- - Czekamy na podpisanie finalnego projektu rozporządzenia przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi - powiedział tvn24.pl wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała.
- Wcześniej ochrona miała dotyczyć siedmiu gatunków ptaków. Po uwagach ministerstwa rolnictwa resort klimatu zrezygnował z moratorium na cyraneczki i kaczki krzyżówki.
- Tegoroczny sezon polowań ruszył bez żadnego z projektowanych ograniczeń. Ministerstwo nie zdążyło też z ochroną ptaków przy granicy Parku Narodowego Ujście Warty.
- Myśliwych, którzy polują przy samej granicy parku narodowego, wsparły samorządy i resort rolnictwa. Ministerstwo klimatu na razie nie odniosło się do uwag w sprawie projektu strefy ochronnej w otulinie PNUW.
Od 31 sierpnia 2026 roku pięć gatunków kaczek zostanie objętych całoroczną ochroną. Myśliwi nie będą mogli polować na łyski, głowienki, czernice, jarząbki i słonki.
Jak poinformował tvn24.pl wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie zgłosiło uwag do propozycji pięciu gatunków moratorium, co otwiera drogę do podpisania rozporządzenia w tej sprawie. Ma się to stać wkrótce.
- Moratorium ochronne jest przewidziane na 10 lat. W tym czasie ruszą badania. Czekamy na podpisanie finalnego projektu rozporządzenia przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi - przekazał Dorożała, który ocenił, że to "dobra wiadomość dla przyrody", a przyjęte rozwiązanie nazwał "ważnym kompromisem".
Badania, o których wspomniał Dorożała, mają dotyczyć określenia liczebności wymienionych gatunków ptaków i wskazanie trendu - czy zwierząt tych przybywa, czy wręcz odwrotnie.
"Logiczny kompromis" czy "plan minimum"?
Ministerstwo Klimatu i Środowiska chciało objąć ochroną również kaczki krzyżówki i cyraneczki. Resort rolnictwa się nie zgodził, więc wykreślono te ptaki z projektu rozporządzenia. Minister rolnictwa Stefan Krajewski w piśmie do MKiŚ zwrócił uwagę, że są to "najliczniej występujące i pozyskiwane gatunki ptaków łownych".
"Mając zatem na uwadze fakt, iż objęcie moratorium słonki oraz jarząbka nie ma wpływu na rolnictwo w Polsce, a szacowana liczebność i pozyskanie łowieckie łyski, głowienki i czernicy oraz ich wpływ na rolnictwo i zapewnienie możliwości zwalczania chorób zakaźnych zwierząt jest znikomy, oceniam przedłożony do uzgodnień projekt jako logiczny kompromis pomiędzy sprawami rolnictwa i ochrony interesów polskiej wsi, a sprawami ochrony przyrody i w tym zakresie nie zgłaszam do niego uwag" - napisał do ministry Pauliny Hennig-Kloski.
Projekt rozporządzenia jest kompromisem, o który nie było łatwo. Przed rokiem Ministerstwo Klimatu i Środowiska informowało o planach wykreślenia z listy łownej siedmiu gatunków ptaków. Oprócz wymienionych wyżej pięciu, były to kaczki krzyżówki i cyraneczki.
Pomysł resortu kierowanego przez Polskę 2050 storpedowały ministerstwa, za które odpowiadają politycy PSL: rolnictwa i rozwoju wsi, obrony narodowej. Pojawiały się rozmaite argumenty: że brak polowań na kaczki zagrozi bezpieczeństwu żywnościowemu Polski, że nie powstanie część infrastruktury "Tarczy Wschód", że ptaki będą zagrażać bezpieczeństwu ruchu lotniczego.
Dr Jarosław Krogulec, dyrektor do spraw ochrony przyrody w Ogólnopolskim Towarzystwie Ochrony Ptaków, w rozmowie z tvn24.pl podkreśla, że aktualny projekt rozporządzenia zapewnia tylko "małą ochronę" ptaków. Zwrócił uwagę, że propozycja tylko w niewielkim stopniu uwzględnia postulaty przyrodników, którzy postulowali nie tylko ochronę kaczek krzyżówek oraz cyraneczek, ale też wszystkich gatunków gęsi.
- Polowania trwają zwykle zarówno o zmroku, jak i o świcie, kiedy widoczność jest ograniczona. Rano często jest mgła, a przelatujące kaczki, w domyśle krzyżówki, są ostrzeliwane. Myśliwi regularnie mylą gatunki ptaków, do których strzelają, dlatego można się spodziewać, że mimo moratorium również te chronione ptaki będą nadal ginąć - zaznaczył dr Krogulec.
Ornitolog podkreślił, że kompromis między resortami klimatu i rolnictwa to "plan minimum" z punktu widzenia ochrony przyrody. - Żyjemy w trzeciej dekadzie XXI wieku i wiemy, że jest szereg starych tradycji, które nie powinny być kontynuowane, między innymi polowanie na grzywacze, czyli na ptaki, z których nie da się pozyskać zbyt dużo mięsa. Polowanie na ptaki jest sportem, sposobem rozrywki - ocenił Krogulec.
Ochronią cztery tysiące ptaków. Może zginąć 10 razy tyle
Ministerstwo klimatu nie pozostawia złudzeń, że środowisko myśliwskie wygrało walkę o zmianę listy łownej. "Została podjęta decyzja o odstąpieniu od procedowania projektu rozporządzenia ws. ustalenia listy gatunków łownych w zakresie skreślenia siedmiu gatunków ptaków z listy zwierząt łownych" - informowało nas w czerwcu br. biuro prasowe resortu.
Zamiast tego ministerstwo skupiło się więc na bardziej prawdopodobnej do zaakceptowania przez wszystkie strony propozycji: moratorium na odstrzał wskazanych gatunków ptaków. Po konsultacjach zostało ono zaakceptowane przez oba resorty, choć Polski Związek Łowiecki początkowo gotów był zaakceptować ochronę tylko trzech gatunków: łyski, głowienki i czernicy.
Co ważne, skala polowań na ptaki, na których ochronę zgodziły się ministerstwa, jest znacząco mniejsza od skali polowań na kaczki krzyżówki, których status jako zwierzyny łownej jest szczególnie ważny dla myśliwych.
W sezonie łowieckim 2023/2024 myśliwi zabili łącznie niespełna cztery tysiące głowienek, czernic, łysek, słonek i jarząbków. Samych kaczek krzyżówek od strzałów z broni myśliwskiej padło dziesięciokrotnie więcej - według danych Polskiego Związku Łowieckiego w ciągu jednego sezonu zastrzelono 40,5 tysiąca osobników. Poza moratorium znajdą się też cyraneczki, których w sezonie 2023/2024 odstrzelono około 1400.
Start sezonu polowań. U progu parku narodowego bez przeszkód
1 września to czarna data dla miłośników ptaków. Właśnie wtedy rozpoczyna się sezon polowań na kaczki (krzyżówki, cyraneczki, głowienki i czernice), łyski, słonki, jarząbki i gęsi (gęgawy, zbożowe i białoczelne). Wcześniej, bo od 15 sierpnia, polować można już na gołębie grzywacze. Nowych przepisów chroniących wiele z tych gatunków ministerstwu kierowanemu przez Polskę 2050 nie udało się przyjąć przed rozpoczęciem sezonu, więc przez najbliższe miesiące strzały będą kontynuowane.
Ministerstwo klimatu nie zdążyło też przed rozpoczęciem sezonu przyjąć rozporządzenia dotyczącego strefy ochronnej w otulinie Parku Narodowego Ujście Warty. Jak informowaliśmy, w tym miejscu - tuż przy granicy ptasiej ostoi - co roku ustawiają się myśliwi z całej Europy, by polować na wylatujące z chronionego obszaru ptaki. Dorożała mówił nam, że "efektem rozporządzenia ma być zaprzestanie masowych polowań na ptaki w otulinie Parku Narodowego Ujście Warty".
Na jakim etapie jest to rozporządzenie? - Mieliśmy za mało czasu. Nie zakładałem, że zdążymy do września. Mamy uwagi po konsultacjach, teraz analizujemy propozycje i szukamy rozwiązania, które da się wcielić w życie - wyjaśnił w odpowiedzi na nasze pytania wiceminister Dorożała. Nie chciał jednak zadeklarować, kiedy dokładnie rozporządzenie może być gotowe i kiedy z otuliny Ujścia Warty znikną myśliwi.
Władze parku narodowego nie są przeciwne utworzeniu strefy ochronnej, ale chcą wyłączyć z niej pola uprawne. Jak podkreślił dyrektor PNUW Remigiusz Wojtera w ramach konsultacji społecznych, park "bez wsparcia budżetu państwa nie będzie miał z czego pokryć" szkód, których na polach okalających park narodowy wywoła dzika zwierzyna. Co ważne, wypłacanie odszkodowań rolnikom na razie jest obowiązkiem Polskiego Związku Łowieckiego, jednak gdy rozporządzenie ochronne wejdzie w życie, odpowiedzialność spadnie na władze parku.
Cała otulina ma powierzchnię około 10 tysięcy hektarów. Gdyby ministerstwo przyjęło propozycję władz parku narodowego, obszar ochrony objąłby nie całość, a niespełna siedem tysięcy hektarów terenu.
Sprzeciw wobec propozycji ministerstwa wyraziły też samorządy. Władze gminy Słońsk bronią interesów myśliwych, wskazują na "utratę dochodów gminnych z tytułu dzierżawy obwodów łowieckich", a także skarżą się na "przedmiotowe traktowanie" i "zawłaszczanie terenów gminy". Podobne argumenty podaje gmina Witnica, dodatkowo twierdząc, że brak myśliwych spowoduje pojawienie się kłusownictwa. Lubuska Izba Rolnicza zwróciła uwagę w konsultacjach na niszczenie upraw przez zwierzynę łowną.
W tym wypadku również widoczny jest spór między ministerstwem klimatu a ministerstwem rolnictwa. Wiceminister rolnictwa Jacek Czerniak ocenił w sierpniu, że strefa ochronna "uniemożliwi odstrzał inwazyjnych gatunków obcych", takich jak szop pracz. Dorożała w rozmowie z tvn24.pl odpowiadał na ten zarzut w czerwcu: "strefa ochronna nie będzie obejmowała innych gatunków zwierząt (niż ptaki - red.) i gatunków inwazyjnych". Wiceminister rolnictwa twierdzi jednak, że aspekt ten pominięto.
Wiceminister Czerniak stwierdził także, że według danych GUS w Parku Narodowym Ujście Warty stale zwiększa się liczebność dzików, a po wyrzuceniu myśliwych z otuliny problem ten rozszerzyłby się na okolicę parku. Polityk podniósł też problem szkód w uprawach "powodowanych przez ptaki" i kwestię rekompensat dla rolników.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie odniosło się na razie do uwag w sprawie tego projektu.
Piotr Chara, przyrodnik, fotograf i były pracownik Parku Narodowego Ujście Warty w rozmowie z nami zwrócił uwagę, że projekt rozporządzenia umożliwia odstrzał dzików i gatunków inwazyjnych. - To jest jasno wskazane w dokumencie ministerstwa - podkreślił Chara. W projekcie rozporządzenia czytamy, że w strefie ochronnej dopuszczałoby się polowania na zwierzynę łowną. W dokumencie wyszczególniono m.in. dziki, lisy, wizony amerykańskie czy borsuki, a także sarny i jelenie. Zakazano jednocześnie odstrzałów zwierząt niewymienionych w rozporządzeniu - czyli głównie ptaków, dla których został powołany park narodowy.
- Jeśli chodzi o presję zwierzyny na uprawy, zgadzam się, że strefa ochronna mogłaby zostać ograniczona do łąk, wyłączając z niej pola uprawne, pod warunkiem że zachowamy otoczenie granic parku, również wtedy, gdy będą to pola. Jednak w tym pasie o szerokości około dwóch kilometrów od granicy parku pól prawie nie ma - zaznaczył Chara.
Polski Związek Łowiecki uważa jednak, że w projekcie rozporządzenia zabrakło możliwości walki z szopem praczem - inwazyjnym gatunkiem, który - choć z pozoru sympatyczny - niszczy gniazda i żywi się ptakami, przez co zagraża równowadze biologicznej.
"Polski Związek Łowiecki rekomenduje poszukanie innych, alternatywnych rozwiązań, które pozwolą na osiągnięcie celów projektu, bez równoczesnego wyłączania wskazanych w nim obszarów z obwodów łowieckich i deklaruje chęć współpracy i wsparcie merytoryczne w tym zakresie" - napisał w swojej opinii do projektu rozporządzenia łowczy krajowy Eugeniusz Grzeszczak.
Autorka/Autor: Bartłomiej Plewnia
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Chara