano goście TVN24.
Kuciel: mówienie o braku zagrożenia to jest kpina z ludzi
Maciej Kuciel, reporter "Superwizjera" mówił, że kilka miesięcy temu, przygotowując reportaż, "rozmawiał z biegłym z Wrocławia i rozmowa dotyczyła pomiarów dokonywanych przez rozmaite służby". - On jednoznacznie w tej rozmowie skrytykował sam sposób pomiaru, używany sprzęt i stwierdził, że sprzęt wykazałby zagrożenie (dopiero), gdy doszłoby do ataku gazowego, bronią chemiczną - mówił.
- Widzimy, że do atmosfery idzie chmura toksycznego dymu, a potem słyszymy informacje o braku zagrożenia. Tymczasem wiadome jest, że ten opad z tej chmury to jest 20 kilometrów okręgu wokół pożaru. Mówienie o braku zagrożenia przy dostaniu się tak wielkiej ilości substancji toksycznych do atmosfery to jest właśnie kpina z ludzi - ocenił.
Jego zdaniem to "uspokajanie na siłę". - "Polacy, nic się nie stało", nic się nie niepokójcie. Coś tam wam spłynie z góry, coś tam wam wejdzie do wody, ale zagrożenia nie ma - dodał.
Michalak: nic w przyrodzie nie ginie
Weronika Michalak, dyrektorka organizacji HEAL - Health and Environment Alliance, podkreślała, że "nic w przyrodzie nie ginie".
- Jeżeli wyemitujemy ogromne ilości toksycznych substancji do powietrza, to po pierwsze występuje to takie bezpośrednie narażenie inhalacją, czyli wdychaniem przez ludzi tych substancji - wyjaśniała.
- Natomiast pamiętajmy, że nic nie znika. Jeżeli te substancje zostały wyemitowane, to one z powrotem trafią w takiej czy innej formie na ziemię, przedostaną się do gleby, przedostaną się do wód i zostaną po prostu zdeponowane w środowisku. To znaczy, że gleba, z której będziemy następnie spożywać żywność, już będzie w pewien sposób skażona, że do wód dostaną się te bardzo toksyczne substancje - powiedziała.
Zaznaczyła, że "nie mówimy tutaj o okresie kilku dni, czy pierwszych godzin od momentu rozpoczęcia tego pożaru". - My mówimy o długich tygodniach, miesiącach, a nawet latach ekspozycji populacji mieszkającej na tym terenie na te substancje - wskazywała Michalak.
Frątczak: każdy pożar stwarza zagrożenie
Paweł Frątczak, były rzecznik Państwowej Straży Pożarnej podkreślał, że "każdy pożar stwarza określone zagrożenia, przede wszystkim produkty spalania". - Niezależnie od tego, czy palą się chemikalia, czy pali się las i tak dalej, wdychanie dymu stwarza zagrożenie dla zdrowia - tłumaczył.
- Ten pożar był monitorowany między innymi przez cztery specjalistyczne grupy ratownictwa chemiczno-ekologicznego. Było wykorzystywane jedno z dwóch najnowszych w Europie laboratorium, które jest na wyposażeniu jednostki w Poznaniu. To laboratorium, sądzę, że posiada sprzęt, który pozwala na bieżącą analizę powietrza - mówił Frątczak.
Jego zdaniem "największy problem i to, co musimy odrobić jako społeczeństwo, to jest przede wszystkim zachowanie każdego z nas". - Niezależnie od komunikatów. Kiedy widzimy określone zagrożenie, najważniejsze jest własne postępowanie, czyli zamknięcie okien, niewychodzenie z domów - mówił.
Źródło: TVN24