- Kino umożliwia twórcze przyglądanie się mrocznej naturze człowieka i związanych z nią najróżniejszych skrajności, instynktów - mówi brytyjska reżyserka Rose Glass w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną, tvn24.pl. Jej najnowszy film "Love Lies Bleeding" od kilku miesięcy zachwyca międzynarodową krytykę oraz publiczność festiwali w najróżniejszych zakątkach świata.
Chociaż mamy dopiero sierpień, to film "Love Lies Bleeding" wymieniany jest przez sporą grupę krytyków w gronie najlepszych w 2024 roku. I nie ma w tym żadnej przesady. Jego światowa premiera odbyła się w ramach sekcji Midnight Festiwalu Filmowego Sundance 2024, a następnie został pokazany w sekcji Berlinale Special podczas 74. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Ci, którzy przyglądają się światowej kinematografii, doskonale wiedzą, że nie często zdarza się, aby ten sam tytuł znalazł się w oficjalnej selekcji dwóch festiwali należących do Wielkiej Piątki (Sundance, Berlinale, Festiwal Filmowy w Cannes, MFF w Wenecji oraz MFF w Toronto).
"Love Lies Bleeding" to druga pełnometrażowa fabuła w dorobku brytyjskiej filmowczyni Rose Glass, która szturmem wzięła światowe kino w 2019 roku z psychologicznym horrorem "Saint Maud" (premiera w ramach Midnight Madness MFF w Toronto 2019). Gdyby nie wybuch pandemii COVID-19 w marcu 2020 roku, prawdopodobnie "Saint Maud" stałby się również hitem kasowym. Film otrzymał między innymi dwie nominacje do nagród BAFTA (najlepszy film brytyjski roku oraz najlepszy debiut brytyjskiego reżysera, scenarzysty bądź producenta dla Glass i Olivera Kassmana). Debiut Glass zdominował również listę nominowanych do British Independent Film Awards 2020 - otrzymując 16 nominacji. Ostatecznie Glass otrzymała Nagrodę Douglasa Hickoxa (za najlepszy debiut reżyserski) a Ben Fordesman nagrodzony został za zdjęcia.
Scenariusz do "Love Lies Bleeding" Glass napisała wspólnie z Weroniką Tofilską - polską filmowczynią mieszkającą i pracującą w Londynie. Tofilska dała się już poznać jako ceniona reżyserka produkcji telewizyjnych, a w dorobku ma między innymi takie tytuły jak "Mroczne materie" czy "Reniferek" (za reżyserię czwartego odcinka tego miniserialu otrzymała nominację do Nagrody Emmy). Role główne w filmie Glass zagrały: Kristen Stewart oraz hipnotyzująca Katy O'Brian - aktorka oraz przedstawicielka profesjonalnej sztuki walki. Drugi plan również został gwiazdorsko obsadzony, pojawiają się bowiem Ed Harris, Anna Baryshnikov, Jena Malone oraz Dave Franco.
"Love Lies Bleeding" jest na swój sposób zabawnym, na wskroś ironicznym przykładem kina "anti-superhero". Oczywiście, "zabawnym" w rozumieniu tarantinowskim, bo film opisywany jest jako "mroczny", "thriller erotyczny" czy "kryminał". W rzeczywistości jest to bardzo oryginalna, zaskakująca opowieść o miłości Lou (Kristen Stewart) i marzącej o karierze kulturystki Jackie (Katy O’Brian), rodzącej się w wypełnionej przemocą rzeczywistości. To tak w największym skrócie, żeby nie zdradzać zbyt wiele. Glass bowiem żongluje najróżniejszymi konwencjami filmowymi, serwuje pełen wachlarz emocji i metafor, które ubogacają całość.
Na szczególną uwagę zasługuje postać Jackie. W rzeczywistości końca lat 80. profesjonalna kulturystyka była przede wszystkim domeną mężczyzn, więc samo wyobrażenie jej w tamtym czasie jest pewnego rodzaju novum. Ponadto, to jak ta postać jest skonstruowana, poprowadzona oraz zagrana, sprawia, że Jackie może stać się jedną z najciekawszych postaci kobiecych kina XXI wieku.
Polska premiera "Love Lies Bleeding" odbyła się podczas 24. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego mBank Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Glass i Tofilska były gościniami premiery i spotkały się z publicznością.
"Love Lies Bleeding" trafił do kin 2 sierpnia.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Pozwól, że zacznę od tytułu. Co oznacza "Love Lies Bleeding"?
Rose Glass: To nawiązanie do nazwy rośliny "love-lies-bleeding", należącej do rodziny szarłatowatych (love-lies-bleeding jest jedną z potocznych nazw szarłata zwisłego - red.) Jest w niej coś niesamowitego, ponieważ jest piękna i paskudna zarazem. Mam wrażenie, że jest w niej coś wystarczająco melodramatycznego i mięsistego zarazem, co wpisywało się w naszą fabułę.
Jednocześnie, poszczególne części tytułu można odczytywać dosłownie: "miłość", "leży krwawiąca" i w dopowiedzeniu: "na podłodze". W ten sposób również można odnaleźć mięsistą i zabawną atmosferę filmu, którą próbowaliśmy stworzyć.
Film dotyka w pewien sposób kulturystyki kobiecej. A szarłat jest bardzo bogatym źródłem białka...
A kulturyści potrzebują przede wszystkim białka. Nie myślałam wcześniej o tej perspektywie. Jak widzisz, już sam tytuł można odczytywać na wiele sposobów.
Czytałem również, że inspiracją była piosenka Eltona Johna o tym samym tytule, to prawda?
Tak. Istnieje również jeszcze jeden film oraz serial o tym samym tytule. Zastanawiałam się długo, w jaki sposób sięgnąć po tę piosenkę, jednak w ogóle nie pasowała nam do naszej wizji. Pisząc scenariusz z Weroniką (Tofilską - red.), cały czas myślałyśmy nad tym, jak wykorzystać piosenkę Eltona Johna. To naprawdę świetny kawałek.
Roboczy tytuł brzmiał "Macho Sluts" (w wolnym tłumaczeniu "macho dziwki" - red.). Zainspirował mnie zbiór opowiadań Patricka Califii z 1988 roku o tym samym tytule. Były to krótkie historie erotyczne, dotyczące różnych kwestii hardcore'owego BDSM. Ten tytuł wydał mi się odpowiedni, ale szybko okazało się, że nie będziemy mieć do niego praw, więc starałyśmy się znaleźć coś, co budziłoby podobne odczucia - coś, mogłoby się kojarzyć z kiczem, przesadą.
W pierwszych recenzjach porównywano twój film do "Pulp Fiction". Co sądzisz o tego typu porównaniach do świata Quetnina Tarantino?
Oczywiście, że mi to schlebia. Podobnie jak wielu, uwielbiałam "Pulp Fiction", gdy dorastałam. Jednak pisząc "Love Lies Bleeding", nie myślałam w ogóle o filmach Tarantino. Po głowie chodziły mi inne tytuły, które nieco inaczej sięgają po różnego rodzaju elementy wspólne. W kinie pociąga mnie smakowita mieszanka ekstremalnej przemocy i czarnego humoru. Tworząc ten film, świetnie się bawiliśmy żonglując tymi elementami.
A skąd ta fascynacja ekstremalną przemocą?
Nie mam pojęcia. Jakaś część mnie podpowiada mi, że to zaciekawienie mrocznymi, skrajnymi tematami, jest czymś zupełnie normalnym, czymś ludzkim. Szczególnie wtedy, gdy na co dzień nie ma się z tym nic wspólnego.
Mam poczucie, że czerpię przyjemność z kina właśnie dlatego, że mogę sięgać w nim po najróżniejsze skrajności. Zresztą, myślę, że kino i inne formy sztuki, to te przestrzenie, które umożliwiają twórcze przyglądanie się mrocznej naturze człowieka i związanych z nią najróżniejszych skrajności, instynktów. Mam wrażenie, że powinno to być głównie kreatywne i sprawiające przyjemność, a nie destruktywne. Sądzę, że stawianie pytań o te najmroczniejsze oblicza ludzkiej natury, dostrzeganie ich czy zastanawianie się nad nimi, może mieć również pozytywne efekty i można je obrócić w coś twórczego.
Akcja "Love Lies Bleeding" dzieje się w Nowym Meksyku na przełomie lat 80. i 90. W pewnym momencie widzimy w telewizorze w tle relację z upadku Muru Berlińskiego. Skąd pomysł, żeby umieścić tę historię właśnie w tamtym okresie?
Miałam poczucie, że będzie to najwłaściwszy czas dla tej historii. Z Weroniką zastanawiałyśmy się nad różnymi rozwiązaniami fabularnymi, ale wychodziłyśmy z założenia, że nie chcemy, aby akcja działa się w teraźniejszości.
Po części dlatego, że obecna kulturystyka rządzi się nieco innymi prawami. To świat bardzo zniuansowany. Jest wiele szczegółów, których nie mogłybyśmy pominąć, a które nie pozwoliłyby nam stworzyć tej historii po swojemu.
Wpisując fabułę w przeszłość, można pewne rzeczy rozmyć, potraktować je w sposób mityczny, baśniowy. Dzięki temu można też stworzyć własne wyobrażenie pewnego świata. Sam rok 1989 wydawał mi się szczególnie ciekawym momentem do osadzenia fabuły, bo mam wrażenie, że stanowi pewnego rodzaju punkt zwrotny, graniczny pomiędzy różnymi ideologiami.
Był to koniec reganizmu.
Tak. Wydaje mi się, że postać Jackie ucieleśnia w pewien sposób wyobrażenie amerykańskiego kapitalizmu, karmionego hasłami: "podążaj za marzeniami", "bigger, better, faster, stronger" ("więcej, lepiej, szybciej, mocniej"), "pracuj ciężej" czy "osiągaj to, czego tylko zapragniesz". Natomiast postać Lou uosabia na swój sposób coś bardziej nihilistycznego, co wyłaniało się z tego punktu zwrotnego w historii kraju.
Początkowo planowałyśmy wpisać fabułę w lata 90. Doszłyśmy do wniosku, że osadzenie jej na przełomie tych dwóch dekad będzie zabawniejsze. Brałyśmy pod uwagę również szerszy kontekst tego, co działo się na świecie - stąd też w tle pojawiają się archiwalne relacje serwisów informacyjnych. Z przymrużeniem oka chciałyśmy zderzyć to, jak zmienia się świat, z tym, jak Jackie skupia się tylko na własnych pragnieniach. Mam poczucie, że "Love Lies Bleeding" jest poniekąd filmem o pułapkach stawianych przez ego, ambicje i indywidualizm.
Jest jeszcze jeden aspekt związany z tym, że akcja toczy się na przełomie lat 80. i 90. Wówczas w Stanach Zjednoczonych zdelegalizowano pierwsze sterydy anaboliczne. Wydaje mi się, że tak czy tak były one wówczas stosowane na szeroką skalę. Zależało nam jednak, żeby częścią tej historii był moment, w którym Lou wciąga Jackie w świat sterydów. Jednocześnie chciałyśmy, żeby to, w jaki sposób je stosują, mówią o nich, miało charakter dziecinnej ekscytacji.
Jesteś Brytyjką, dlaczego więc Nowy Meksyk?
Było bardzo dużo powodów, żeby umiejscowić ten film właśnie w Ameryce. Początkowo myślałyśmy, że być może wybierzemy Wielką Brytanię, zastanawiałyśmy się nad Szkocją. Ostatecznie szybko dotarło do nas, że fabuła w naturalny sposób wpisuje się sama w Amerykę. To właśnie w Stanach stała się jeszcze bardziej prawdopodobna.
Po tym, jak zdecydowałyśmy się na Amerykę, najróżniejsze części pomysłu na film nabrały więcej sensu, powstała spójna całość. W efekcie mogłyśmy pełnymi garściami czerpać z mitycznego, baśniowego wyobrażenia "amerykańskiego snu" czy ogólniej - amerykańskości. Myślę, że każdy filmowiec chciałby mieć możliwość gry różnymi elementami narracyjnymi czy filmowymi.
Wspomniałaś o amerykańskim śnie. Były to czasy, gdy Amerykanie na różne sposoby chcieli podbić kosmos. W "Love Lies Bleeding" pojawiają się "księżycowe" motywy. To był twój pomysł czy Weroniki?
To wyszło ode mnie. To było na etapie przygotowań planu zdjęciowego w Albuquerque, gdzie byłam sama. Weronika nie mogła wówczas dołączyć, bo właśnie zaczynała pracę nad serialem "Reniferek", który reżyserowała. W tamtym momencie nie miałyśmy jeszcze żadnych konkretnych nazw dla siłowni czy klubu strzeleckiego.
Tam na miejscu szybko pojawiły się pomysły. Filmowy ojciec głównej bohaterki - Lou (granej przez Kristen Stewart - red.) - również ma na imię Lou (jego natomiast gra Ed Harris - red.). Uznałam, że skoro jest typem narcystycznym, to na pewno nazwałby swój klub strzelecki w podobny sposób. Stanęło na Louville. Sprawdziłam w sieci "Louisville" i okazało się, że między innymi jest to nazwa jednego z kraterów na Księżycu. Poszłam tym tropem, tym bardziej, że filmowe plenery, szczególnie te pustynne, mają w sobie coś księżycowego. Siłownię nazwałam więc "Crater". W postprodukcji dołożyliśmy gwieździste niebo oraz muzykę, tworzącą klimat filmów sci-fi.
Chociaż te elementy nie były planowane od początku i poniekąd przypadkowo trafiły do filmu, to cieszę się, że tak wyszło.
Dlaczego?
Dzięki temu – mam wrażenie - Lou i Jackie stają się trochę postaciami spoza tego świata. Stają się kosmicznymi kochankami, które łączy nieszczęśliwa miłość.
Osoby queerowe w latach 80. również traktowane były jak kosmici.
Otóż to. Myślę, że obie są outsiderkami, nie pasują do miejsca, w którym się właśnie znajdują. Pochodzą z odległych planet i w końcu odnajdują się nawzajem.
Po raz kolejny w swojej karierze stawiasz w bardzo świadomy sposób bohaterki w ekstremalnych sytuacjach. Jednocześnie całość jest bardzo kampowa. Nasuwa mi się pytanie, czy współczesna widownia jest w stanie ten kamp uchwycić?
(Kamp jest najczęściej definiowany jako kategoria estetyczna bądź konwencja artystyczna, charakteryzująca się fascynacją tego, co nienaturalne, sztuczne, przerysowane bądź przesadzone; kamp może być również interpretowany jako ironiczne zamiłowanie do tego, co kiczowate bądź w złym guście; pojęcie bywa rozumiane również jako świadome stosowanie kiczu - red.)
Nie mam pojęcia. Myślę, że już sam kamp jest rozumiany na wiele sposobów, często bardzo subiektywnie. Jestem przekonana, że wiele osób odnajdzie w filmie to, w jaki sposób widzę świat i kino. Pewnie znajdą się też tacy, którzy po seansie stwierdzą, że to coś dziwnego, głupiego, coś, co do nich nie dociera. Ale nie dla nich tworzę filmy.
Mam też wrażenie, że sporo osób uwielbia kamp, niekoniecznie rozumiejąc, czym on jest. Kamp to jedno z tych pojęć bardzo ulotnych, zniuansowanych, które ciężko jednoznacznie zdefiniować. Jednocześnie myślę, że znajdzie się część publiczności, dla której "Love Lies Bleeding" będzie przyjemnym doświadczeniem, nawet jeśli nie będzie zgłębiać tych szczegółów. Mam nadzieję, że znajdą się też tacy, którzy obejrzą film ponownie i odkryją w nim coś nowego.
Przede wszystkim mam wrażenie, że prawdopodobnie kojarzona jestem z kinem, które jest nieco dziwne. Nie zmienia to faktu, że chcę, aby moje filmy były oglądane. Chcę, aby były źródłem rozrywki, zabawne, ekscytujące i przystępne. Staram się znaleźć złoty środek, żeby każdy mój kolejny projekt był najdziwniejszym możliwie filmem, czytelnym i przystępnym dla publiczności. To bardzo przyjemne uczucie, gdy ma się wrażenie, że wkręca się ludzi, że widzieli dziwniejszy film niż im się wcześniej mogło wydawać (śmiech).
Jakie "dziwne" filmy lubisz?
Trudne i wielowątkowe pytanie. Jeszcze przed rozpoczęciem pracy nad "Love Lies Bleeding" celowo nie wracałam do takich tytułów jak "Thelma i Louise", "Dzikość serca" czy do filmów Tarantino, bo wydawałoby mi się to zbyt oczywiste. Zasugerowałam aktorkom, żeby obejrzały "Crash: Niebezpieczne pożądanie", "Showgirls" oraz "Gorączkę sobotniej nocy". Oczywiście, ten ostatni nie jest aż tak "dziwny", ale ciągle dość okropny.
Poza tym poleciłam im dwa filmy japońskiego twórcy Shin'ya Tsukamoto: "Czerwcowy wąż" oraz "Tokio Fist". Szczególnie ciekawy wydaje mi się "Czerwcowy wąż". Jest to bardzo bardzo dziwny, erotyczny film z 2002 rok ocierający się o cyberpunk. Polecam go wszystkim. Psychologia erotyczna jest tu podkręcona maksymalnie i ma w sobie wyjątkowo dziwne obrazy. Zresztą, wszystkie filmy Tsukamoto są bardzo dzikie. Uwielbiam również jego "Tetsuo - Człowiek z żelaza".
Jakie masz oczekiwania wobec współczesnego kina?
Oczekiwania czy nadzieje?
I to, i to.
Przygnębiające jest to, że rozwijają się kolejne franczyzy filmowe, co powoduje smutny spadek zainteresowania oryginalnymi scenariuszami. Trochę mi przykro, że ciągle odgrzewane są te same pomysły. Jednocześnie jest pewna sprzeczność, bo w ostatnich latach coraz częściej doceniane są zupełnie inne filmy, jak "Wszystko wszędzie naraz" czy "Biedne istotny", nagrodzone Oscarami.
Mam więc nadzieję, że obok franczyz filmowych będzie sporo miejsca dla twórców oraz publiczności, która chce być zaskakiwana, która chce oglądać coś twórczego, coś, co przesuwa kolejne granice.
W jednej z rozmów Agnieszka Holland powiedziała mi, że Hollywood jako pierwsze zaczęło uciekać od oryginalnych pomysłów, stawiając na te projekty, które inspirowane są prawdziwymi zdarzeniami bądź biografiami. Jak widzisz przyszłość oryginalnych, autorskich pomysłów na filmy?
To, o czym wspomniałeś jest zniechęcające i nie powinno w większym stopniu zaskakiwać. Mam wrażenie, że jest to efekt umacniającego się trendu wśród producentów, którzy nie chcą podejmować zbyt dużego ryzyka. Bezpieczniej jest finansować pomysły filmowe, które już się sprawdziły być może w innej formie, w innym stylu. Finansujący te projekty mają poczucie, że jest już ugruntowana grupa odbiorców i że film na siebie zarobi.
Mam jednocześnie wrażenie, że dużo ludzi zapomina o tym, że "E.T." czy "Gwiezdne wojny" były oryginalnymi pomysłami, które dały początek czemuś wielkiemu. Jedynym sposobem, żeby stworzyć zupełnie nową franczyzę jest to, że w pewnym momencie ktoś podejmie ryzyko i zainwestuje w coś nowego. W przeciwnym razie kolejne pomysły będą się same zjadać, będziemy ciągle kręcić się wokół tych samych superbohaterów.
Na szczęście jest publiczność, której oczekiwania napędzają kino w nowych kierunkach. Jednak bez ryzyka decydentów, nie wydarzy się nic ekscytującego. I to jest smutne.
Masz poczucie, że "Love Lies Bleeding" może być początkiem nowego podejścia do filmów o superbohaterach?
(śmiech) Mam wrażenie, że ten film jest przeciwieństwem typowego kina superbohaterów. To dość zabawne, ale to moja odpowiedź na produkcje Marvela. W "Love Lies Bleeding" stworzyłam własną wersję superbohaterów. I jeśli mi się to udało, to jest to wizja bardzo ironiczna.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film