Szymon Hołownia stwierdził, że namawiano go na "zamach stanu", czym rozgrzał koalicję. Czy to będzie ostatni kamyk, który zburzy mu klub? - Od jednego z ważnych ministrów usłyszałam, że w rządzie jest przekonanie, że to nie była wpadka, a powiedziane z premedytacją - mówiła Maja Wójcikowska w programie "Podcast polityczny" w TVN24+. Odnosząc się do tego, czy to ostatnie zamieszanie może być gwoździem do trumny klubu Polska 2050 w Sejmie, wspomniała, że słyszała "od osób najbardziej na brzegu klubu, że kuszenie posłów 'trwa już od wyborów w 2023 roku', a mają to robić 'wszyscy oprócz Konfederacji'". Arleta Zalewska wskazała, że "Szymon Hołownia ma dzisiaj 31 posłów, co daje mu siłę i bez niego ta koalicja nie ma większości". - Politycy KO liczą, przeglądają te różne nazwiska. Oni twierdzą, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy mogłoby się znaleźć nawet 18 posłów, którzy byliby w stanie odejść do innych klubów - kontynuowała. Jak podkreśliła, "żeby złamać Szymona Hołownię, żeby przestał mieć siłę koalicyjną, potrzebnych jest 21 posłów". Wójcikowska zwróciła również uwagę na rolę Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz. -Słyszałam, że to jest osoba, która omotała Szymona Hołownię. Ona potrafiła koalicjantom powiedzieć wprost, że byliby gotowi opuścić koalicję - powiedziała. Dziennikarki dyskutowały również o rozmowie Bodnar-Tusk, po której "obaj panowie wyszli mocno poobijani", o Sławomirze Nitrasie, który, według plotek, "w ramach klubu będzie budował różne frakcje dla siebie i Rafała Trzaskowskiego" oraz o zamieszaniu wokół resortu kultury i "bardzo nieprzyjemnej rozmowie" Aleksandry Leo z Martą Cienkowską.