Profesor Mirosław Wielgoś odniósł się w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 do sytuacji lekarzy oraz kobiet w ciąży lub planujących ciążę. To w obliczu śmierci pani Izabeli, która po przedwczesnym odejściu wód płodowych zmarła z powodu sepsy. Lekarze czekali, aż jej płód obumrze. - Niewątpliwie prawo, które aktualnie w Polsce obowiązuje, rzutuje w bardzo duży sposób na pracę lekarzy, na pracę pod presją - ocenił krajowy konsultant w dziedzinie perinatologii i dodał, że Polki podchodzą obecnie do ciąży "ze strachem".
Gościem Konrada Piaseckiego był profesor Mirosław Wielgoś, szef Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i krajowy konsultant w dziedzinie perinatologii.
W studiu przywołano fragment jego wpisu, który nawiązywał do śmierci 30-letniej pani Izabeli w pszczyńskim szpitalu. Dobę przed śmiercią pisała do swojej mamy, że boi się o swoje życie. Zdaniem pełnomocnika rodziny, lekarze czekali, aż płód sam obumrze, nie podejmując działań, które mogłyby uratować życie kobiety.
Śmierć każdego człowieka to zawsze wielka tragedia i - co tu dużo mówić - porażka medycyny, niezależnie od okoliczności.
"Żyjemy w kraju, w którym w medycynie, niestety, dużą rolę odgrywa polityka, religia"
Pytany o swój wpis i o to, czy jest to porażka, której można było uniknąć, prof. Wielgoś powiedział, że "tego do końca nigdy nie będziemy wiedzieli". - Myślę, że nie wszystkie możliwości zostały wykorzystane - dodał.
Jego zdaniem, "niewątpliwie prawo, które aktualnie w Polsce obowiązuje, rzutuje w bardzo duży sposób na pracę lekarzy, na pracę pod presją". - Rzutuje też na to, w jaki sposób pacjentki podchodzą do ciąży, z jakim strachem i rezerwą - zaznaczył.
Profesor powiedział przy tym, że w przypadku śmierci pani Izabeli jest daleki od tego, żeby "doszukiwać się tutaj bezpośrednich powiązań" między zapisami prawa a działaniem lekarzy.
- Obawiam się, że podobnie mogłoby się wydarzyć w tej sytuacji rok wcześniej - ocenił, nawiązując do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października. W sprawie trwa debata, czy orzeczenie w kwestii aborcji mogło mieć wpływ na działania lekarzy ze szpitala w Pszczynie.
Zdaniem profesora Wielgosia wyrok "niekoniecznie i pewnie niebezpośrednio" przyczynił się do tragicznej śmierci 30-letniej pacjentki. Ale - jak dodał - "decyzje lekarzy, sposób myślenia lekarzy na pewno są w dużej mierze uzależnione od tego, w jakich okolicznościach żyjemy". - Żyjemy w kraju, w którym w medycynie, niestety, dużą rolę odgrywa polityka, religia, Kościół. Mamy tutaj bardzo związane ręce - powiedział gość Konrada Piaseckiego.
- Wiem, że od nas wymaga się heroizmu, ale to nie jest tak do końca, że lekarz musi za wszelką cenę ten heroizm wykazywać. Lekarz też jest człowiekiem, też musi mieć czas na odpoczynek, na podnoszenie swoich kwalifikacji. Pracujemy w naprawdę trudnych warunkach i tego nikt nie bierze pod uwagę - zwrócił uwagę.
Wielgoś: decyzje powinny uwzględniać czynniki medyczne, jak i stanowisko pacjentki
Wielgoś w rozmowie przyznał, że dla niego priorytetem jest zawsze zdrowie i życie pacjentki. - Ale proszę pamiętać, że decyzje, które my podejmujemy jako lekarze, przede wszystkim są uzależnione od woli, od chęci, od stanowiska pacjentki. Te decyzje, które podejmujemy, powinny uwzględniać zarówno czynniki medyczne, o których my informujemy pacjentki, ale też powinny odwoływać się do ich woli, stanowiska - tłumaczył.
Czy można powiedzieć, że ustawa aborcyjna wiąże lekarzom ręce? - Na pewno tak - odpowiedział Wielgoś. Zaprzeczył przy tym, że lekarze zawsze czekają na obumarcie płodu, zanim dokonają aborcji. - Paradoksalnie, wydaje mi się, że w tej chwili, biorąc pod uwagę przesłankę, która jest wciąż dopuszczalna, czyli zagrożenie życia i zdrowia matki, znacznie łatwiej jest przerwać w takiej sytuacji ciążę zdrową, nieobarczoną wadami genetycznymi czy strukturalnymi, niż ciążę z jakimś defektem - stwierdził.
Wielgoś został też zapytany, czy miał kiedyś do czynienia z sytuacją, gdy decyzja medyczna wydawała się mu oczywista, ale warunki prawne na to nie pozwalały.
- Miałem taką sytuację, gdy pacjentka była bardzo obciążona kardiologiczne i niestety jednocześnie miała dziecko z ciężką wadą. Konsultanci z innych dziedzin medycyny, konkretnie w kardiologii, w hipertensjologii, w koagulologii, hematologii, wypowiedzieli się, że to nie jest wskazanie do zakończenia ciąży, że ta ciąża nie jest sprawą, która bezpośrednio zagraża życiu i zdrowiu pacjentki. Dla mnie było to zupełnie absurdalną sytuacją - powiedział.
Dopytywany, jak zakończyła się ta historia, kontynuował, że "pacjentka jeździła do kilku ośrodków". - W końcu ciąża została zakończona, bo trafiła do ośrodka, gdzie uznano rzeczywiste zagrożenie. Ale nie było to zrobione w jej ośrodku macierzystym, w ośrodku akademickim zresztą, w którym powinno być to zrobione, dla mnie bez wątpienia - przyznał.
Prof. Wielgoś: instynkt zawsze istnieje
Pytany, czy obawia się tego, że któregoś dnia może przed nim stanąć prokurator i zapytać o jego decyzję, Wielgoś odpowiedział: - A pan nie boi się prokuratora? Wszyscy boimy się prokuratora.
- W naszą pracę zbyt często ingeruje polityka i prawo w sposób nie do końca dobrze rozumiany - tłumaczył, po czym przyznał, że zarówno on, jak i jego koledzy obawiają się prokuratora.
Wspomniał przy tym, że lekarze w swoich działaniach powinni się kierować przede wszystkim dobrem pacjentki. - Ale też proszę pamiętać, że każdy człowiek, każdy lekarz ma inną odporność, różny stopień instynktu samozachowawczego. Ale ten instynkt też gdzieś zawsze istnieje - wyjaśnił.
- Zawsze, jak podejmujemy decyzje, powinniśmy patrzeć parę kroków do przodu. Ja na przykład wolałbym, jeżeli musiałbym za coś odpowiadać, to za wykonanie czegoś, co wynika z mojego przekonania, ale co było niezbędne z medycznego punktu widzenia, niż odpowiadać za śmierć pacjentki - oświadczył.
"Medycyna nie była, nie jest i pewnie nie będzie zero-jedynkowa"
W rozmowie przywołano fragment oświadczenia Ministerstwa Zdrowia, które nawiązywało do śmierci pani Izabeli w Pszczynie.
Trzeba z całą mocą podkreślić, że lekarze nie mogą obawiać się podejmowania oczywistych decyzji, podejmowanych w oparciu o swoje doświadczenie i dostępną wiedzę medyczną.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ministerstwo Zdrowia opublikowało komunikat po śmierci ciężarnej 30-latki w szpitalu w Pszczynie
Wielgoś został przy tym zapytany, na ile wiedza medyczna pomaga określić, w jakim momencie należy wykonać aborcję. - Medycyna nie była, nie jest i pewnie nie będzie zero-jedynkowa, bo nie ma dwóch takich samych przypadków - odpowiedział.
- Jeżeli wczytamy się w ten komunikat, to tam jest napisane, że postępowanie musi być uzależnione od wieku ciążowego, od aktualnej sytuacji klinicznej, więc wczoraj może być inaczej, dzisiaj może być inaczej. Poza tym inaczej postępujemy, jeżeli płód jest żywy, a (inaczej - red.) jeżeli nieżywy. Inaczej, jeśli jest to zdrowy płód, inaczej, jak jest niezdrowy. Inaczej, jak pacjentce zależy na kontynuowaniu ciąży za wszelką cenę, inaczej, jeżeli nie - opisał.
Czy lęk przed prokuratorem jest większy po decyzji Trybunału Konstytucyjnego z października zeszłego roku? - Na pewno tak, bo widzimy, jaka jest atmosfera w naszym kraju. Myślę, że możemy tu śmiało powiedzieć o nagonce na lekarzy. Szuka się za wszelką cenę błędów - zauważył.
Wielgoś powiedział, że "bardzo go bulwersuje" to, jak politycy, "zrzucając z siebie odpowiedzialność, mówią o wyłącznej winie lekarzy". - Politycy nie mają najczęściej zielonego pojęcia o medycynie i nie mogą ferować takich wyroków. Ja nie mówię, że w konkretnej sytuacji nie było błędu medycznego, ale o tym powinni rozstrzygać lekarze, eksperci, specjaliści w danej dziedzinie, a nie polityk - tłumaczył.
Profesor w programie powiedział, że od czasu wyroku "na szczęście nie zmniejszyła się liczba badań diagnostycznych i badań inwazyjnych, które potwierdzają wątpliwości, jeśli chodzi o genetyczne nieprawidłowości".
- Jeśli ktokolwiek, kto uchwalał to prawo, myślał, że takie restrykcyjne prawo doprowadzi do zmniejszenia liczby terminacji ciąży, aborcji, to z założenia był w głębokim błędzie - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24