Kilkadziesiąt minut krzyczała z bólu leżąc przed bramą szpitala. Mimo, że kobietę mijali pracownicy placówki, nikt nie zareagował. Kałużę krwi zauważyli przechodnie i wezwali pogotowie.
Do bulwersującego zdarzenia doszło w Redłowie (Pomorskie). Niedaleko tamtejszego szpitala przewróciła się rowerzystka. Miała rozbitą głowę i wzywała pomocy. Choć do dyżurki szpitala było kilkadziesiąt metrów, nikt do niej nie podszedł.
Kałużę krwi zauważyli przechodnie. - Biały personel stał 30 metrów dalej i się gapił. Kiedy ja do nich podeszłam, żeby zawołali lekarza powiedzieli, ze nie zawołają. Bo nie - opowiada pani Dorota, która próbowała interweniować.
Jak to możliwe, że nikt ze szpitala w Redłowie nie zareagował? Jeden z lekarzy tłumaczy, że trudno im było coś zrobić, bo są .... szpitalem onkologicznym.
Dyrekcja winą obarcza ochroniarzy, którzy powinni zawiadomić o tym, co się dzieje na terenie szpitala i wokół. Ci z kolei przekonują, że chcieli wezwać pogotowie, ale nie zdążyli.
Źródło: tvn24