|

Czy godziny "basiowe" pogrążą ministrę Nowacką w oczach nauczycieli?

Barbara Nowacka na wrześniowym spotkaniu ze związkowcami
Barbara Nowacka na wrześniowym spotkaniu ze związkowcami
Źródło: Marcin Obara/PAP
Problem niepłatnych godzin ponadwymiarowych dotyczy już ponad 600 tysięcy nauczycieli i nauczycielek. Efekt? Edyta nie zabierze własnych dzieci do kina, Iza uważniej będzie wkładać zakupy do koszyka i zaciśnie pasa, a Ela już zastanawia się, czy to nie powinien być jej ostatni rok pracy w szkole. Coraz mniej osób gotowych jest zabierać uczniów i uczennice na szkolne wycieczki. - Na tych przepisach wszyscy tracą - słyszymy od nauczycieli.Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Od września część nauczycieli traci wynagrodzenie, gdy ich uczniowie nie pojawiają się na lekcjach. To tak, jakby urzędnik nie dostawał pensji, gdy akurat nie ma petentów.
  • Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważa kolejną zmianę przepisów i "analizuje zgłoszone uwagi". Tylko nie wiadomo, ile to potrwa.
  • Negatywne konsekwencje i emocje się mnożą. Na przykład w Opolu nauczyciele zawiesili współpracę "w zakresie udziału uczniów w akcjach, wydarzeniach i wycieczkach".
  • Niekorzystne zmiany w sposobie naliczania pensji mogą już teraz odbić się na przedmiocie "edukacja obywatelska" i ministerialnym programie "Wyjścia z klasą", wartym 110 milionów złotych.
  • Mogą też podkopać sztandarową reformę Barbary Nowackiej "Kompas Jutra", która 1 września 2026 roku ma wejść do podstawówek.
  • Polonista Dariusz Chętkowski nazwał niepłatne godziny "basiowymi" lub "baśkowymi". I przekonuje: "Dobra nazwa powoduje, że nauczycielom łatwiej ministerialne chamstwo znieść".

"Pięćset minus" - tak mogłaby nazwać to, co ją spotkało we wrześniu, Ela, nauczycielka języka polskiego. To właśnie o 500 złotych była niższa jej pensja. Jedna z klas miała dwudniową wycieczkę, a do tego chorowały i nie przychodziły na zajęcia dzieci, które mają tzw. rewalidację (to lekcje wspierające uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych).

We wrześniu w podobny sposób przepadło siedem lekcji Izy, nauczycielki w wiejskiej szkole w Mazowieckiem. Ona straciła przeszło 300 złotych na rękę (nauczycielska nadgodzina do zwykle ok. 70 zł brutto). - Jeden chłopiec był w szkole, ale nie przyszedł na moje zajęcia, a inna dziewczynka była na szkolnej wycieczce - tłumaczy Iza.

Dorocie, która jest nauczycielką wspomagającą, zdarzało się w przeszłości kupować różne brakujące rzeczy do szkoły (głównie pomoce dydaktyczne). Przestała, gdy jedna z koleżanek powiedziała jej: "w ten sposób okradasz własne dzieci, bo wydajesz na pracę prywatne pieniądze". 

- Przypominałam sobie te słowa za każdym razem, gdy docierało do mnie, że nie mam za co zabrać własnych dzieci do kina - opowiada nauczycielka. W szkole podstawowej w mieście wojewódzkim jako godziny ponadwymiarowe prowadzi zajęcia rewalidacyjne. Już wie, że jej październikowa pensja będzie niższa o około 200 złotych na rękę, bo kilka z tych indywidualnych lekcji się nie odbyło.

Czytaj także: