Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że to kłopoty rodzinne mogły być przyczyną desperackiego kroku funkcjonariusza policji, który w czwartek wieczorem postrzelił własną córkę, a potem sam popełnił samobójstwo. 13-latka zmarła w piątek w warszawskim szpitalu.
Policjanci ustalają, co mogło być przyczyną tragedii i czy funkcjonariusz miał jakieś kłopoty w pracy. Pracujący z nim koledzy podkreślają, że był dobrym kolegą i dobrym policjantem. Od pięciu lat pracował w jednej z komend policji w centrum Warszawy.
Dramat na Bemowie
Dramat rodziny rozpoczął się w czwartek wieczorem. Policjant postrzelił 13-letnią córkę, a następnie strzelił sobie w głowę. Mężczyzna zginął na miejscu, a ranną w głowę dziewczynkę po reanimacji, w stanie krytycznym, przewieziono do szpitala.
Mężczyzna był zamknięty w mieszkaniu z dwójką dzieci: 12-letnim synem i o rok starszą córką - dowiedział się tvn24.pl. Po zaalarmowaniu przez sąsiadów, na miejscu pojawiła się policja. Podejrzewano, że w mieszkaniu mogą być materiały wybuchowe, wezwani zostali także antyterroryści i straż pożarna.
Po wstępnych ustaleniach policja wykluczyła udział w tragedii osób trzecich.
Czy strzelał umyślnie?
Z informacji zdobytych przez tvn24.pl wynika, że policjant strzelił sobie w głowę z broni służbowej, pistoletu Walter P99. - Ułożenie ciał może sugerować, że dziewczynka mogła próbować powstrzymać ojca przed popełnieniem samobójstwa - mówi nasz informator. Policja ustala, czy nastolatka została postrzelona przypadkowo, gdy próbowała powstrzymać ojca, czy też umyślnie.
Żona i syn są w szoku
Żona policjanta, której podczas tragedii nie było w domu, jest w siódmym miesiącu ciąży. W szoku trafiła do szpitala. Ona i jej syn, który był świadkiem całego zdarzenia zostali objęci opieką psychologów. Otrzymają też wsparcie finansowe.
Do zdarzenia doszło w prywatnym mieszkaniu, na szóstym piętrze, w bloku przy ulicy Lencewicza na warszawskim Bemowie.
Wojciech Bojanowski/jk
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24