Popękane płyty nagrobków, gruzy i połamane krzyże. W wyniku środowej eksplozji gazu w Zakładzie Dystrybucji Gazów Technicznych w Gliwicach zniszczeniu uległo wiele nagrobków na sąsiadującym z firmą cmentarzu. Prezes zakładu obiecuje odbudowanie pomników, jednak o rekompensacie finansowej na razie nie chce rozmawiać. Wiadomo, że firma nie była ubezpieczona.
- Na pewno nie zostawimy tych państwa. Przykro mi i całemu zarządowi, że taka sytuacja zaistaniała - mówił w rozmowie z TVN24 Mirosław Jasiński, właściciel i prezes gliwickiego zakładu. Zapowiedział, że do środy poda informację o miejscu i terminie spotkania z poszkodowanymi - bliskimi osób, których nagrobki zostały zniszczone. - Ustalimy zakres napraw - wyjaśnił.
Jak dodał, jeszcze dziś na miejsce zdarzenia ma przyjechać "zaprzyjaźniony" producent nagrobków, który "w cenach hurtowych postara się odtworzyć" zniszczone pomniki.
Prezes firmy poinformował też, że na wtorek zaplanowano oględziny, które wykona rzeczoznawca. Jasiński przyznał, że w sprawie zniszczeń na cmentarzu dzwonił już do niego radny z Gliwic - w imieniu proboszcza oraz pokrzywdzonych.
"Szok, nawet kwiatki były posiekane"
Osoby odwiedzające groby na gliwickiej nekropolii przy ul. Cmentarnej są przerażeni ogromem zniszczeń.
- Szok. Nawet kwiatki wyglądały tak, jakby były posiekane. Widok straszny, niesamowicie - relacjonowała jedna z kobiet.
- Pomnik wart jest 8-10 tys. zł. Nie każdego stać na to, by taki postawić. Ale z tego, co wiem, to ubieganie się o odszkodowanie potrwa lata, a Wszystkich Świętych mamy za dwa tygodnie. Każdy by chciał przyjść i swoich bliskich godnie powspominać, a niektórzy nawet nie będą mieli przy czym - mówił kolejny z odwiedzających zniszczony cmentarz.
Potężna eksplozja
Do wybuchu doszło w ubiegłą środę w budynku, gdzie przechowywano butle wypełnione łatwopalnymi substancjami. Podmuch spustoszył okolicę. Straty sięgają nawet 200 tys. zł.
Obecnie policja z Gliwic wyjaśnia przyczyny potężnej eksplozji. Właściciel, który był na miejscu w chwili, gdy doszło do wybuchu, tak wyjaśnia powód zdarzenia: - Nastąpiło rozszczelnienie zbiornika magazynowego, w wyniku czego powstała strefa zewnętrzna, nastąpił zapłon, a następnie wybuch. Od tego zapaliły się samochody służące do dystrybucji gazu, a następnie zaczęły wybuchać butle znajdujace się na samochodach - wyjaśniał. Jak mówił prezes, natychmiast zarządzono ewakuację pracowników. Natomiast jednego z nich wysłano na cmentarz, by zgasił znicze, a także ostrzegł ludzi mogących tam przebywać. - Ja wiedziałem, czym to grozi. Już w momencie wycieku gazu sytuacja była nie do opanowania - ocenił właściciel zakładu.
Jak zapewnił, obecnie cmentarz jest całkowicie bezpieczny. - Były oględziny rzeczoznawcy budowlanego - dodał. Pozostałe w zakładzie butle z gazem są wywożone z terenu zakładu do położonego w innym miejscu magazynu.
Autor: mon//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24