Bocian, który tej wiosny zasiedlił gniazdo w Przygodzicach (Wielkopolska), od początku musiał o nie walczyć z innymi bocianami. Szybko znalazł partnerkę, złożyła cztery jaja. Trzy stracili w walkach, z czwartego wykluło się pisklę. I matka zniknęła. Gdy ojciec wyruszył na żer, pisklę porwał inny bocian. W nocy z czwartku na piątek w gnieździe zamieszkała już inna para.
Bociani dramat w Przygodzicach pod Ostrowem Wielkopolskim mógł obserwować każdy przez internet, ponieważ w gnieździe zamontowana jest kamera, a transmisja na żywo trwa bez przerwy od wiosny do późnego lata. Projekt "Blisko bocianów" wymyślił w 2006 roku ornitolog Paweł Dolata. Prowadzi go społecznie wraz z miłośnikami tych ptaków.
Gniazdo ma 30 lat, znajduje się na nieczynnym kominie kotłowni przygodzickiego urzędu gminy. Co roku zasiedla go para bocianów i zajmuje cały sezon. Nie wiadomo, czy jest to sama para, co w poprzednim roku, bo ptaki nie są obrączkowane. Samica nazywana jest Przygodą, a samiec Dziedzicem, bo gdy złączy się te słowa - jak mówi Dolata - brzmią podobnie do nazwy wsi.
W tym sezonie wydarzyło się coś niespotykanego. W krótkim czasie zmienili się gospodarze gniazda.
Para od pierwszej minuty
Transmisja rozpoczęła się 21 marca. Wkrótce w gnieździe pojawił się Dziedzic.
Kilka dni później, 4 kwietnia przyfrunęła do niego Przygoda. Wprawne oko rozróżni płeć po wielkości, gdy ptaki są obok siebie - on jest od niej nieco większy, ma nieco dłuższy dziób. A wątpliwości rozwiewa kopulacja - samica jest zawsze na dole.
- Samiec nie zawsze zaakceptuje pierwszą samicę, która do niego przyleci. W tym przypadku konsumpcja związku nastąpiła w pierwszej minucie poznania - mówi Dolata.
Walki o gniazdo
Dziedzic, czasem z pomocą Przygody, od początku musiał bronić gniazda przed innymi bocianami, co - w przypadku tych ptaków - nie jest niczym nadzwyczajnym. Czasami wystarczy odstraszanie klekotaniem, ale dochodzi też do bezpośredniej walki. - Ludzie mówią: "budujcie więcej gniazd, to bociany nie będą walczyć". Ale ptaki wybierają lepsze gniazda, tak jak ludzie restauracje czy domy. Chodzimy jeść tam, gdzie jest pełno gości, bo to znaczy, że tam dają dobre jedzenie. I wolimy domy z pełnym wyposażeniem, tak jak ptaki - porównuje ornitolog.
Najlepszy dowód: kilka kilometrów od komina kotłowni jest inne bocianie gniazdo i od lat stoi puste. Dolata: - Bocian potrafi zapamiętać, w którym gnieździe w zeszłym roku wykluły się pisklęta i przeżyły. A to znaczy, że gniazdo jest bezpieczne, że nie spadnie i że w pobliżu jest zapas pokarmu, że w promieniu dwóch kilometrów można latać na żer.
Przygoda znika dwa razy
Para stoczyła kilkadziesiąt potyczek, czasami atakowana była jednocześnie przez dwa ptaki. W kwietniu Przygoda złożyła cztery jaja. Ale w kolejnej walce została ranna w skrzydło. Po tym zdarzeniu wyfrunęła z gniazda i nie wracała przez 16 godzin. Miłośnicy przygodzickich bocianów zorganizowali nawet poszukiwania. - Może była w szoku, może była w chwilowej niedyspozycji - przypuszcza Dolata.
W czasie nieobecności partnerki Dziedzic musiał sam chronić gniazda i jaj. Trzy w trakcie walk zostały uszkodzone - by tak się stało, wystarczy wstrząśnięcie. Po powrocie Przygody z ostatniego ocalałego jaja 17 maja wykłuło się pisklę. Ludzie nazwali go Szczęściarzem.
Dziedzic i Przygoda dzielili się obowiązkami. Gdy jedno z rodziców leciało na żer, drugie pilnowało gniazda. Wspólnie opiekowali się jedynym potomkiem - do 24 maja. Tego dnia Przygoda zniknęła po raz drugi i do dzisiaj nikt jej nie widział. Mogła zginąć w zderzeniu z napowietrznymi liniami energetycznymi, co - jak mówi Dolata - bocianom zdarza się często.
Porwanie pisklęcia
Dziedzic znowu został sam. Pierwszego dnia nie opuszczał gniazda i potomka. Drugiego wybrał się raz na krótki żer. Potem wylatywał częściej: dwa razy, trzy. 8 czerwca poleciał za daleko. Za długo go nie było. Gniazdo w tym czasie zaatakował obcy bocian. - Ludzie nazwali go intruzem, porywaczem. Pięć razy zaatakował. Pisklę mimo dużo mniejszej postury odparło atak cztery razy. Za piątym razem intruz płynnym lotem porwał pisklę w dziób i wyrzucił za gniazdem - relacjonuje Dolata.
Pisklę nie przeżyło. Dziedzic mimo takiej straty dalej bronił gniazda. Ostatecznie przegrał w nocy z czwartku na piątek.
- Spotkaliśmy się z zarzutami, dlaczego nic nie zrobiliśmy. Urządziliśmy stołówkę, kolega 30 kilometrów dowoził ryby i mięso. Działamy społecznie, nikt z nas nie bierze za to pieniędzy. Pojawiły się pomysły, żeby dronem zrzucać jedzenie czy wodnym kołowrotkiem odganiać atakujące bociany. To chroniony gatunek i ma swoje prawa, najlepszy wygrywa - podkreśla Dolata.
Czy pierwszy Dziedzic wróci?
Od 10 czerwca gniazdo zajmuje nowy Dziedzic ze swoją Przygodą. Prawdopodobnie to on był intruzem-porywaczem. Ale - jak mówi ornitolog - niewykluczone, że pierwszy Dziedzic spróbuje odbić gniazdo.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: bociany.przygodzice.pl/ Agata Dera