Antoni Macierewicz w środę po południu usłyszał zarzut popełnienia przestępstwa ujawnienia informacji niejawnych, kiedy kierował tzw. podkomisją smoleńską. Podkomisja ta, działająca w poprzednich kadencjach Sejmu, próbowała dowieść, że katastrofa prezydenckiego samolotu w 2010 roku nastąpiła w wyniku zamachu, mimo że komisja państwowa orzekła, że był to wypadek.
Postawienie Macierewiczowi zarzutów komentował w TVN24 Piotr Świerczek, dziennikarz "Czarno na Białym", który od lat opisuje w swoich reportażach sprawy wokół byłego ministra obrony narodowej. W jego ocenie zarzuty dla polityka mogą nie skończyć się wyłącznie na jednym.
Szczegóły dotyczące badanych przez prokuraturę wątków Świerczek przedstawia w reportażu "Prawda i Sprawiedliwość".
Materiał można od dziś oglądać w TVN24+ >>
"Można wnioskować, że zarzutów będzie więcej"
Reporter "Czarno na Białym" mówił, że toczące się śledztwo dotyczy zarówno okresu, kiedy Macierewicz był szefem MON, jak i przewodniczącym powołanej przez siebie podkomisji smoleńskiej.
- W siedzibie podkomisji, kiedy Antoni Macierewicz ją powoływał, nie zorganizowano specjalnego systemu wymiany informacji (niejawnych). Nie było tam systemu komputerowego, który w jakikolwiek sposób zabezpieczałby dostęp do informacji, które przechowywane były na komputerowym serwerze podkomisji - powiedział.
Zdaniem Świerczka tajne dokumenty były gromadzone w tym samym systemie (KLON), w którym przechowywano informacje jawne. Dziennikarz zauważył, że wśród materiałów niejawnych były m.in. zdjęcia satelitarne od sojuszników NATO.
Dziennikarz ocenił, że analizując toczące się śledztwo, "można wnioskować, że zarzutów dla Macierewicza będzie więcej".
- Śledztwo dotyczące Antoniego Macierewicza, to nie tylko sprawa ujawniania materiałów niejawnych. Tak naprawdę toczy się w prokuraturze kilka śledztw, a prokuratura myśli o przedstawieniu zarzutów związanych z 21 czynami - wyjaśniał Świerczek.
Czego mogą dotyczyć kolejne zarzuty dla Macierewicza
Wśród czynów, za które byłemu ministrowi obrony mogą grozić zarzuty, Świerczek wymienił m.in. zniszczenie mienia publicznego.
- Tutaj prokuratura ma na myśli bliźniaczego Tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, z numerem 102. (Obecnie) stoi na płycie wojskowego lotniska w Mińsku Mazowieckim. Podkomisja przeprowadzając różne eksperymenty, mające dowieść tego, że w Smoleńsku mieliśmy do czynienia z zamachem i wybuchem, po prostu pocięła, zniszczyła ten samolot - tłumaczył.
- Jest też utrudnienie śledztwa - zauważył Świerczek, powołując się na informacje zebrane przez zespół badający nieprawidłowości w podkomisji smoleńskiej. - Stwierdzono na przykład, że podkomisja w swoich zasobach miała części tego samolotu, który rozbił się w Smoleńsku, czyli tego Tupolewa z numerem 101, i te części zostały po prostu przez podkomisję zgubione - kontynuował.
W ocenie Świerczka jeden z zarzutów mógłby dotyczyć także "poświadczenia nieprawdy w dokumentach". - Bądź też wszystkie te czyny, które wiązały się z tym, że Antoni Macierewicz nie publikował wszystkich dokumentów, które otrzymał na swoje biurko, dlatego że zwyczajnie były mu nie na rękę - ocenił dziennikarz, nawiązując do informacji o utajnianych przez zespół Macierewicza ekspertyz, które kontestowały, że w Smoleńsku doszło do zamachu.
"Macierewicz posługiwał się dokumentami w taki sposób, w jakim było mu to na rękę"
Jak mówił Świerczek, Antoni Macierewicz, z każdej ekspertyzy, jaka trafiała do niego na biurko, wyjmował "tylko to, co było mu aktualnie na rękę i to, co pasowało do z góry przyjętej tezy o wybuchach na pokładzie samolotu i o zamachu na życie prezydenta".
- Jak przychodziły do niego raporty nawet znanych instytucji, świetnych ekspertów, to albo chował te raporty, bo kompletnie mu nie pasowały, albo wyjmował tylko z nich to, co w jakikolwiek sposób mogłoby potwierdzić jego zarzuty wobec poprzedników, że źle zbadali tę katastrofę i potwierdziłoby to w jakikolwiek sposób jego zamachowo-wybuchową tezę - dodał dziennikarz.
Wyjaśniając, co kryje się za urzędniczym sformułowaniem "podrabianie dokumentów", stwierdził, że "Antoni Macierewicz posługiwał się dokumentami w taki sposób, w jaki było mu to na rękę".
Odnosząc się do zarzutu o "utrudnianie śledztwa", Świerczek powiedział, że kryje się za nim parę kwestii. Wyjaśnił, że Macierewicz dokonywał nadinterpretacji raportów, próbując udowodnić, że wskazują na wybuch, choć z dokumentów, na które się powoływał wcale to nie wynikało.
Kolejna rzecz to - jak tłumaczył - zgubienie dowodów. Świerczek przypomniał, że podkomisja Macierewicza pożyczyła od prokuratury części Tupolewa 154, który rozbił się w Smoleńsku, "z wyraźnym wskazaniem, że jest to dowód w sprawie". - Prokuratura napisała: "nie uszkodźcie tego, nie możecie nic z tego dotykać, a jeżeli chcecie coś z tym robić, bo jest to dowód w sprawie, to musicie nas o tym poinformować" - powiedział dziennikarz. Jak dodał, "wszystkie te dowody - oprócz trzech - zostały zgubione przez podkomisję". - I to jest utrudnienie śledztwa - wyjaśnił.
"Społeczeństwu należy się prawda"
Jakie konsekwencje w związku z zarzutami grożą Antoniemu Macierewiczowi? - Tutaj prawo i sprawiedliwość nomen omen kończą się tam, gdzie zaczyna się prawo ułaskawienia prezydenta - skwitował dziennikarz. Jak dodał, "Antoni Macierewicz być może zostanie w jakimś sensie albo ułaskawiony, albo pozostanie bezkarny".
- Społeczeństwu polskiemu należy się prawda. Również prawda w oparciu o te dokumenty, które wciąż na bazie prawa lotniczego nie są dostępne dla opinii publicznej. I to jest pewien paradoks. Antoni Macierewicz dostarczył dowodów na to, że w Smoleńsku wydarzył się zwykły wypadek lotniczy, a my tych dokumentów całych dalej nie mamy - stwierdził autor reportażu "Prawda i sprawiedliwość".
Jak dodał, "nawet członkowie zespołu pułkownika Leszka Błacha, który został powołany przez obecne kierownictwo Ministerstwa Obrony, apelują, by w końcu odtajnić te dokumenty i pokazać, co tak naprawdę w Smoleńsku się wydarzyło". - Społeczeństwo zasługuje na prawdę - podsumował.
Autorka/Autor: momo/ads
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański