Karetka z Koszalina wiozła kobietę z odciętym palcem do specjalistycznego szpitala w Szczecinie. Sprawa była pilna: do tego, czy odpowiednio szybko dotrze na miejsce zależały szanse uratowania feralnego kciuka. Więc sygnał, migające koguty - pojazd uprzywilejowany. Tylko po drodze stał fotoradar straży miejskiej w Karlinie.
Na tym odcinku drogi zwykłe pojazdy obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Ale że droga była pusta, a pojazd przecież uprzywilejowany - to mknął znacznie szybciej. Gdy błysnął flesz, kierowca specjalnie się nie przejął.
Potem do siedziby firmy przyszedł mandat. A teraz komendant miejskiej straży z Karlina (woj. zachodniopomorskie) nie chce uwzględnić faktu, że karetka to pojazd uprzywilejowany. Jak tłumaczy, na zdjęciu z fotoradaru nie widać migających świateł, a dokumentacja ze szpitala jego zdaniem budzi wątpliwości.
Odcięty kciuk w lodzie
- Nasza firma otrzymała zlecenie. Mieliśmy przewieźć osobę, która odcięła sobie kciuk z izby przyjęć do szpitala w Szczecinie - relacjonuje Zenon Krupczyński, kierowca karetki. Jak dodaje, kciuk został zabezpieczony, a pacjentka usiadła obok niego. Za nimi siedział ratownik medyczny.
Karetka pędziła ponad 130 km/h, przy ograniczeniu prędkości do 50. Fotoradar zrobił więc zdjęcie.
Karetka jest jednak pojazdem uprzywilejowanym. - To nie była wycieczka. Chodziło, żeby dowieźć pacjenta na czas - tłumaczy Krupczyński. Wyjaśnia, że przyszycie kciuka jest możliwe tylko w krótkim czasie od urazu. Każda minuta więc się liczy. - Miałem wszystkie zezwolenia, działałem zgodnie z prawem. Włączyłem sygnały dźwiękowe i światła - zaznacza. Dodaje, że spodziewał się wezwania, ale był przekonany, iż zostanie ono anulowane.
Jest zdjęcie, jest mandat
Jednak straż miejska w Karlinie nie dała się przekonać tym argumentom. Skoro jest zdjęcie z fotoradaru, musi być mandat. Krupczyński otrzymał więc wezwanie do zapłaty 400 zł.
Mandat teoretycznie powinien być anulowany po przedstawieniu straży miejskiej dokumentów mówiących o konieczności szybkiego transportu pacjenta z odciętym palcem do kliniki chirurgii w Szczecinie. Dokumenty zostały wystawione przez szpital.
To nie przekonało komendanta karlińskiej straży miejskiej. Jego zdaniem, na zdjęciu nie widać sygnału świetlnego karetki. - Uznał, że opowiadam bajki, a mój pojazd nie był uprzywilejowany. Nie uznał też pisma ze szpitala - mówi Krupczyński. Już dostał ponowne wezwanie do zapłaty.
"Coś tu jest nie tak"
W rozmowie z reporterką TVN24 komendant początkowo powtórzył, że na zdjęciu nie było świateł. Dodał też, że w dostarczonych mu dokumentach "brakuje prawdy". - Coś tu jest nie tak - mówi komendant Andrzej Kościański.
Sprawą zainteresował się już burmistrz, który nadzoruje straż miejską w Karlinie. - Rozmawialiśmy z panem komendantem. Został uczulony, żeby traktować takie sprawy indywidualnie - komentuje zastępca burmistrza Karlina, Marek Lewandowski. Zapewnia, że urząd miasta będzie w sprawie interweniował.
Zdaniem policji, kierowca karetki jadący na sygnale nie powinien mieć problemów w przypadku poruszania się z nadmierną prędkością.
Co do tego nadzieję ma także Krupczyński. - Wierzę, że żyjemy w kraju praworządnym, a ja działałem zgodnie z prawem - mówi.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24