My w tych miejscach, w których byliśmy, a do tej pory byliśmy w wielu szpitalach, nie byliśmy świadkami takiej sytuacji - mówiła w "Jeden na jeden" Draginja Nadażdin, dyrektorka Lekarzy Bez Granic w Polsce, mówiąc o rzekomym wykorzystywaniu szpitali w Strefie Gazy przez Hamas.
We wtorek w Strefie Gazy zginęło siedmioro pracowników organizacji humanitarnej World Central Kitchen. Był wśród nich Polak - Damian Soból. Według ustaleń izraelskiego dziennika "Haarec", który powołuje się na anonimowe źródła w służbach bezpieczeństwa, dron izraelskiej armii wystrzelił trzy pociski, jeden po drugim, w kierunku konwoju z pomocą humanitarną, który podążał trasą zatwierdzoną przez izraelską armię. Atak Izraela rozpoczął się, ponieważ pojawiły się podejrzenia, że z konwojem jechał "uzbrojony członek Hamasu", którego tam jednak nie było.
Izraelska armia atakując cele cywilne w Strefie Gazy, w tym m.in. szpitale, tłumaczy swoje działanie rzekomym wykorzystywaniem tych miejsc przez Hamas w wojnie z Izraelem.
Nadażdin: nie byliśmy świadkami takiego wykorzystywania szpitali
Sprawę komentowała w "Jeden na jeden" Draginja Nadażdin, dyrektorka Lekarzy Bez Granic w Polsce. - My w tych miejscach, w których byliśmy, a do tej pory byliśmy w wielu szpitalach, nie byliśmy świadkami takiej sytuacji. Poza tym prawo międzynarodowe bardzo jasno określa, jaki jest status szpitali i co mogłoby się zdarzyć, jeżeli cywilna infrastruktura jest wykorzystywana do działań wojennych - mówiła.
Jak dodała, "wówczas również ta odpowiedź musi być proporcjonalna". - Natomiast z naszych obserwacji, z tego, co my otrzymaliśmy od naszych współpracowników i będąc tam na miejscu, mówię tutaj i o pracownikach palestyńskich i międzynarodowych, nie byliśmy świadkami takiego wykorzystywania szpitali - zaznaczyła.
- Jeżeli popatrzymy też, ile ludzi do tej pory zginęło (w wojnie w Strefie Gazy - red.), czyli ponad 30 tysięcy osób, to widzimy, że działania są bardzo często ukierunkowane na cywilów, na cywilną infrastrukturę i również, niestety, na szpitale, które to w tym momencie nie tylko powinny i leczą pacjentów, ile mogą, ale również są traktowane przez miejscową ludność jako miejsce do schronienia - kontynuowała.
- Mówimy o ponad 1,5 miliona osób, które zbiegły z północnej Gazy i znalazły schronienie na południu Strefy i te osoby szukają bardzo często schronienia na podwórkach szpitali, w kompleksach medycznych, myśląc, że zgodnie z prawem międzynarodowym zostaną te miejsca oszczędzone - dodała.
- Czuję przerażenie, ale takie przerażenie, które mnie uświadamia, że musimy zareagować i jeżeli nie zareagujemy teraz, to kolejne śmierci, kolejne tragedie będą mieć miejsce. My przekazaliśmy do tej pory ponad pół miliona złotych zgromadzonych w Polsce, na działania, na pomoc w Gazie - kontynuowała dyrektorka Lekarzy Bez Granic w Polsce.
Nadażdin: konieczne jest trwałe zawieszenie broni
Jak stwierdziła, "konieczne jest trwałe zawieszenie broni". - To jest straszna rzeczywistość. Nawet zaczyna funkcjonować skrót, który określa ranne dzieci, które już nie mają rodziny i to jest po angielsku "wounded child, no survived family" (ang. ranne dziecko, rodzina nie przeżyła - red.). I to się pojawiło w grudniu, a teraz się stało tak naprawdę powszechnym skrótem, którym lekarze określają takie dziecko, kiedy przybywa do szpitala - dodała.
- Tam jest katastrofa. Tam oprócz tego, że ludzie giną z powodu działań wojennych, również żyją w tym momencie w bardzo improwizowanych warunkach. Widzimy, jakie są skutki niedożywienia, braku wody pitnej, nieodpowiednich warunków higienicznych. Jakie są skutki tego, że kobiety w ciąży nie mogą dotrzeć do sali porodowej, ponieważ szpitale są przepełnione, a drogi nie są bezpieczne - kontynuowała.
- Rodzą w bardzo niebezpiecznych warunkach. Jeżeli rodzą w szpitalach, szybko je opuszczają ze względu na to, co się tam dzieje. Natomiast sam fakt, że nie są również odpowiednio dożywione, oznacza, jak bardzo one są słabe. Jak bardzo słabe są też dzieci, które dopiero się urodziły - mówiła Draginja Nadażdin.
Nadażdin: przed wojną docierało nawet 500 ciężarówek z pomocą dziennie, dziś 100 to sukces
Jak przekazała, "widzimy, że w ogóle pomoc humanitarna jest w nieodpowiedni sposób dostarczana" do Strefy Gazy. - Jest blokowana, mamy trudności, żeby dostarczyć ją drogą lądową, która jest najbardziej praktyczna. Od strony południowej teraz jest zapowiedź, że będzie otwarte kolejne przejście dla pomocy humanitarnej. Natomiast widzimy, że bez żadnych podstaw ta pomoc humanitarna, również tutaj mówię o żywności, jest zatrzymywana, nieraz zawracana - opisała.
- A żeby w ogóle Gaza funkcjonowała jeszcze przed wojną, potrzebne było 300 do 500 ciężarówek z pomocą i żywnością, która tam docierała dziennie. W tym momencie, jeżeli dotrze 100 ciężarówek dziennie, to jest uważane, że jest sukces, a pomoc jest o wiele bardziej potrzebna niż przed wojną - dodała.
Nadażdin o sytuacji w Ukrainie: były takie przychodnie, które były zaminowane
Biuro Lekarzy bez Granic w Pokrowsku w obwodzie donieckim Ukrainy w piątek nad ranem zostało zbombardowane i całkowicie zniszczone - przekazała organizacja. W ataku rannych zostało pięć osób cywilnych. - Zdarzały się takie sytuacje, że są niszczone czy to szpitale, czy przychodnie, albo właśnie biura, gdzie funkcjonują organizacje międzynarodowe - komentowała sytuację w Ukrainie gościni "Jeden na jeden".
- W Pokrowsku działa kilka organizacji międzynarodowych i przede wszystkim organizacje lokalne. Natomiast jeszcze rok temu opublikowaliśmy raport o tym, w jakiej sytuacji, w jakiej kondycji są właśnie przychodnie i szpitale, które są nieraz atakowane, plądrowane. I to miejsce, w którym mieściło się nasze biuro, też było miejscem, gdzie służyło nam jako apteka, gdzie były po prostu też przechowywane lekarstwa - dodała.
- Jeśli chodzi o Ukrainę, to jest wojna, która ma bardzo inną dynamikę niż wojna w Gazie. W pewnym momencie organizowaliśmy medyczne pociągi ewakuacyjne, które właśnie z tego obszaru wschodniego ewakuowały pacjentów na zachód Ukrainy. Natomiast w tym momencie, ponieważ zawsze jest lepiej dostarczać pomoc i pomagać pacjentom i rannym jak najbliżej i mieliśmy taką możliwość, to prowadziliśmy te działania właśnie w okręgu donieckim - kontynuowała.
- Używając tak zwanych klinik mobilnych tylko w zeszłym roku udzieliliśmy kilkadziesiąt tysięcy takich konsultacji, docierając do tych miejsc - przekazała.
Jak stwierdziła, "to, co jest bardzo widoczne w Ukrainie, to jest to, że placówki medyczne i miejsca, gdzie mieszczą się organizacje pomagające, nie są traktowane tak, jak powinny być traktowane w związku z prawem międzynarodowym, prawem humanitarnym, czyli traktowane jako miejsca, które w żaden sposób nie powinny być objęte działaniami".
- Były i takie przychodnie, które były splądrowane, zaminowane, gdzie były pozostawione pułapki - dodała. Draginja Nadażdin została zapytana o to, czy Lekarze Bez Granic mogą nieść pomoc także na terenach Ukrainy okupowanych przez Rosję. - Nie, nie dostaliśmy zgody na działanie na terytoriach pod okupacją rosyjską - odpowiedziała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24