Nie chodził do szkoły filmowej, nie nakręcił też - i nie zamierza - niczego dla hollywoodzkich wytwórni. Richard Linklater, jeden z najoryginalniejszych filmowców niezależnych, do niedawna uważany był za najbardziej niedocenionego reżysera za oceanem. Dziś jego "Boyhood" typowany jest na zdobywcę głównego Oscara. Zrealizowane za 4 mln dolarów, kręcone 12 lat filmowe arcydzieło zgarnia główne nagrody sezonu. Kim jest jego twórca?
Był jednym z pierwszych filmowych odkryć początku lat 90. - okresu, gdy niezależne kino amerykańskie przeżywało renesans, a Robert Redford na dobre rozkręcił festiwal w Sundance. Podobnie jak o trzy lata młodszy od niego Quentin Tarantino, Linklater zaistniał właśnie dzięki imprezie w Salt Lake City.
Zainspirowani książką Ricka Schmidta "Jak nakręcić film za równowartość ceny używanego auta z 1989 roku" - czyli 10 tys. dolarów i mniej - filmowcy chcieli robić wyłącznie oryginalne, niskobudżetowe filmy.
Książka stała się biblią młodych reżyserów, wśród których oprócz Tarantino byli: Robert Rodriguez, Spike Lee, Steven Soderbergh i właśnie Linklater. Tylko ten ostatni pozostał wierny młodzieńczym obietnicom i obrał inną drogę niż choćby twórca "Django". O ile Tarantino zadomowił się w Hollywood na dobre, twarde "nie" Linklatera, które padło dwie dekady temu w odpowiedzi na ofertę z fabryki snów, obowiązuje do dziś. Nie interesuje go bowiem spełnianie zachcianek bossów wielkich wytwórni ani kręcenie filmów o budżetach sięgających 100 mln dolarów (tyle kosztował choćby "Diango").
Koszt "Boyhood" Linklatera, choć film realizowany był przez 12 lat, zmieścił się w niespełna 4 mln dolarów. Mimo śmiesznych - jak na amerykańskie warunki - kosztów realizacji skutecznie odsunął w cień produkcje z gigantycznymi budżetami i największymi gwiazdami Hollywood w obsadzie.
Z platformy wiertniczej do kina
Richard Linklater to filmowy samouk. Studiował literaturę angielską na Uniwersytecie Stanowym w rodzinnym Houston w Teksasie. Imponuje też wiedzą z filozofii, fizyki, chemii, zna się doskonale na muzyce. Chociaż należał do najzdolniejszych studentów, tuż przed dyplomem wyjechał do pracy na platformie wiertniczej w Zatoce Meksykańskiej.
Tam w dniach wolnych od pracy oglądał po 3-4 filmy dziennie. Wśród produkcji, które wtedy zobaczył, był "Wściekły byk" Martina Scorsese (1980 r.). I właśnie po jego obejrzeniu sam postanowił spróbować sił w filmie, ani przez moment nie myślał jednak o Hollywood. Za zarobione pieniądze kupił amatorską kamerę typu Super-8 i sprzęt montażowy. Wrócił też do Teksasu i zamieszkał w Austin, gdzie zaczął tworzyć filmy krótkometrażowe. Wkrótce założył Austin Film Society, które istnieje do dziś.
W 1991 roku powstała pełnometrażowa fabuła "Slacker" ("Próżniak"), która podbiła Sundance, a z czasem zyskała status filmu kultowego. To film pozbawiony fabuły, złożony wyłącznie z rozbudowanych dialogów prowadzonych między sobą przez młodych ludzi. Z czasem zresztą "fascynujące gadulstwo" stało się znakiem rozpoznawczym stylu filmowego Linklatera. Bohaterowie mają około 20 lat i głębokie poczucie wykluczenia. Linklater okazał się genialnym kronikarzem tego pokolenia. Jest wnikliwy, współczujący, ale też ironiczny, wytykający bohaterom choćby bezmyślne "łykanie" wszystkiego, co podsuwa popkultura.
Główna akcja: rozmowa
Gdy w połowie lat 90. do Polski trafiły pierwsze filmy Linklatera, był on już ukształtowanym reżyserem o własnym oryginalnym stylu, który najlepiej charakteryzuje sam słowami: "Uwielbiam robić filmy o inteligentnych gadułach - o młodych ludziach, którzy mówią bardzo dużo i ciekawie".
Naszej widowni znany jest przede wszystkim jako autor miłosnego tryptyku z francusko-amerykańskim duetem Julie Delpy - Ethan Hawke. Zrealizowana w 1995 roku jego pierwsza część "Przed wschodem słońca" była tak wielkim sukcesem, że doczekała się dwóch sequeli. Przyniosła mu też Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale. Dwie późniejsze - "Przed zachodem słońca" (nominacja do Oscara za scenariusz) oraz nakręcone w 2013 roku "Przed północą" - udowodniły, że prawo, wedle którego kontynuacje są gorsze od oryginału, nie zawsze działa.
Linklater zafundował nam jeden z najpiękniejszych romansów we współczesnym kinie, choć z całkiem zwyczajną z pozoru fabułą. W pociągu do Wiednia Amerykanin spotyka piękną Francuzkę. Dziewczyna ma kontynuować podróż, ale młodzi, by nie przerywać konwersacji, decydują się na wspólną wędrówkę po stolicy Austrii. Brak jakiejkolwiek akcji poza samą rozmową jest tu atutem, a fascynująca wymiana poglądów zakochujących się w sobie bohaterów wystarczy, byśmy nie potrafili oderwać się od ekranu. Druga część - "Przed zachodem słońca"- powstała dziewięć lat po pierwszej. Główni bohaterowie spotykają się w niej w Paryżu i na nowo wybucha uczucie. Trzecia natomiast - "Przed północą" - powstała po kolejnych dziewięciu latach, pokazuje moment, gdy para jest już od dawna małżeństwem z dwójką dzieci i stara się uczynić swój związek wiecznie ekscytującym. Ta część rozgrywa się na wakacjach w Grecji. Podobno wszystkie czerpią sporo z osobistych przeżyć zarówno reżysera, jak i odtwórców głównych ról.
Zabawa z animacją
Tymczasem Linklater pomiędzy drugim a trzecim filmem zdążył jeszcze wprawić w osłupienie swoich fanów, kręcąc "Życie świadome" - opowieść o mężczyźnie, który próbuje się dowiedzieć, czemu służą marzenia senne. Zawarł w tym filmie teorie egzystencjalizmu, filmowe tezy Andrégo Bazina i odwołania do znanych literackich postaci. Zrobił to, dobrze się przy tym bawiąc. W dodatku swój obraz zamienił w... animowany - nakręcony tzw. techniką rotoskopową, umożliwiającą właśnie przemianę filmu z aktorami w animowany. W jednej ze scen (na zdjęciu poniżej) Hawke i Delpy odtwarzają nawet swoje postacie z "Przed wschodem słońca".
"Boyhood" czyli opus magnum Linklatera
Nim powstał "Boyhood", Linklater zdążył nakręcić jeszcze niezwykły - bo zrealizowany jako docudrama (oparty na faktach, z udziałem mieszkańców z miasta, w którym zdarzenie miało miejsce) - kryminał "Bernie", a nawet adaptację prozy Philipa K. Dicka. Wszystkie były sukcesami, ale to "Boyhood" stanowi jego filmowe opus magnum.
- Mam obsesję na punkcie upływu czasu - mówi wprost Linklater. Kto prześledzi jego twórczość od początku, jego stosunek do czasu rzeczywistego i ekranowego, odkryje, że "Boyhood" jest oczywistą konsekwencją wysiłków reżysera, by zrównać te czasy ze sobą. Pomysł realizacji filmu, w którym bohaterowie dorastają (a dorośli starzeją się) na oczach widzów, bez charakteryzacji, komputerowych sztuczek, narodził się, gdy reżyser przyglądał się swojej dorastającej córce Lorelei. Ostatecznie obsadził ją nawet w jednej z ważniejszych ról.
- Młodość jest fascynująca, bo nieuchwytna - powiedział w jednym z wywiadów Linklater, ale jemu chyba właśnie jako pierwszemu udało się ją zatrzymać w kadrze.
Film był kręcony 12 lat, bo tyle akurat trwa obowiązek szkolny w USA. Głównego bohatera poznajemy, gdy debiutuje jako 6-letni uczeń, a żegnamy się z nim, kiedy jako 18-latek trafia do college'u. Reżyser przyznał, że napisał 12 odrębnych scenariuszy - każdego roku, gdy ekipa zbierała się na planie, robił to na nowo. Stały był tylko szkielet historii - nowe związki, rozstania, przeprowadzki.
Sporo wątków narzucali sami bohaterowie (a raczej grający ich aktorzy) i to, co na przestrzeni filmowych ujęć sprzed roku wydarzyło się w ich życiu. Powstało dzieło przełomowe dla kina i jego historii, zaś genialnie obsadzeni aktorzy zamienili je w kawał prawdziwego życia, w przejmującą opowieść o inicjacji głównego bohatera, o przemijaniu, miłości, kształtowaniu hierarchii wartości i wpływie na nią naszych najbliższych.
W tle życiowych dylematów małolata i jego rodziny, na ekranie telewizora widzimy wojnę w Iraku, w gazetach - doniesienia o kryzysie gospodarczym, złapaniu Osamy Bin Ladena czy o śmierci gwiazdy pop. Linklater podarował nam fikcyjną fabułę, która ma moc dokumentu. Arcydzieło będące zapisem zwykłego życia, mimo to niemające zupełnie nic z banału.
Czy Akadamia - Hollywood, od którego z dala trzyma się reżyser - doceni je, honorując najważniejszym Oscarem? O tym dowiemy się 22 lutego.
Autor: Justyna Kobus/kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: United International Pictures