Pół roku po katastrofie lotniczej w Smoleńsku polscy eksperci zostaną dziś wpuszczeni na tamtejsze lotnisko. 12-osobowa grupa archeologów i geodetów rozpoczyna prace na terenie katastrofy prezydenckiego samolotu.
W pierwszych dniach zostaną wykonane prace pomiarowe: powstanie siatka geodezyjna i trójwymiarowa mapa stanowiska. Potem rozpoczną się intensywne prospekcje powierzchniowe, czyli dokumentowanie wszystkiego, co jeszcze zalega na powierzchni.
Zakres prac obejmie dokładne przeszukanie powierzchni terenu, prospekcję z użyciem wykrywaczy metali oraz wykonanie planigrafii i dokumentacji znalezisk. Na miejscu zostanie założona siatka geodezyjna, która pozwoli z dokładnością do 1 centymetra przeszukać miejsce nie tylko bezpośredniego upadku samolotu, ale także jego dalsze obrzeża. Nie będą prowadzone wykopaliska.
Oby nie spadł śnieg
Charakter prac będzie zależał od warunków pogodowych. - Gdyby spadła np. 10 centymetrowa warstwa śniegu i stężała, to byłoby tak, jak byśmy w gęstej mgle próbowali opisać jak wygląda Giewont - tłumaczył dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN prof. Andrzej Buko, który pełni funkcję szefa zespołu archeologów. Na szczęście pogoda jest jak na razie sprzyjająca. Będziemy starali się jak najwięcej tej pracy wykonać do końca tygodnia, licząc się z tym, że pogoda później może nam pokrzyżować prace - dodał.
Prace polskich specjalistów mają potrwać do 27 października. Raport o wynikach prac ma być przedstawiony polskiej prokuraturze w drugiej połowie listopada.
Długie starania o wyjazd
Archeolodzy mieli pojechać do Rosji już kilka miesięcy temu - w maju o ich wyjeździe informował minister Michał Boni. Potem mieli jechać w czerwcu, następnie we wrześniu. W końcu we wrześniu strona rosyjska dała zielone światło i w ostatnich dniach września polski prokurator wraz z archeologami z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN wyjechali do Rosji. Tam dokonali oględzin miejsca katastrofy prezydenckiego tupolewa.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24