Od reprezentowania linii rządu są przedstawiciele rządu, a nie dziennikarze - mówiła redaktor naczelna TOK FM Kamila Ceran, odnosząc się do ostatnich informacji o naciskach władzy na niezależne media. Wydawca "Gazety Radomszczańskiej", członek Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Andrzej Andrysiak ocenił, iż "władza jest przekonana, że ona jest namaszczona, w związku z tym jest jakimś dysponentem prawdy". Redaktor naczelny Money.pl Łukasz Kijek podkreślił, że w demokracji "muszą być bezpieczniki". - Media również są takim bezpiecznikiem - dodał.
W zeszłym tygodniu redaktor naczelny Wirtualnej Polski Paweł Kapusta opisał, że obóz rządzący na różne sposoby chciał uzyskać wpływ na portal. Kilka dni wcześniej Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny portalu Onet, napisał, że osoba związana z PiS sugerowała mu, jakie powinny być relacje redakcji z władzą. Według jego relacji osoba ta wspominała o powołaniu na stanowisko zastępcy redaktora naczelnego kogoś, kto odpowiadałaby za to, żeby redakcji "reprezentowany był punkt widzenia rządu".
"Od reprezentowania linii rządu są przedstawiciele rządu, a nie dziennikarze"
O naciskach na wolne media w Polsce mówili we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 redaktor naczelna TOK FM Kamila Ceran i wydawca "Gazety Radomszczańskiej", członek Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Andrzej Andrysiak.
- Od reprezentowania linii rządu są przedstawiciele rządu, a nie dziennikarze. Na przykład rzecznicy, ministrowie, premier, szefowie partii. Od reprezentowania linii opozycji są szefowie opozycji, liderzy opozycji czy politycy opozycji. Dziennikarze są o tego, żeby im zadawać pytania. Jednakowo jednym, jak i drugim - powiedziała Ceran.
Andrysiak ocenił, że gdyby wicenaczelnym został ktoś reprezentujący linię władzy, "pewnie mogłoby się skończyć to tym, że gazeta, portal albo telewizja byłaby tubą propagandową rządu, a nie niezależnym medium, które patrzy władzy na ręce".
- Jestem trochę zdziwiony tą sytuacją związaną z Onetem i Wirtualną Polską, bo o ile takie próby i naciski na poziomie lokalnym to jest prawie codzienność, to na poziomie ogólnopolskim wydawało mi się, że to jednak jest jakaś bariera - taka po części psychologiczna, po części polityczna - że władza nie próbuje takich rzeczy. Ale jak się okazało, próbuje. Mam nadzieję, że w przypadku żadnej redakcji nie będzie to z jakimś efektem - powiedział.
Andrysiak: władza jest przekonana, że jest jakimś dysponentem prawdy
Ceran - mówiąc o sytuacji WP i Onetu - oceniła też, że "interesujący jest dobór mediów, w których ta wizyta się odbyła, z którymi ta rozmowa się odbyła". - Trochę nie wyobrażam sobie, żeby ktoś przyszedł do TVN czy Agory, która jest właścicielem radia TOK FM - przyznała. I dodała: - Jednak najwyraźniej tam uznano, że da się zrobić tak duży nacisk biznesowym, żeby przekonać do, nazwijmy to, współpracy.
Z kolei wydawca "Gazety Radomszczańskiej" mówił o tym, jak wygląda codzienność lokalnych mediów. - Mogę opowiedzieć o historii sprzed kilku dni raptem, z południa Polski. Minister z rządu ma spotkanie z samorządowcami w swoim regionie. (…) Jest tam też wydawca jednego, drugiego tytułu i w kuluarach, ale w takiej półpublicznej rozmowie ten minister mówi tak: Ja to chciałbym i wydaje mi się, że powinno być tak, że takich mediów jak wasze - czyli niezależnych mediów lokalnych - w ogóle nie powinno być. Bo żeby mieszkańcy byli poinformowani, wystarczą media samorządowe i media ratuszowe - relacjonował gość TVN24.
- Przysłuchuje się tej rozmowie samorządowiec, który jest związany z opozycją i protestuje, choć ta gazeta, o którą chodzi, też jemu patrzy na ręce - kontynuował.
Andrysiak wskazywał, że "takie jest myślenie władzy i wydaje mi się, że ono ma dwa aspekty". - Pierwszy jest taki, że władza jest przekonana, że ona jest namaszczona, że w związku z tym jest jakimś dysponentem prawdy. Jak jest dysponentem prawdy, to przecież niepotrzebny jest ktoś, kto będzie jej patrzył na ręce. A drugi jest taki stricte pragmatyczny. Na to mało zwracamy uwagę, ale jak Orlen przejął Polska Press, to się bardzo szczycił tym, że będzie miał dostęp do klientów i mieszkańców Polski lokalnej, a od tamtego czasu zlikwidował już 100 tygodników lokalnych - przekazał dziennikarz.
Kijek: w demokracji media są bezpiecznikiem
Zdaniem Łukasza Kijka, redaktora naczelnego Money.pl, "próby nacisków na media" obserwujemy od bardzo dawna. - To jest bardzo brudna gra - powiedział.
- Muszą być takie bezpieczniki, które są w demokracji, żeby ta demokracja mogła dobrze funkcjonować. Media również są takim bezpiecznikiem. Bez mediów przecież nie dowiedzieliby się państwo o wielu trudnych tematach, o wielu aferach - wyjaśnił.
Zaznaczył, że media są po to, by patrzyć władzy na ręce. - Jeśli już władzy nie będzie się patrzyć na ręce, no to ona będzie mogła robić, co tylko chce. To jest bardzo niebezpieczne, to jest bardzo złe - dodał.
- Politycy partii rządzącej mają postawione za cel to, aby za wszelką cenę te wybory wygrać. W związku z tym próba uciszania mediów jest elementem tej gry - ocenił.
"Atak na media jest de facto atakiem na społeczeństwo obywatelskie"
Aleksandra Karasińska, redaktorka naczelna Forbes Woman, komentując sytuację na antenie TVN24, powiedziała, że "to nie jest historia o mediach, to jest historia o relacji władzy z obywatelami.". - Dlatego, że atakując media, nie szanując głosu mediów, władza nie szanuje naszych widzów, czytelników, słuchaczy - powiedziała Karasińska.
- Bo my nie tworzymy treści dla siebie. Tworzymy dlatego, żeby Polacy byli poinformowani, jaka jest prawda, jak wygląda sytuacja gospodarcza, jakie są zmiany polityczne - wskazywała.
Stwierdziła, że "atak na media jest de facto atakiem na społeczeństwo obywatelskie".
Rafał Madajczak, redaktor naczelny portalu Gazeta.pl, mówił, że wolne media świadczą usługi" dla społeczeństwa. - To jest rozmowa na temat tego, żebyśmy mogli normalnie pracować. Widzowie, słuchacze, odbiorcy doskonale wiedzą, o co tu chodzi - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24