Minęło pięć lat od jednego z największych pożarów odpadów w Polsce. Na terenie po byłych zakładach Boruta w Zgierzu (woj. łódzkie) składowano ponad 50 tysięcy ton śmieci, które przyjechały z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwecji i Włoch. Blisko połowa z nich spłonęła. Z żywiołem przez tydzień walczyło półtora tysiąca strażaków. Prokuratura po długim śledztwie wskazała, że doszło do podpalenia. Przed sądem w Łodzi ruszył proces trzech osób oskarżonych między innymi o nielegalne składowanie odpadów. Do dziś około 30 tysięcy ton śmieci, które pozostały po pożarze nikt nie uprzątnął, mimo wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wskazał, kto ma to zrobić.
Pożar na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu wybuchł 25 maja 2018 roku. Szacuje się, że mogło być tam składowane ponad 50 tysięcy ton odpadów - które jak później ustaliła prokuratura - przyjechały z kilku krajów Europy. Na terenie, gdzie pojawił się ogień działały dwie firmy, które te odpady gromadziły.
Góra śmieci rosła tam z tygodnia na tydzień, w końcowej fazie, przed wybuchem pożaru, sięgały one linii wysokiego napięcia i zajmowały cały ogromny teren. Okoliczni mieszkańcy, ale też firmy działające obok, skarżyli się na nieprzyjemny zapach i plagę much, z którymi nie było można sobie poradzić.
- Nie dało się tutaj normalnie funkcjonować, pamiętam że to była gorąca końcówka maja, było powyżej 30 stopni. Te odpady po prostu zaczęły się rozkładać, w całym biurze mieliśmy kilkanaście lepów na muchy, one co kilka godzin były zapełniane - wspomina pracownik jednej z firm, która sąsiadowała ze składowiskiem.
Mężczyzna dodaje, że góra odpadów zaczęła rosnąć bardzo szybko około miesiąc przed wybuchem pożaru. - Tutaj idą linie wysokiego napięcia, to jest ładnych kilka metrów od ziemi, te odpady sięgały prawie do drutów, tak było ich dużo. My naprawdę tutaj byliśmy mocno zaniepokojeni tym, co się dzieje. Dzwoniliśmy gdzie się da, żeby ktoś tu przyjechał i to zobaczył. Parę razy ktoś był, ale nic się nie wydarzyło, te odpady nadal przyjeżdżały - opisał mężczyzna.
Ogromny pożar w Zgierzu. 1443 strażaków na miejscu
Sprawą zaczęły interesować się lokalne i ogólnopolskie media. Wieczorem 25 maja 2018 roku, kilka dni po pojawieniu się zdjęć i relacji z miejsca - odpady zaczęły płonąć.
Na miejsce przyjechało kilkanaście zastępów straży pożarnej. Strażacy próbowali opanować ogień i nie dopuścić do jego rozprzestrzenienia się na pobliskie firmy.
Po pięciu latach młodszy brygadier Jędrzej Pawlak, oficer prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi, przyznaje, że był to największy pożar jaki widział podczas 22-letniej służby.
- Pożar gasiło 1443 strażaków, na miejscu było 427 pojazdów różnego typu, wykorzystywano trzy źródła wody - z wodociągów, z rzeki Bzury i pobliskiej oczyszczalni ścieków. To największy pożar jaki widziałem w życiu i był ciężki do opanowania ze względu na rodzaj odpadów, były to sprasowane tworzywa sztuczne, które przy spalaniu dają bardzo duże ilości energii, nie pomagał też silny wiatr, który powodował, że pożar bardzo szybko rozprzestrzeniał się na całe składowisko - wspomina Pawlak.
- Strażacy robili wszystko, żeby ogień nie przeniósł się na okoliczne zakłady, w których były składowane duże ilości różnych substancji chemicznych - dodał oficer prasowy KW PSP w Łodzi.
Dym z pożaru był widoczny z kilkunastu kilometrów. Internauci pisali że wybuchł wulkan "Zgierzuwiusz".
Prokuratura: doszło do podpalenia
Po trwającym kilkanaście miesięcy śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi, ustalono że doszło do podpalenia odpadów, jednak sprawców nie udało się zatrzymać.
Prokuratura postawiła trzem byłym prezesom spółek, które gromadziły odpady na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu zarzuty. W ostatnich tygodniach do sądu trafiły akty oskarżenia.
- Wśród nich jest Artur K., oskarżony o to, że przywoził odpady z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii, Włoch i Szwecji, naruszając w ten sposób przepisy ustanowione przez Parlament Europejski. Do Zgierza trafiło nie mniej niż 25 tysięcy ton odpadów, czyli ponad tysiąc sto transportów, a trwało to od 16 lutego 2017 roku do kwietnia 2018 roku - przekazuje rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
W akcie oskarżenia czytamy, że odpady były składowane niewłaściwie - były za blisko budynków, przy granicy działki i pod linią wysokiego napięcia. - Co jest bardzo ważne, wystąpił brak możliwości manewrowych dla wozów gaśniczych, co w przypadku pożaru przyczyniłoby się do wystąpienia zagrożenia życia przebywających tam ludzi, oraz bezpośredniego zagrożenie dla środowiska naturalnego - dodaje prokurator Kopania.
Artur K. decyzją prokuratury nie może prowadzić działalności związanej z odpadami, grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności.
Kolejnymi osobami, które staną przed sądem, są byli prezesi innej spółki działającej na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu. - To Marek W. i Andrzej P. Są oskarżeni o składowanie odpadów w ilości nie mniejszej niż siedem tysięcy ton bez zabezpieczenia. Obu również grozi do pięciu lat pozbawienia wolności - informuje prokurator Krzysztof Kopania.
Milion złotych kary dla firmy składującej odpady
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Łodzi w sierpniu 2018 roku nałożył na spółkę, której prezesem był Artur K. milion złotych kary.
Jak mówił ówczesny dyrektor WIOŚ w Łodzi, Krzysztof Wójcik, była to pierwsza taka kara w historii. Jednak firma do dzisiaj jej nie zapłaciła.
- Administracyjnej kary pieniężnej nie udało się wyegzekwować. Wszczęte na wniosek WIOŚ postępowanie egzekucyjne zostało umorzone przez urząd skarbowy ze względu na brak majątku zobowiązanego z którego mogłaby być prowadzona skuteczna egzekucja - informuje nas Joanna Pepłowska z WIOŚ w Łodzi.
Dodaje, że inspektorat podjął czynności zmierzające do przeniesienia odpowiedzialności za zaległości spółki na członków jej zarządu. - W tym celu na podstawie przepisów ordynacji podatkowej zostało wszczęte postępowanie wobec członka zarządu spółki, który pełnił tę funkcję, gdy powstały dochodzone przez WIOŚ zaległości. W toku prowadzonego postępowania ustalono, że jedyny członek zarządu spółki pełniący tę funkcję w czasie powstania dochodzonych zaległości, był zawieszony w czynnościach służbowych prezesa zarządu spółki prawomocnym postanowieniem prokuratury okręgowej. Ze względu na tę okoliczność przeniesienie odpowiedzialności za zobowiązania spółki na wymienionego członka zarządu nie jest możliwe - przekazuje Pepłowska.
Pięć lat od pożaru odpadów nikt nie posprzątał
W miejscu, gdzie wybuchł pożar, nic się nie dzieje. Nasz dziennikarz wszedł na teren bez żadnych problemów, bo od strony ulicy Kwasowej nie ma płotu, a na działkę prowadzi wydeptana ścieżka, co może świadczyć o tym, że wchodzą tam regularnie inne osoby.
Odpady, które pozostały po pożarze, są zarośnięte drzewami i krzakami i w wielu miejscach wydobywa się nieprzyjemny zapach.
Jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zlikwidował ani spalonych śmieci, ani tych, które spalić się nie zdążyły?
Cztery lata urzędniczego ping-ponga
Przez blisko cztery lata trwał spór kompetencyjny o to, kto zalegające po pożarze odpady powinien uprzątnąć. Starosta zgierski wskazywał, że powinien to zrobić marszałek województwa łódzkiego, z kolei marszałek wskazywał, że musi to zrobić starosta.
Sprawę rozstrzygnął w marcu 2022 roku Naczelny Sąd Administracyjny, który zdecydował, że to marszałek województwa łódzkiego musi wyegzekwować usunięcie odpadów po pożarze w Zgierzu. W uzasadnieniu wyroku sąd argumentuje, że to marszałek województwa łódzkiego jest właściwy do wydania zezwolenia na zbieranie odpadów w sytuacji, gdy ich masa przekracza trzy tysiące ton w skali roku, a tym samym jest organem właściwym do podjęcia działań wobec posiadacza odpadów. Orzekł tak, mimo tego, że akurat w przypadku tych odpadów, zgodę na składowanie wydał... starosta, a nie marszałek. W międzyczasie jednak, w 2020 r. zmieniły się przepisy i od tamtego momentu składowiska większe niż trzy tysiące ton rocznie są w gestii marszałków województw.
Czytaj też: Pożar składowiska odpadów w Zielonej Górze. Jakie substancje zawiera czarny dym? Chemik i toksykolog Jakub Duszczyk wyjaśnia
Starosta kontra marszałek
- Wątpliwości miał marszałek, my tych wątpliwości nie mieliśmy, więc wystąpiliśmy do Naczelnego Sądu Administracyjnego o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego i sąd w postanowieniu prawomocnym wskazał, że właściwym organem jest marszałek województwa łódzkiego. Mało tego, sąd wskazał, że marszałek powinien podjąć działanie zgodnie z artkułem 26a ustawy o odpadach, a ten artykuł mówi o tym, że gdy odpady stwarzają zagrożenie dla ludzi, bądź dla środowiska, właściwy organ niezwłocznie podejmuje działania w celu usunięcia i zagospodarowania tych odpadów. Ku mojemu zdziwieniu, marszałek nie podjął działań z tego artykułu, tylko podjął działania zgodnie z ustawą o egzekucji w administracji i jest to dla mnie niezrozumiałe - przekazuje nam członek zarządu powiatu zgierskiego Wojciech Brzeski.
Brzeski podpowiada, że pieniądze na uprzątniecie odpadów są w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. - My mieliśmy podobną sytuacje jak ta w Zgierzu, w Brużyczce Małej, gdzie zalegały odpady niebezpieczne, to było w naszej kompetencji, nie uchylaliśmy się od odpowiedzialności i pozyskaliśmy ponad 11 milionów złotych. Odpady zostały uprzątnięte i zutylizowane - przekonuje samorządowiec.
Inaczej sprawę uprzątnięcia odpadów po pożarze w Zgierzu widzi jednak członek zarządu województwa łódzkiego Andrzej Górczyński. Jego zdaniem sąd wskazał, że część odpadów musi uprzątnąć starosta zgierski, część urząd marszałkowski.
- Trudno jest dyskutować z wyrokiem Najwyższego Sądu Administracyjnego, który w sprawie terenu po pożarze w Zgierzu, jednoznacznie wskazał kto co ma robić i dyskusja ze starostą zgierskim jest bezzasadna. To sąd badając przedmiot sprawy, stwierdził, że na tym terenie znajdują się odpady popożarowe. W ustawie o odpadach znajduje się definicja odpadów popożarowych i należy tutaj wskazać, że są to odpady powstałe w związku z wypadkami, powstające podczas prowadzenia akcji gaśniczych, dlatego tutaj musi uprzątnąć je starosta i jak te odpady po pożarze usunie, wtedy marszałek będzie sprzątał pozostałe odpady, które tam są - informuje Górczyński.
- Trzeba uderzyć się w piersi, jak wydaje się decyzję na składowanie odpadów. Myślę, że starosta powinien się przyznać do tego, że nie trafił z tą decyzją dla tych spółek, które na jego terenie zagościły i teraz mówi, że nie trafił z decyzją, ale dobrze, że się ustawa zmieniła, to jak ja nie trafiłem, to będę walił we wszystkich i niech za mnie sprzątają. Niech wykona wyrok NSA i uprzątnie odpady popożarowe, a my sprzątniemy pozostałe - kwituje Górczyński.
Wymiana urzędniczych pism trwa. I to mimo tego, że zarząd powiatu zgierskiego, jak i zarząd województwa łódzkiego, są z tej samej politycznej ekipy. W powiecie zgierskim rządzi koalicja PiS-PSL, a w województwie PiS.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Grzegorz Michałowski