- - Oskarżony krzyczał do strażników: "Łamiecie prawo, zostaną wobec was wyciągnięte konsekwencje". - A co miał powiedzieć? Miał wyjść, podziękować, dziękuję panowie, żeście mnie wpuścili. No nie (...), zderzył się z murem i reaguje adekwatnie do sytuacji, w jakiej się znalazł, w jakiej został postawiony przez państwo prawa - mówił sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku.
- - Każdy ma prawo do tego, żeby się nie zgadzać z drugim, każdy ma prawo kwestionować decyzje organów państwa, ale każdy ma prawo, żeby to państwo postępowało wobec niego w sposób jawny, transparentny, lojalny. Na tym buduje się szacunek dla państwa - tłumaczył sędzia.
- Uniewinniony wolontariusz mówił po wyjściu z sali rozpraw, że miał nadzieję na taki wyrok. - Zostałem uniewinniony i to daje mi poczucie, że wymiar sprawiedliwości w Polsce nadal działa pomimo wielu prób zaorania - powiedział.
Sprawa związana jest z udzieleniem przez oskarżonego pomocy trzem migrantom: dwóm Etiopczykom i Somalijczykowi. Jak oskarżony mówił na początku procesu, podczas tej interwencji wszyscy trzej cudzoziemcy potwierdzili chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce.
Zaczął nagrywać, udzieliły mu się emocje
Po ich zabraniu przez Straż Graniczną do placówki w Michałowie (woj. podlaskie) oskarżony został powiadomiony przez SG, że Etiopczycy dostali decyzję o umieszczeniu w otwartym ośrodku, a Somalijczyk zrezygnował z ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Gdy chciał się z nim zobaczyć lub dostać wgląd w dokumenty jako jego pełnomocnik, spotkał się z odmową i nakazano mu opuszczenie placówki. Jak mówił, nie chciał tego zrobić, powołując się na pełnomocnictwo od Somalijczyka. Zaczął nagrywać sytuację na telefonie, więc został wyprowadzony siłą. Przed sądem wyjaśniał, że padły wtedy z jego strony ostre słowa. Mówił, że emocje go poniosły z poczucia bezsilności i wobec sytuacji, w jego przekonaniu, jawnego łamania prawa. Rezygnację Somalijczyka z ubiegania się o ochronę uznał za "skrajnie nieprawdopodobną".
Prokuratura Rejonowa w Białymstoku zarzucała oskarżonemu, że groził funkcjonariuszom i próbował wywrzeć na nich wpływ, by wymusić przyjęcie wniosku obywatela Somalii o udzielenie mu w Polsce ochrony międzynarodowej.
Sąd Rejonowy w Białymstoku oskarżonego uniewinnił. Odnosząc się do sytuacji w strażnicy SG, sędzia Tomasz Pannert mówił, że nie było przeszkód, by oskarżonego jako pełnomocnika migrantów zawiadomić o czynnościach przeprowadzanych w ich sprawie. Zaznaczył, że nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy i w jakich okolicznościach Somalijczyk zrezygnował ze złożenia wniosku, np. czy nie był przez funkcjonariuszy "wielokrotnie i wyraźnie zachęcany", by to zrobił.
Sędzia podkreślał, że oskarżony nie jest typem chuligana, który wdziera się na teren placówki SG. Mówił, że jest on osobą o "ponadprzeciętnej wrażliwości, która cechuje się szacunkiem dla zasad funkcjonowania państwa prawa". Sąd używał w uzasadnieniu określenia, które w procesie padło ze strony oskarżonego, że "zderzył się on z murem".
- Cytował słowa, które padły ze strony wolontariusza do funkcjonariuszy: "Łamiecie prawo, zostaną wobec was wyciągnięte konsekwencje". A co miał powiedzieć? Miał wyjść, podziękować, dziękuję panowie, żeście mnie wpuścili. No nie (...), zderzył się z murem i reaguje adekwatnie do sytuacji, w jakiej się znalazł, w jakiej został postawiony przez państwo prawa - mówił sędzia Pannert.
Sędzia zaznaczył, że użyty przez oskarżonego wulgaryzm "chluby nie przynosi", ale – odnosząc się do okoliczności – powiedział, że w takiej sytuacji "sąd może przymknąć na to oko". Odnosząc się do szerszego, prawnego aspektu sprawy, sędzia Pannert podkreślał, że wszystkie postępowania wobec obywateli mają być prowadzone w sposób niebudzący wątpliwości, przejrzysty i transparentny. - Takiego procedowania ze strony organów i instytucji państwa, państwa prawa rzecz jasna, oczekują obywatele - mówił w uzasadnieniu piątkowego wyroku.
Zwracał uwagę, że zaufanie do instytucji państwa nie wynika tylko z tego, że – jak to ujął – sąd, obrońca czy prokurator założy togę lub z tego, że ktoś nosi mundur. - Szacunek i zaufanie wynikają ze świadectwa, jakie dają osoby, które te uniformy noszą - podkreślał Pannert.
– Każdy ma prawo do tego, żeby się nie zgadzać z drugim, każdy ma prawo kwestionować decyzje organów państwa, ale każdy ma prawo, żeby to państwo postępowało wobec niego w sposób jawny, transparentny, lojalny. Na tym buduje się szacunek dla państwa – powiedział. Zadawał pytanie, co nie zadziałało i wszystko skończyło się procesem. – Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: brakło ludzkiej wrażliwości, transparentności, profesjonalizmu, przygotowania osób do działania w trudnej sytuacji, może wszystkiego po trochu, może wszystkiego łącznie – powiedział.
I ocenił, że gdyby oskarżony był zawiadomiony o czynnościach prowadzonych przez SG z Somalijczykiem, to nawet gdyby decyzja była dla cudzoziemca niekorzystna, nie byłoby tej sprawy karnej.
Uniewinniony wolontariusz mówił po wyjściu z sali rozpraw, że miał nadzieję na taki wyrok. – Zostałem uniewinniony i to daje mi poczucie, że wymiar sprawiedliwości w Polsce nadal działa pomimo wielu prób zaorania systemu sprawiedliwości przez PiS - powiedział.
I dodał: - Usłyszałem przede wszystkim to, że ta sprawa była niepotrzebna, że mogliśmy się tu nie spotykać. Gdyby system działał poprawnie, gdyby urzędnicy działali w ramach prawa, realizowali swoje prawa i przestrzegali procedur i wykazywali się też elementarną wrażliwością, ależ nawet bez tej wrażliwości. Wystarczyłoby przestrzegać prawa i procedur, ta sprawa by się nie odbyła.
Podzielał to jego adwokat. - Ja się dziwię, że w ogóle prokuratura zdecydowała się taki akt oskarżenia skierować. Od początku on wyglądał słabo i sąd dzisiaj w sposób jasny powiedział, że mój klient nie groził, jego słowa były po prostu reakcją na starcie się z bezprawiem, z nieprzestrzeganiem jego praw, praw jego mocodawcy. W żaden sposób nie były bezprawną groźbą ani próbą wywierania wywierania wpływu - ocenił Jarosław Jagura, pełnomocnik oskarżonego.
Autorka/Autor: Filip Czekała/PKoz
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Artur Reszko