Pierwsza prezes SN podała liczbę protestów wyborczych

Sąd Najwyższy: "cały czas spływają protesty wyborcze"
Małgorzata Manowska o protestach wyborczych: wiele pism jest powielanych, nazywamy je "giertychówkami"
Źródło: Radio ZET
Do Sądu Najwyższego trafiło ponad 50 tysięcy protestów wyborczych - przekazała w Radiu ZET pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. Mówiła o najczęściej powielanych protestach, które nazwała "giertychówkami". Do tych słów odnieśli się Roman Giertych i rzecznik rządu Adam Szłapka.
Kluczowe fakty:
  • Małgorzata Manowska oskarżyła Romana Giertycha i Michała Wawrykiewicza o "nieodpowiedzialne akcje", które "dokuczyły pracownikom" SN.
  • Pierwsza prezes była też pytana, czy Sąd Najwyższy zdąży z rozpatrzeniem protestów do 2 lipca.
  • Ujawniła, że w Sądzie Najwyższym wprowadzono szczególne środki ostrożności.
  • Przyznała też, że "bajzel w wymiarze sprawiedliwości jest okropny" i "powstał za czasów PiS".

Media informują o nieprawidłowościach związanych z liczeniem głosów w niektórych komisjach podczas drugiej tury wyborów prezydenckich. Sąd Najwyższy rozpoznaje protesty wyborcze składzie trzech sędziów, w postępowaniu nieprocesowym. Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska mówiła w Radiu ZET, że liczba protestów przekroczyła już 50 tysięcy.

- Czekamy jeszcze na informację z Poczty Polskiej, czy coś jeszcze przyjedzie do Sądu Najwyższego. Indywidualnych protestów jest kilkaset sztuk - poinformowała.

Protesty wyborcze. Manowska o "giertychówkach"

- Ponad 90 procentów to protesty powielane, których wzór został udostępniony przez posła (Romana) Giertycha. Pracownicy Sądu Najwyższego nazywają je "giertychówkami". Kilka tysięcy protestów to wzór udostępniony przez pana (Michała) Wawrykiewicza - powiedziała Manowska.

Manowska mówiła o "nieodpowiedzialnej akcji, która dokuczyła pracownikom Sądu Najwyższego". - Akcja posła Giertycha i pana Wawrykiewicza spowodowała tylko to, że pracownicy SN w czerwcowy weekend, zamiast spędzać go z rodzinami, przyjaciółmi, siedzieli w sądzie i pracowali - opisywała.

- Z tych "giertychówek", które wpłynęły do Sądu Najwyższego, bardzo duża liczba - kilka tysięcy protestów - ma PESEL posła Giertycha, bo ludzie nie potrafili nawet wpisać swojego PESEL-u - przytoczyła. Manowska wyjaśniła, że "protest dotknięty tego typu wadami będzie pozostawiony bez rozpoznania".

Giertych: Manowska obraża dziesiątki tysięcy ludzi

Do słów Manowskiej odniósł się w mediach społecznościowych Roman Giertych. "Pani Manowska obraża dziesiątki tysięcy ludzi, którzy zaprotestowali przeciwko oszustwom wyborczym, nazywając ich protesty giertychówkami" - napisał poseł PO.

"W przygotowanym przeze mnie proteście istotą zarzutu było nieuprawnione opanowanie większości w obwodowych komisjach wyborczych przez PiS i sojuszników. I te kilkadziesiąt tysięcy ludzi w tym proteście domagają się przeliczenia głosów, aby udowodnić tezę, że te komisje fałszowały głosy" - dodał Giertych.

W innym wpisie zaprzeczył, jakoby w udostępnionym wzorze protestu był wpisany jego PESEL. Początkowo jednak Giertych opublikował swój PESEL, o czym informowaliśmy na tvn24.pl.

Szłapka: SN jest zobowiązany, żeby każdy protest rzetelnie rozpatrzyć

Rzecznik rządu Adam Szłapka pytany w poniedziałek o te słowa pierwszej prezes SN, powiedział: - Nie do końca interesuje mnie zdanie Małgorzaty Manowskiej, co sądzi o tych protestach.

- Mnie interesuje zapis konstytucji, który mówi o tym, że każdy obywatel ma prawo złożenia protestu i interesuje mnie to, że Sąd Najwyższy jest zobowiązany do tego, żeby każdy taki protest bardzo rzetelnie rozpatrzyć - dodał.

Wskazał, że to jest zadanie SN, a "zadaniem prokuratury i prokuratora generalnego jest także reagowanie na nieprawidłowości i sprawdzenie, czy doszło do nieprawidłowości". Stwierdził, że w kilku komisjach doszło do "nieprawidłowości". - Trzeba je po prostu wyjaśnić i nie przesądzać w jedną bądź w drugą stronę - zaznaczył Szłapka.

- Wszystkim powinno zależeć, żeby wszelkie nieprawidłowości zostały wyjaśnione. Nikt tu nie kwestionuje tych wyborów. Trzeba to po prostu wyjaśnić - oznajmił.

szlapka 2
Szłapka: w kilku komisjach doszło do nieprawidłowości, trzeba je wyjaśnić i nie przesądzać w jedną lub drugą stronę
Źródło: TVN24

"Wyniki się potwierdzą albo nie potwierdzą"

- Jako legalistka trzymam się uchwały PKW i w zależności od wyniku rozpoznania protestów wyborczych te wyniki wyborów się potwierdzą albo się nie potwierdzą - mówiła Małgorzata Manowska w wywiadzie dla Radia Zet.

Pytana o ponowne przeliczenie wszystkich głosów, prezes Sądu Najwyższego odpowiada, że "żaden organ ani sąd nie ma takiego uprawnienia, żeby ot tak sobie nakazać ponowne przeliczenie".

SN zdąży z rozpatrzeniem protestów?

Na pytanie, czy Sąd Najwyższy zdąży rozpatrzyć protesty wyborcze do 2 lipca, Manowska odpowiedziała: - Nie można powiedzieć tego z całą pewnością, bo nie wiem, jakie wrogie akcje są przed nami.

Manowska doprecyzowała, że "wrogie akcje" mogą polegać na "zasypywaniu Sądu Najwyższego jakimiś pismami albo różnymi akcjami sprzecznymi z prawem".

- Tylko jakieś nadzwyczajne okoliczności typu zamach, uwięzienie sędziów mogłyby spowodować, (że protesty nie zostaną rozpoznane na czas - red.). Przy tej skali nienawiści jednych Polaków do drugich Polaków mam obowiązek spodziewać się wszystkiego i zabezpieczyć SN przede wszystkim  - powiedziała Manowska.

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego ujawniła, że w SN są wprowadzone szczególne środki ostrożności. - Nie powiem jakie, bo to by była instrukcja dla ludzi, którzy chcieliby przeszkodzić SN w pracy. Nikt o tym nie wie, wszystko dzieje się normalnie, są podwyższone środki ostrożności - doprecyzowała. - Muszę być przygotowana na różne scenariusze - dodała.

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska
Źródło: Albert Zawada/PAP

Manowska o "wojnie domowej"

- Ktoś, kto będzie próbował dokonywać instrumentalnej wykładni prawa albo wnikać w proces wyborczy bezprawnie, być może będzie odpowiedzialny za wojnę domową w Polsce - powiedziała Manowska.

Zdaniem sędzi "zostaliśmy skłóceni przez polityków dla ich partykularnych interesów". Jej zdaniem "pan premier jest odpowiedzialny za to, że do tej pory problemy w wymiarze sprawiedliwości nie zostały rozwiązane, ale poprzednia władza też za wiele nie zrobiła". - Bajzel jest w wymiarze sprawiedliwości okropny. Powstał za rządów PiS, wzniecony przez hejterów - oceniła prezes SN.

Manowska zapowiedziała, że chce zostać na stanowisku pierwszej prezes do końca kadencji, choć brała pod uwagę odejście "dla dobra sędziów".

Kwestionowana izba rozstrzyga o wyborach

Zgodnie z przepisami wprowadzonymi w 2018 roku za czasów rządów PiS właściwa do rozpatrywania protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów jest utworzona wówczas Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Tworzą ją osoby powołane po 2017 roku na urząd sędziego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej w trybie określonym przepisami ustawy o KRS z 2017 roku.

Z tego powodu status tej izby jest kwestionowany przez obecny rząd, który przywołuje tu m.in. orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przed 2018 r. kwestie wyborcze rozpatrywała ówczesna Izba Pracy Ubezpieczeń i Spraw Publicznych.

Adam Bodnar konsekwentnie wskazuje, że istnieje konieczność wyłączania wszystkich sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego od orzekania w sprawach protestów wyborczych, gdyż w wyniku procedur zostali oni powołani przez KRS po 2017 r. i "nie spełniają wymogów niezawisłości i bezstronności, a tym samym nie mogą zostać uznani za powołanych zgodnie z Konstytucją RP".

Czytaj także: