Marian Banaś wypowiedział się przed połączonymi komisjami spraw zagranicznych i kontroli państwowej w sprawie grudniowej roboczej wizyty delegacji NIK na Białorusi. - Wyłącznie kwestie polityczne determinują działania przewodniczących komisji, którzy zgodnie realizują scenariusz politycznego ataku na mnie i kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli - oświadczył. Połączył to z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu. - Chodzi tu o postawienie mnie oraz NIK w jak najgorszym świetle - mówił.
Szef Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś pojawił się w poniedziałek na posiedzeniu połączonych sejmowych komisji kontroli państwowej i spraw zagranicznych. Ma to związek z grudniową delegacją NIK na Białorusi, po której marszałek Sejmu Elżbieta Witek zażądała wyjaśnień. Na posiedzeniu połączonych komisji 17 grudnia w związku z tą wizytą z ust wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka padły zarzuty "zdrady stanu".
Banaś: posiedzenia instrumentalnie wykorzystywane celem politycznej nagonki
Na posiedzeniu pojawił się zarówno Banaś, jak i jego zastępcy, a także wiceszef MSWiA Maciej Wąsik, wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk oraz europoseł KO Radosław Sikorski.
- Zarówno dzisiejsze posiedzenie, jak i wcześniejsze posiedzenie szanownej komisji w temacie wyjazdu roboczego NIK do Mińska są instrumentalnie wykorzystywane celem przeprowadzenia politycznej nagonki na mnie. To wyłącznie kwestie polityczne determinują działania przewodniczących połączonych komisji, którzy zgodnie realizują scenariusz politycznego ataku na mnie i kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli - oświadczył Banaś.
Tłumaczył, że jego zdaniem chodzi tu o postawienie jego oraz NIK "w jak najgorszym świetle przed jutrzejszą komisją sejmową", która zajmie się wnioskiem prokuratury dotyczącym uchylenia mu immunitetu.
- Nie pozwolę, aby politycznie sterowany marszałek Sejmu ingerował w niedozwolony sposób w kwestie dotyczące niezależności Najwyższej Izby Kontroli. Staję przed szanownymi komisjami, wraz z członkami delegacji NIK do Mińska, celem wyjaśnienia kwestii oskarżeń o zdradę państwa, które padły z ust wiceministra Piotra Wawrzyka - mówił szef NIK.
Banaś oświadczył, że nie boi się prawdy i nie chowa głowy w piasek, podczas gdy marszałek Sejmu Elżbieta Witek, wezwana przez kontrolerów NIK do złożenia zeznań w charakterze świadka, - jak uznał - nie stawiła się na przesłuchanie. Przypomniał, że każdy obywatel, który dostanie wezwanie na przesłuchanie ma obowiązek stawić się lub usprawiedliwić swoją nieobecność. Jeśli ignoruje wyzwanie - dodał - to łamie prawo.
Sejm będzie głosował w sprawie immunitetu Banasia
Uchylenie Banasiowi immunitetu ma umożliwić białostockiej prokuraturze postawienie mu zarzutu związanego z jego oświadczeniem majątkowym. Głosowanie nad immunitetem prezesa NIK ma się odbyć we wtorek.
O tym, że prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wystąpił do marszałek Sejmu z wnioskiem o uchylenie immunitetu prezesowi NIK, poinformowano pod koniec lipca 2021 roku. Wśród kilkunastu zarzutów, które prokuratura zamierza postawić Marianowi Banasiowi, jest podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych. Zdaniem prokuratorów, Banaś miał zaniżyć w deklaracjach podatkowych za lata 2015-2020 przychody z dzierżawy kamienicy w Krakowie. Według prokuratury naraziło to Skarb Państwa na stratę ponad 50 tysięcy złotych z należnego podatku dochodowego.
Banaś zapowiadał nagranie o "trudnych dla rządzących tematach"
Prezes NIK pytany w październiku w TVN24 o swój immunitet, odpowiedział, że "aspekt całej sprawy jest szerszy." - Chodzi nie o mój immunitet, moją osobę, czy mojego syna, tylko chodzi o to, żeby pozbawić Najwyższą Izbę Kontroli niezależności - mówił.
- Kiedy byłem szefem Krajowej Administracji Skarbowej, ministrem finansów i przeprowadziłem jedną z największych reform PiS, która przyniosła do budżetu ponad 300 miliardów złotych, oczywiście byłem chwalony przez prezesa (Jarosława) Kaczyńskiego w obecności mojej dyrektorki, mówił wtedy: "panie ministrze, panu to się należy Order Orła Białego za to, co pan zrobił dla Polski i dla PiS-u" - wspominał.
- Przejąłem funkcję prezesa Najwyższej Izby Kontroli, w sposób obiektywny zacząłem podchodzić do wyników kontroli, nagle zmieniła się cała sytuacja i rozpoczęła się nagonka, która trwa do dzisiejszego dnia - podsumował wtedy.
W czasie rozmowy zapowiedział, że przygotował nagranie, które "będzie pokazywało pewne rzeczy, które miały miejsce". Uściślił, że dotyczy ono "tematów trudnych dla rządzących".
Banaś w tym miesiącu, w czasie posiedzenia senackiej komisji nadzwyczajnej do spraw przypadków nielegalnej inwigilacji przy użyciu systemu Pegasus, powiedział, że padł ofiarą nielegalnej inwigilacji. Wskazał, że takie incydenty miały miejsce między innymi w 2017 i w 2018 roku.
CZYTAJ WIĘCEJ: Banaś: uważam, że padłem ofiarą nielegalnej inwigilacji
Przypomnijmy, że Banaś na prezesa NIK został powołany z nominacji Prawa i Sprawiedliwości. Gdy został wybrany na stanowisko w sierpniu 2019 roku, CBA wciąż było w trakcie kontroli jego oświadczeń majątkowych.
"Wyjazd podyktowany był bardzo pragmatycznymi kwestiami"
O szczegółach delegacji w poniedziałek poinformował jej przewodniczący, dyrektor białostockiej delegatury NIK Janusz Pawelczyk. Przekazał, że wyjazd dla pięciu osób na trzy dni na Białoruś kosztował 4,5 tysiąca złotych.
Tłumaczył, że głównym celem rozmów była sytuacja w Puszczy Białowieskiej, w której prowadzona jest kontrola NIK. - To nie była wycieczka, żeby zrobić komuś na złość, czy też pogłębić kryzys pomiędzy oboma państwami. Ten wyjazd podyktowany był bardzo pragmatycznymi kwestiami. Na dzisiaj mamy poważne ustalenia, które wskazują na konieczność podjęcia radykalnych działań, zmierzających do tego, żebyśmy zniwelowali ryzyka, bo w niedługim okresie czasu możemy mieć poważny problem chociażby w komunikacji z UNESCO i innymi organizacjami międzynarodowymi - mówił.
- Podczas spotkań ze stroną Białoruską nie poruszaliśmy kwestii politycznych, bo nas to nie interesuje. Poruszaliśmy kwestie merytoryczne, te kwestie, które mają istotne znaczenie dla aktualnie prowadzonych kontroli, a które mogą mieć poważny wpływ w najbliższym czasie - zapewnił.
Dyrektor zarzucił też wiceministrowi Wawrzykowi, że "w sposób bezceremonialny" oskarżył osoby uczestniczące w wyjeździe i prezesa NIK o "zdradę państwa".
Wiceszef MSZ: wizyta podważa autorytet Polski. "Zdrada państwa" nie powinna paść
Głos zabrał wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk, który odniósł się do zarzutów pod swoim adresem. Przypominał, że po sfałszowaniu w sierpniu 2020 roku wyborów na Białorusi kraj ten nie jest traktowany jak normalne państwo. Mówił także, że Komitet Kontroli Państwowej (białoruski odpowiednik NIK - red.) to nie jest niezależna instytucja białoruska, tylko podlega ona bezpośrednio Aleksandrowi Łukaszence. Szef tej organizacji, jak przypomniał, jest na liście sankcyjnej Unii Europejskiej.
- W tym kontekście wyjazd delegacji jakiejkolwiek instytucji reprezentującej państwo polskie na Białoruś stoi w sprzeczności z całą polską polityką zagraniczną, stanowi zaprzeczenie tego co Polska reprezentuje na arenie międzynarodowej - powiedział Wawrzyk. - Ta wizyta podważa autorytet RP, jest działaniem wbrew interesom państwa polskiego, bo pokazuje, że instytucje państwa polskiego z reżimem białoruskim chcą współpracować - ocenił.
Nawiązał też do swoich słów z posiedzenia komisji 17 grudnia. - "Zdrada państwa" nie powinna paść, to jest z mojej strony zbyt daleko idące sformułowanie, ale ta wizyta była działaniem wbrew interesom państwa polskiego - mówił.
Pytania o nieformalność wizyty. Dyrektor białostockiej delegatury NIK: wizyta formalna i służbowa
Biorący udział w posiedzeniu wiceszef MSWiA Maciej Wąsik mówił z kolei, że "należy dokładnie wytłumaczyć, dlaczego do tej wizyty doszło akurat wtedy", czyli w grudniu. - Wszyscy widzieliśmy w mediach, jaka sytuacja była na granicy jesienią. Widzieliśmy próby ataku na naszą granicę, atakowanie funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji, żołnierzy Wojska Polskiego - mówił. - Uważam, że ta wizyta jest po prostu karygodna - oświadczył.
Wąsik pytał także o kwestię oficjalnych i nieformalnych kontaktów delegacji NIK ze stroną białoruską. - Jaką miały agendę, jaki przebieg? Czy spotkaliście się ze stroną białoruską w sposób nieformalny, choćby wieczorem, po oficjalnym spotkaniu? Kto był uczestnikiem tego spotkania po stronie białoruskiej? Czy wy wiecie dokładnie, kto tam był? - pytał przedstawicieli NIK.
Do tej samej sprawy nawiązał wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. Dopytywał, czy była nieformalna część tej wizyty, a także kto brał w niej udział ze strony polskiej i białoruskiej. Chciał też wiedzieć, ilu członków delegacji ma uprawnienia kontrolerskie i czy prezes NIK wiedział o wyjeździe.
Pod koniec posiedzenia Pawelczyk wyjaśnił, że nie było żadnych nieformalnych kontaktów, bo wizyta miała charakter "formalny i służbowy", a delegacja z Białorusi "wróciła trzeźwa". Tłumaczył też, że prezes oczywiście wiedział o wizycie, bo jej organizacja była zgodna z wszelkimi procedurami.
Kowal: funkcjonariusz uważa sprawę za zdradę stanu i czeka ponad miesiąc z posiedzeniem
Z kolei poseł Paweł Kowal (KO) nawiązał do słów Wawrzyka o "zdradzie stanu". Ocenił, że tego typu sformułowania były użyte w emocjach i w sposób niewłaściwy. Przypomniał, że na poprzednim posiedzeniu komisji informowano, że na czele delegacji NIK na Białorusi stał "ktoś z centrali NIK". - To się nie potwierdziło - podkreślił. - A zatem nie mamy do czynienia z żadną zdradą państwa i niczym, co zdradę państwa przypomina - stwierdził.
Proponował, że w czasie trudnych relacji z Białorusią, jakie mamy obecnie, MSZ powinno wydać instrukcje określające "kto z kim i na jakim szczeblu się spotyka". Argumentował, że NIK żadnej tego rodzaju instrukcji nie posiada.
Zauważył także, że państwa polskiego, ani dziś, ani w przeszłości, ani w przyszłości, nie reprezentują delegatury NIK. - Powinniśmy wiedzieć, co jest delegacją państwową, co jest delegacją formalną, a co jest delegacją roboczą, a co jest wyjazdem kilku kontrolerów - wymieniał. - Jak się nie porozumiemy w tej sprawie, to się w niczym nie porozumiemy - dodał.
Zwracał również uwagę na zwłokę w kontroli tego wyjazdu i w zwołaniu posiedzenia komisji. - Minął ponad miesiąc, słyszeliśmy, że jest racja stanu narażona, i dziś się spotykamy - mówił. - Nie potrafię sobie wyobrazić, że polski funkcjonariusz uważa sprawę za zdradę stanu i czeka ponad miesiąc z posiedzeniem i spotkaniem. To wygląda naprawdę niepoważnie - stwierdził. Zaproponował też powołanie podkomisji, która przebada sprawę.
Wiceprezesi NIK "nie byli poinformowani" o wyjeździe
O wiedzę na temat wyjazdu do Mińska posłowie spytali też dwóch wiceprezesów NIK, Tadeusza Dziubę i Małgorzatę Motylow. Oboje są od dawna skonfliktowani z prezesem Banasiem. I Dziuba, i Motylow oświadczyli, że nie zostali o wyjeździe poinformowani.
- Nie byłam poinformowana w żaden sposób przez pana prezesa (Banasia), ani na spotkaniach ścisłego kierownictwa, na które ja jestem zapraszana, a pan prezes Dziuba nie. Również na posiedzeniu kolegium (NIK) nie było takiej informacji, a była do tego okazja, bo posiedzenie kolegium odbywało się 15 grudnia 2021 roku - powiedziała Motylow.
Marian Banaś ripostował, że zgodnie z artykułem 13. ustawy o Najwyższej Izby Kontroli, NIK kieruje prezes. - I to do niego należy podejmowanie decyzji, jeśli chodzi o organizację między innymi wyjazdów - dodał szef NIK.
Źródło: TVN24, PAP