PO rozmyśla nad likwidacją kuratoriów oświaty. - Potrzeba nowocześniejszego nadzoru pedagogicznego, który nie będzie organem politycznym ministra, ale niezależną instytucją, która będzie czuwała nad pracą szkoły - mówi kandydatka na wiceministra edukacji Krystyna Szumilas.
Kuratoriów w kraju jest 16. Po jednym na województwo. To urzędy o rozbudowanej strukturze: z wydziałami w centralach i delegaturami w terenie. Ministerstwo edukacji nie ma danych, ile osób zatrudniają. Tylko w mazowieckiej placówce pracuje ok. 300. Kuratoria zajmują się głównie wizytacjami szkół, konkursami na dyrektorów, konkursami przedmiotowymi, wydają certyfikaty dla placówek, które prowadzą rozmaite kursy.
Ale przede wszystkim - podkreśla dziennik - są łącznikiem między ministerstwem a szkołami. Krystyna Szumilas uważa jednak, że za rządów ostatnich ministrów stały się ich politycznym narzędziem. Na polecenie Romana Giertycha kuratoria wysyłały do szkół giertychowskie trójki, liczyły uczennice w ciąży. Na prośbę Ryszarda Legutki sprawdzały, czy uczniowie chodzą w mundurkach.
Pomysł likwidacji urzędów ma zwolenników i przeciwników. - Kibicuję mu przede wszystkim dlatego, że teraz mamy do czynienia z dwuwładzą. Szkoły podlegają samorządom i kuratoriom. Zdarza się, że dyrektor jest w kłopocie, jak działać, by dobrze wypełnić polecenia kuratora i samorządu - mówi wiceminister w rządzie Jerzego Buzka Irena Dzierzgowska.
Źródło: Rzeczpospolita