Niezależnie od tego, czy wojna skończy się za kilka dni, tygodni, czy miesięcy, już wiemy, że skala zniszczeń w Ukrainie jest bardzo duża. W tej sytuacji trzeba się spodziewać, że niemała część osób, które uciekły do Polski, zostanie tu na dłużej lub na stałe. Jak się na to przygotować?
W ostatnich dniach często można przeczytać, że ucieczka tak wielu osób z ogarniętej wojną Ukrainy to największa wymuszona migracja od czasów drugiej wojny światowej. Liczba uciekających rośnie z dnia na dzień. Obecnie do Polski przybywa dziennie około 60 tysięcy osób. Według doniesień Straży Granicznej, 18 marca o godzinie 9.00 liczba osób przekraczających granicę ukraińsko-polską od początku wojny przekroczyła 2 miliony. Nie wszystkie te osoby decydują się pozostać w Polsce. Dokładnych danych nie ma, ale niemieckie władze oceniają, że granicę z Polską przekroczyło około 200-300 tysięcy osób, które uciekły z Ukrainy. Mimo to, według danych UNHCR (Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców), przy których zestawianiu, w przeciwieństwie do danych SG, bierze się pod uwagę osoby podróżujące dalej, w Polsce 18 marca przebywało 1 997 449 uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy.
Oznacza to, że w ciągu niespełna miesiąca w naszym kraju znalazło się więcej osób z Ukrainy, niż przybyło z niej przez ostatnie lata. Według informacji Urzędu do spraw Cudzoziemców po trzecim kwartale 2021 roku liczba osób posiadających ważne dokumenty pobytowe wynosiła 535 tysięcy, z czego 294,8 tysiąca stanowili obywatele i obywatelki Ukrainy. Oczywiście liczba cudzoziemców przebywających w Polsce jest większa, wiele osób z ukraińskim obywatelstwem nie występuje o legalizację pobytu, a jedynie przyjeżdża do pracy na kilka miesięcy, a potem wraca do kraju pochodzenia, by za kilka miesięcy przyjechać znowu. Przed tegoroczną nowelizacją ustawy o cudzoziemcach w ramach tzw. procedury uproszczonej obywatele i obywatelki Ukrainy mogli pracować w Polsce przez sześć miesięcy na podstawie oświadczenia pracodawcy o powierzeniu pracy cudzoziemcowi. Nowelizacja wydłużyła ten okres do 24 miesięcy.
Wymuszona migracja na wielką skalę, z którą mamy obecnie do czynienia, jest zatem procesem całkowicie odmiennym nie tylko pod względem liczby, ale przede wszystkim motywacji i potrzeb przybywających osób. Wiele z nich nie rozważało wcześniej dłuższego pobytu w Polsce, nie wspominając już o przeprowadzce na stałe. Do podróży bardzo często w ogóle nie mieli czasu się przygotować, zdołali jedynie zabrać ze sobą podręczny bagaż. Niektórzy mają w Polsce kontakty, krewnych czy przyjaciół, którzy podjęli tu pracę, ale wielu nie ma się do kogo zwrócić i polega przede wszystkim na pomocy organizowanej przez samorządy i organizacje pozarządowe.
Na dłużej lub na stałe
Nie sposób dziś stwierdzić, ile osób uciekających przed wojną w Ukrainie zostanie w Polsce na dłużej. Wiele z nich deklaruje, że zamierzają wrócić do swojego kraju, jak tylko ustaną działania wojenne i powrót stanie się bezpieczny. Nie wiadomo jednak, ani jak długo będzie trwała wojna, ani czy osoby szukające dziś schronienia przed wojną będą miały do czego wracać.
Eksperci wojskowi już od jakiegoś czasu mówią, że skutecznie powstrzymywana przez ukraińską armię rosyjska ofensywa coraz częściej zwraca się przeciwko cywilnym celom, niszcząc nie tylko bazy czy instalacje wojskowe, ale budynki mieszkalne czy gmachy użyteczności publicznej. Niezależnie od tego, czy wojna skończy się za kilka dni, tygodni, czy miesięcy, już wiemy, że skala zniszczeń jest bardzo duża. Oleg Ustenko, główny doradca ekonomiczny prezydenta Zełenskiego, mówił niedawno, że ukraińskie straty spowodowane rosyjską agresją wynoszą już około 100 miliardów dolarów.
W tej sytuacji trzeba się spodziewać, że niemała część osób, które przybyły do Polski, zostanie tu na dłużej lub zdecyduje się przeprowadzić na stałe. Tłumy na dworcach, tysiące ludzi przebywające w punktach recepcyjnych i nocujące w prywatnych mieszkaniach udostępnionych przez niosących pomoc Polki i Polaków, są zwiastunem, że po zakończeniu wojny w Ukrainie również Polska będzie pod wieloma względami innym krajem.
Migracje zawsze zmieniają kraje przyjmujące przybyszów, a migracje wymuszone sprawiają, że te zmiany nabierają dużo większego tempa. Liczba osób uciekających do krajów UE jest o wiele większa niż liczba tych, którzy przybyli kilka lat temu podczas poprzedniego kryzysu migracyjnego. O dokładne dane trudno, wiele osób przekraczało granice bez dopełniania jakichkolwiek formalności, ale pewnym oszacowaniem jest podana przez Eurostat liczba 1,2 miliona wniosków o azyl w 2015 roku. UNHCR szacuje, że po trzech tygodniach wojny Ukrainę opuściło już 3,2 miliona osób, z czego, jak już wspomniano, blisko 2 miliony trafiły do Polski. Obecny kryzys migracyjny wywołany wojną jest zatem o wiele większy niż poprzedni. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest taki z perspektywy Europy. Wojna w Syrii wygnała do Libanu ponad 850 tysięcy ludzi (dane UNHCR z września 2021 roku), a do Turcji ponad 3,7 miliona (dane UNHCR z października 2021 roku).
Co więcej, ani obecny, ani poprzedni kryzys migracyjny w Europie, mimo swojej skali, nie są największymi sytuacjami kryzysowymi tego typu w powojennej historii świata. Największy kryzys migracyjny miał miejsce w 1971 roku, kiedy 10 milionów ludzi uciekło z Bengalu Wschodniego (dziś Bangladeszu) przed czystkami prowadzonymi przez armię pakistańską w ramach operacji Searchlight. Indie borykały się wówczas z poważnym kryzysem ekonomicznym, a mimo to zdołały przez 10 miesięcy udzielać schronienia 10 milionom uchodźców. Utworzono 825 obozów ulokowanych w siedmiu stanach Indii. Populacja największych spośród nich sięgała 50 tysięcy. Ponieważ kraj goszczący borykał się z dużym bezrobociem, rząd indyjski wykluczył otworzenie rynku pracy dla uchodźców. Od początku nastawiano się jednak na możliwie szybką relokację przybyszów i po wygranej wojnie z Pakistanem, na skutek której utworzono nowe państwo, Bangladesz, do lutego 1972 roku relokowano do niego 9 milionów osób. Była to największa akcja relokacji ludności w powojennej historii świata. Między 1 a 1,5 miliona ludzi zostało jednak w Indiach na stałe.
Ochrona tymczasowa
Trudno dziś stwierdzić, z jakim skutkiem zakończy się wojna w Ukrainie i czy osoby, które w ostatnich tygodniach przybyły do Polski, nie będą mogły wrócić podobnie jak ponad 4,5 miliona Syryjczyków zmuszonych wegetować w Libanie i Turcji, czy też powrócą masowo i szybko do swojego kraju. Ukraińskie władze dokładają starań, aby pomimo wojny struktury państwa działały możliwie sprawnie (np. poprzez zapewnienie dzieciom możliwości uczestniczenia w lekcjach zdalnych), a wiele osób, które schroniły się w Polsce, deklaruje, że będzie chciało powrócić do swojego kraju tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Bardziej prawdopodobny wydaje się zatem scenariusz banglijski, a nie syryjski. Zamiast rozrastających się obozów dla uchodźców, tymczasowych punktów recepcyjnych zamieniających się z upływem czasu w osiedla, czeka nas raczej wielka relokacja Ukrainek i Ukraińców powracających do swojego kraju, aby odbudować go z gruzów.
Niezależnie jednak od tego, jak potoczą się losy wojny i jak rozległe będą zniszczenia, jakaś część osób, które w ostatnich tygodniach uciekły z Ukrainy, nie wróci już na stałe do kraju pochodzenia, podobnie jak po zakończonej wojnie w Bangladeszu ponad milion osób pozostało w Indiach. Do ich przyjęcia w Polsce nie wystarczy gigantyczna mobilizacja organizacji społecznych i tłumów wolontariuszy. Nie będą przecież miesiącami mieszkać kątem u ludzi dobrej woli, żywić się podarowanymi kanapkami i ubierać w rzeczy podarowane przez solidaryzujących się z nimi Polki i Polaków.
Przyznanie 4 marca przez UE ochrony tymczasowej uchodźcom z Ukrainy stwarza warunki, by w krajach Unii nie powtórzyła się sytuacja z Libanu czy Turcji, gdzie uciekający z Syrii nie mają prawa do pracy i żyją w ciągłym zawieszeniu, nie mogąc ani powrócić do swojego kraju, ani zacząć nowego życia w kraju, który ich gości. Ochrona tymczasowa daje uciekającym przed wojną w Ukrainie dostęp do rynku pracy, prawo do edukacji dla dzieci oraz dostęp do ochrony zdrowia i systemu opieki społecznej.
Nie dla kobiet i seniorów
Mimo nadzwyczajnych unijnych środków ochronnych, które dają podstawy do późniejszej integracji tych spośród uchodźców. którzy zdecydują się pozostać w Polsce, jak i przyjęcia na dłużej tych, którzy za jakiś czas powrócą do swojego kraju, wyzwanie jest ogromne. Jak wskazuje ekspert ds. migracji profesor Maciej Duszczyk z UW, polska gospodarka dysponuje obecnie 137 tysiącami wolnych miejsc pracy, z czego większość jest w sektorze budownictwa. To nie są zajęcia, których będą mogły podjąć się matki z dziećmi czy seniorzy, a to głównie te grupy społeczne przybyły do Polski, uciekając przed wojną.
Zadeklarowane dziś przez pracodawców wakaty nie wyczerpują potencjału rynku pracy do zatrudniania większej liczby osób, które schroniły się w naszym kraju przed wojną. Rośnie i będzie rosło ze względu na zwiększanie się udziału osób starszych w populacji zapotrzebowanie na profesjonalną opiekę tych seniorów, którzy potrzebują wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. To obszar, w którym odpowiednio wykwalifikowane osoby z Ukrainy na pewno znajdą zatrudnienie. Ale i wzrost liczebności społeczności ukraińskiej w Polsce stworzy zapotrzebowanie na specjalistki i specjalistów posługujących się językami ukraińskim i rosyjskim, którzy pozwolą działającym w Polsce firmom skutecznie pozyskiwać klientów wśród nowych mieszkańców i mieszkanek kraju. Jednak aby rynek pracy sprostał nowym wyzwaniom, konieczne jest poznanie kompetencji i wykształcenia osób, które schroniły się w Polsce przed wojną i przygotowanie oferty kursów doszkalających i przebranżawiających dla tych z nich, którzy nie będą mogli znaleźć tu pracy w swoich dotychczasowych zawodach.
Nie wiadomo też, jak będzie wyglądała w dłuższej perspektywie edukacja dzieci z Ukrainy. Obecnie część z nich, nawet bez znajomości polskiego, dołącza do klas w polskich szkołach, inne uczą się zdalnie, uczestnicząc w zajęciach organizowanych przez ukraińskie Ministerstwo Edukacji. Przed wybuchem wojny w polskich szkołach uczyło się około 60 tysięcy dzieci z Ukrainy, ale były to w większości dzieci rodziców, którzy podjęli decyzję o przeprowadzce do Polski, i były nastawione na naukę po polsku. MEN inwestował coraz większe kwoty w dodatkowe lekcje polskiego dla cudzoziemców, ale już nie w kompetencje umożliwiające pracę w wielokulturowym środowisku. Jeśli liczba dzieci ukraińskich w polskich szkołach zwiększy się kilkukrotnie, dotychczasowy model działania będzie całkowicie niewystarczający. Potrzeba będzie dużo większych nakładów na naukę polskiego, niezbędne będzie otwieranie oddziałów szkolnych z językiem ukraińskim, nie będzie też już można ignorować wyzwań, jakie stwarza nauczanie w zróżnicowanym kulturowo środowisku uczniowskim.
1,2 pokoju
Wielkim zadaniem będzie nie tylko zapewnienie nowym, pochodzącym z Ukrainy obywatelom Polski szansy na pracę i zorganizowania systemu edukacji, by ich dzieci mogły się uczyć, ale też objęcie ich ochroną zdrowia oraz danie dostępu do mieszkań. Rynek pracy zapewne poradzi sobie całkiem nieźle, wziąwszy pod uwagę jego obecne duże potrzeby, a także zapotrzebowanie na nowych pracowników wywołane samym faktem pojawienia się nowych mieszkańców kraju. Szkoły, choć do tej pory wspierane przez ministerstwo w ograniczonym stopniu, zapewne również dadzą sobie radę dzięki staraniom samorządów i organizacji pozarządowych. Wiele samorządów już wcześniej tworzyło lokalne programy i strategie wsparcia dla nauczania międzykulturowego, mają więc dobre praktyki, z których mogą korzystać.
System ochrony zdrowia i mieszkalnictwo borykają się jednak z systemowymi problemami, których nie będzie można rozwiązać z dnia na dzień, ani nawet z miesiąca na miesiąc. Szansą dla polskiej służby zdrowia byłoby zapewne umożliwienie ukraińskim lekarkom i medykom szybkiego uznania ich kwalifikacji zawodowych. Już teraz internetowe grupy pomocowe dla Ukrainy pełne są ogłoszeń od prywatnych placówek medycznych poszukujących wykwalifikowanych pracowników. Nie wiadomo jednak, czy zasilenie kadr wystarczy, by sprostać rosnącym potrzebom. Zapewne nie obejdzie się bez zwiększenia nakładów, a to z kolei będzie wymagało podniesienia składki zdrowotnej.
Poważnym problemem będzie też dla przybyszów z Ukrainy znalezienie mieszkań. Obecne braki na rynku najmu zapewne się zmniejszą, kiedy spora cześć uchodźców będzie mogła powrócić do kraju, ale trudności pozostaną. Według danych Eurostatu na jedną osobę przypadało w Polsce w 2020 roku średnio 1,2 pokoju (przy unijnej średniej 1,6), w ciągu pięciu lat ten współczynnik wzrósł bardzo nieznacznie z 1,1 i to pomimo rekordowej liczby mieszkań budowanych przede wszystkim w dużych miastach. Poprawa sytuacji będzie zapewne wymagała istotnego publicznego wsparcia dla tworzenia o wiele większej liczby dostępnych cenowo mieszkań na wynajem, ale nawet jeśli uda się stworzyć program takiego wsparcia, którego jak do tej pory nie udało się skutecznie wdrożyć żadnej ekipie rządzącej, to upłynie sporo czasu, zanim mieszkania będą faktycznie dostępne. Rozwiązaniem na krótszą metę mógłby być program relokacji wewnętrznej - publiczne wsparcie dla lokalnych wspólnot wspierających osiedlanie się uchodźców w mniej zaludnionych rejonach kraju, niewielkich i średniej wielkości miastach i miejscowościach borykających się z problemami odpływu ludności.
Wyzwanie czy szansa
Wymuszona przez wojnę migracja kilku milionów osób z Ukrainy to ogromne wyzwanie, ale i wielka szansa. Odpowiadając na potrzeby uchodźczyń i uchodźców polskie państwo, osłabione w ostatnim latach przez chybione, zaniechane lub połowiczne reformy edukacji, służby zdrowia czy mieszkalnictwa, może wreszcie skutecznie się zreformować i stać lepsze dla wszystkich obywateli, niezależnie od pochodzenia. Alternatywą jest dołożenie do nękającej Polskę polaryzacji społecznej konfliktów na tle narodowościowym, a także poważna groźba kryzysu humanitarnego.
Autorka/Autor: Paweł Marczewski - dr socjologii, szef działu Obywatele w forumIdei, think tanku Fundacji Batorego. Należy do Carnegie Civic Research Network, grupy badaczek i badaczy analizujących przemiany globalnego społeczeństwa obywatelskiego; członek redakcji "Przeglądu Politycznego" i stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego".
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images Europe