To jest bardzo niedobra sytuacja, że w środku Europy 10 milionów ludzi jest pozbawionych podstawowych praw politycznych, obywatelskich - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier Włodzimierz Cimoszewicz. Jednocześnie zwracał uwagę, że "żywotnym interesem" Polski jest "niepodległość Białorusi". - Dramatyzm i pewien paradoks polega na tym, że jeśli nie rządy Łukaszenki, to być może rządy Putina na Białorusi - wskazywał.
Według wstępnych wyników prezydenckich na Białorusi podanych przez Centralną Komisję Wyborczą urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka otrzymał 80,2 procent głosów, a jego główna rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska - 9,9 procent. Cichanouska nie uznaje wyników wyborów.
Po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów na ulice miast wyszły tysiące obywateli. Białoruskie MSW potwierdziło, że milicja w Mińsku użyła "specjalnych środków", by rozpędzić demonstracje. Lokalne media podawały, że użyto granatów hukowych, gumowych kul i armatek wodnych. Demonstracje odbywają się również w poniedziałek.
"To nie były uczciwe wybory, to jest oczywiste"
Powyborczą sytuację na Białorusi komentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier Włodzimierz Cimoszewicz. Jak mówił, "to nie były uczciwe wybory, to jest oczywiste". - Nie mam też wątpliwości, że nie po raz pierwszy były fałszowane - dodał. Zwracał uwagę, że "sam system wyborczy obowiązujący na Białorusi stwarza wręcz stuprocentową okazję do tego". - Jak wiadomo, wielu Białorusinów może głosować przed dniem wyborów, i to chyba na przestrzeni tygodnia, kiedy przedstawiciele komisji wyborczych przyjeżdżają do ludzi do ich mieszkań z urną. I oni w taki sposób głosują - dodał.
- Nie miałem wątpliwości, właściwie już przy kilku ostatnich wyborach, że to jest okazja do fałszowania. Natomiast nie potrafiłbym odpowiedzieć na pytanie, czy one zostały sfałszowane i zmanipulowane aż w takim stopniu, że dano zwycięstwo przegranemu - zaznaczył.
"Niestety, autokraci, żeby nie powiedzieć dyktatorzy, mnożą się"
- To jest bardzo niedobra sytuacja, że w środku Europy 10 milionów ludzi jest pozbawionych podstawowych praw politycznych, obywatelskich - wskazywał. Jednocześnie zaznaczył, że "nie ma jakościowej różnicy między tą sytuacją, a sytuacją w Rosji - między rządami pana Łukaszenki a pana Putina, nie ma wielkiej różnicy w porównaniu z Turcją pana Erdogana". - Niestety, autokraci, żeby nie powiedzieć dyktatorzy, mnożą się - zauważył Cimoszewicz. Zastrzegł jednak, że te słowa nie mają na celu "relatywizowania tego zła, jakie dzieje się na Białorusi".
"Stawką jest również niepodległość Białorusi"
- W stawce z jednej strony są prawa i wolności Białorusinów, i to nas porusza z ludzkich względów (...), ale stawką jest również niepodległość Białorusi. Dramatyzm i pewien paradoks polega na tym, że jeśli nie rządy Łukaszenki, to być może rządy Putina na Białorusi - wskazywał były premier.
- Z punktu widzenia Portugalczyka czy Włocha może to być bez znaczenia, ale z punktu widzenia Polaka czy Litwina to ma kolosalne znaczenie. W związku z tym, oczywiście krytykując (Łukaszenkę - red.) za wszystkie naruszenia, szwindle, represjonowanie ludzi, trzeba też pamiętać, że naszym żywotnym interesem jest niepodległość Białorusi, niezależnie od tego, jakbyśmy oceniali rządy Łukaszenki - mówił gość TVN24.
"Siła Łukaszenki słabnie"
Włodzimierz Cimoszewicz był pytany, czy jego zdaniem obecne demonstracje na Białorusi mogą doprowadzić do przesilenia politycznego w tym kraju.
Jak mówił, "siła Łukaszenki słabnie" z przyczyn wewnętrznych i ze względu na kiepską sytuację gospodarczą.
- Rośnie ta część społeczeństwa białoruskiego, która miała już okazję poznać trochę świat. Młode pokolenie poznaje świat, jeżdżąc do niektórych krajów Europy, przecież wiele osób jest, bywa, pracuje w Polsce. Ale (młodzi - red.) także znają świat poprzez internet - dodał.
- Ten proces występuje, natomiast czy on osiągnął już takie stadium, że jest przesilenie, to nie potrafię odpowiedzieć - mówił Cimoszewicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24