"Wybór Wrony"

Brad Pitt, bolidy i niezdrowa rywalizacja. Spektakularny "F1: Film" w kinach

Brad Pitt w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
"F1: Film" reż. Joseph Kosinski - teaser
Źródło: Warner Bros. Pictures
Co trzeba zrobić, żeby wygrać Grand Prix Formuły 1? Jechać szybko, walczyć i mieć plan C. "C" jak chaos. O tym przynajmniej przekonuje Sonny Hayes (grany przez Brada Pitta), główny bohater najnowszego filmu Josepha Kosinskiego. "F1: Film" to coś więcej niż fabularyzowana opowieść o najbardziej prestiżowych wyścigach świata. To przede wszystkim wirtuozersko zrealizowane widowisko, które wbije w fotel nie tylko fanów F1. Bez spojlerów przybliżamy szczegóły filmu w ramach cyklu "Wybór Wrony".
Kluczowe fakty:
  • "F1: Film" to nowy film w reżyserii Josepha Kosinskiego, współtwórcy "Top Gun: Maverick".
  • W rolach głównych pojawili się: Brad Pitt, Javier Bardem, Damson Idris i Kerry Condon. Jednym z producentów jest Lewis Hamilton.
  • Dystrybutorem produkcji Apple Original Films jest Warner Bros. Entertainment Polska (należący do Warner Bros. Discovery, właściciela między innymi tvn24.pl)
  • "F1: Film" w polskich kinach od piątku, 27 czerwca.
  • Tu znajdziesz więcej tekstów z cyklu "Wybór Wrony".

60-letni Brad Pitt jako kierowca Formuły 1? Nawet dla tych, którzy kompletnie nie znają świata najbardziej prestiżowych wyścigów samochodowych, ten pomysł może wydawać się co najmniej dziwaczny. Zwłaszcza że wiele legend tej dyscypliny - Michael Schumacher, Niki Lauda, Sebastian Vettel, Kimi Raikkonen - z rywalizacji w ramach F1 wycofywało się w wieku około 40 lat. Co ciekawe, w sezonie 2024 w pierwszej dziesiątce "najstarszymi" kierowcami byli Lewis Hamilton (39 lat) oraz Fernando Alonso (43 lata). Jednak Pitt, który wcielił się w fikcyjną postać Sonnyego Hayesa w "F1: Film" w reżyserii Josepha Kosinskiego, nie dość, że zaskakuje, to - z perspektywy sportowego laika - jest bardzo wiarygodny.

Brad Pitt w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Brad Pitt w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Źródło: fot. Scott Garfield / Warner Bros. Pictures / Apple Original Films

Dlaczego? W końcu najnowszy film twórcy między innymi "Niepamięci" czy "Top Gun: Maverick" nie jest ani filmem dokumentalnym, ani tym bardziej o wyścigach samochodowych. To bardziej film o mierzeniu się z własnymi ograniczeniami, nie zawsze zdrowej, męskiej rywalizacji, brawurze i szukaniu porozumienia oraz współpracy. To wszystko Kosinski "ubrał" w dramaturgię, jaka towarzyszy rzeczywistym wyścigom F1. Co ważniejsze, udało mu się znaleźć sposób na to, aby zadowolić fanów tego sportu oraz nie zanudzić tych, którzy o wyścigach nie wiedzą nic. W efekcie stworzył kinowe widowisko, w starym, dobrym stylu - w jak najlepszym znaczeniu tego określenia.

Warto wspomnieć, że autorem scenariusza jest Ehren Kruger, scenarzysta między innymi "Krzyku 3", "The Ring", "The Ring 2" czy "Top Gun: Maverick", który to przyniósł mu nominację do Oscara. Konstrukcja fabularna "F1: Film" jest bardzo prosta i przyjemna w odbiorze. Ale nie brakuje momentów, które chyba zgrzytały już na poziomie scenariusza. Nawet jeśli Kruger celowo i ironicznie bawi się utartymi schematami z klasyki kina akcji, to nie zrobił tego w wystarczająco czytelny sposób. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ po sukcesie "Top Gun: Maverick" można byłoby oczekiwać od Krugera, że uniknie dość prostych narracyjnych potknięć.

Widowiskowa opowieść o mierzeniu się z własnymi ograniczeniami

Nie zmienia to jednak faktu, że twórcom "F1: Film" udało się w spójny sposób połączyć treść i formę, o czym przekonać może sekwencja otwierająca film. Widzimy, jak Sonny Hayes (Pitt) budzi się w vanie, w którym mieszka i przygotowuje się do udziału w nocnej części 24-godzinnego wyścigu Daytona. To wszystko w towarzystwie nieśmiertelnego "Whole Lotta Love" Led Zeppelin. Ta mieszanka fenomenalnych zdjęć, precyzyjnego montażu, udźwiękowienia i muzyki, słusznie zapowiada najlepsze przeżycia kinowe.

Żeby nie zdradzać zbyt wiele: mimo siły wieku Hayes nie rezygnuje z udziału w wyścigach różnej rangi. Mieszka w vanie, którym przemieszcza się od wyścigu do wyścigu. Po wygranej w Daytonie spotyka niegdysiejszego przyjaciela z F1 - Rubena Cervantesa (fikcyjne nazwisko tej postaci wydaje się być nieprzypadkowe), w którego wciela się bezbłędnie Javier Bardem. Cervantes jest teraz właścicielem zespołu F1 - APX GP - i niczym cervantesowski Don Kichot nieco naiwnie walczy o to, żeby zespołu nie stracić. Ruben próbuje przekonać Hayesa, aby po 30 latach przerwy ponownie zasiadł za kierownicą bolidu jego ekipy.

Damson Idris i Brad Pitt w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Damson Idris i Brad Pitt w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Źródło: Warner Bros. Pictures / Apple Original Films

Jednocześnie Hayes miałby pełnić rolę mentora dla młodego, utalentowanego kierowcy Joshuy Pearce'a (w tej roli świetny Damson Idris - znany między innymi z serialu "Snowfall"), ale który ma zapędy gwiazdorskie i zamiast na wyścigach, bardziej zależy mu na darmowych ubraniach, blichtrze oraz na powodzeniu u kobiet. Hayes sceptycznie podchodzi do propozycji przyjaciela, ale ostatecznie pojawia się na torze Silverstone, gdzie odbywa się Grand Prix Wielkiej Brytanii. Dla Hayesa była to okazja, żeby zmierzyć się z traumą sprzed dekad, gdy groźny wypadek na torze brutalnie zakończył jego karierę. A zapowiadał się jako jeden z najlepszych kierowców F1 w historii.

W ten oto sposób zaczyna się także rywalizacja dwóch pokoleń: nieokrzesanego, stawiającego na własne ego Pearce'a oraz "samotnego wilka" - Hayesa, który jednak dla dobra zespołu na torze porusza się w "szarej strefie", nie zawsze grając czysto, ryzykując bezpieczeństwem własnym i innych. Bohater, w którego wciela się Pitt, jest czarujący, zabawny i jest "zawadiackim kowbojem w starym stylu" - jak określa go w pewnym momencie Katty (Kerry Condon). Jest skryty, nie zależy mu na rozgłosie, z troską odnosi się do zespołu i powtarza "szybko i płynnie".

Javier Bardem i Tobias Menzies w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Javier Bardem i Tobias Menzies w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Źródło: fot. Scott Garfield / Warner Bros. Pictures / Apple Original Films

Pitt przyciąga uwagę publiczności, ale ta rola nie byłaby jego sukcesem, gdyby nie świetna współpraca z pozostałymi aktorami i aktorkami. Bo równie świetnie wypadają Kerry Condon, Tobias Menzies czy Sarah Niels. To, jak się nawzajem uzupełniają i partnerują na planie, jest zachwycające. W końcu film to praca zespołowa, tak jak wyścigi F1 są dyscypliną zespołową, o czym "F1: Film" przekonuje.

"F1: Film" reż. Joseph Kosinski - zwiastun
Źródło: Warner Bros. Pictures

Zawrotne prędkości z muzyką Zimmera w tle

"F1: Film" napędzany jest warstwą realizacyjną. Zdjęcia kręcone były przez blisko 18 miesięcy (29.06.23 - 08.12.24) na torach, gdzie rozgrywane były kolejne wyścigi zaliczane do Mistrzostw Świata F1, w czasie gdy odbywały się rzeczywiste wyścigi. To właśnie całe sekwencje stworzone w trakcie rzeczywistych wyścigów F1, wbijają w fotel i wciągają maksymalnie. 

Zarówno ujęcia w szerokim kadrze z pędzącymi z ekstremalną prędkością pojazdami, jak i kadry na twarze kierowców i z ich perspektywy, pozwalają poczuć "brudne powietrze" kolejnych zakrętów czy poziom adrenaliny kierowców, dla których każda setna część sekundy jest na miarę złota. Dosłownie. A w tym wszystkim towarzyszy nam muzyka autorstwa Hansa Zimmera, która świetnie intensyfikuje emocje w trakcie seansu. Jeden z najsłynniejszych współcześnie kompozytorów muzyki filmowej stworzył kolejny materiał, którego równie świetnie słucha się poza samym filmem.

Kosinski zabiera publiczność za kulisy wyścigów. Odsłania rzeczywistość, w jakiej funkcjonują zespoły F1, w skład których wchodzą nie tylko kierowcy, ale mechanicy, inżynierowie, trenerzy, naukowcy. To oni, za sprawą całej palety zdobyczy technologicznych, pracują na to, żeby dostarczyć jak najdoskonalsze bolidy kierowcom. Ci zaś muszą "poczuć" swój pojazd, aby ekipy mogły dobrać odpowiednie parametry poszczególnych części. Poznajemy też slang, jakim rządzi się ten świat. Na szczęście nie wszystko z tego slangu jest łopatologicznie wyjaśniane. W ten sposób twórcy inspirują do zagłębienia się w te realia na własną rękę tych, którzy poczują niedosyt, a pozostałych chronią przed niepotrzebnie "przegadanym" filmem. Przecież w typowej transmisji z wyścigów F1 komentatorzy nie tłumaczą każdorazowo, czym są miękkie czy twarde opony.

Obraz bez trudu wywołuje poczucie, że od początku jest reżyserowany, że został stworzony przez kogoś, kto wiedział, jak wykorzystać każdą z ponad 150 minut trwania filmu. Tak jak Hayes świetnie kontroluje swój bolid na torze, tak Kosinski bardzo świadomie kontroluje poziom emocji. Wie, gdzie dać widzom oddech, jak rozwijać intrygi czy w którym momencie budzić śmiech. Oczywiście jest kilka typowo amerykańskich, ckliwych momentów, ale nawet one bardzo przyjemnie współgrają z całością.

Brad Pitt i Kerry Condon w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Brad Pitt i Kerry Condon w "F1: Film" (reż. Joseph Kosinski)
Źródło: Warner Bros. Pictures / Apple Original Films

Trudno dyskutować z wyborami artystycznymi poszczególnych twórców. Zwłaszcza w kontekście fikcyjnych, fabularnych historii, które poszczególni filmowcy chcą opowiedzieć po swojemu i mają do tego pełne prawo. Być może u Kosinskiego kobiece postaci mogły zostać inaczej poprowadzone, ale mówimy o dyscyplinie, w której tylko pięć kobiet zostało dopuszczonych do startu. Ostatni raz była to Giovanna Amati w 1992 roku. Warto też pamiętać, że w ekipie producenckiej był Lewis Hamilton, siedmiokrotny mistrz świata F1, który jednocześnie od lat zaangażowany jest w działania na rzecz zwiększenia różnorodności - w tym większej obecności kobiet - w sportach motorowych. Być może celowo postaci kobiece w tym filmie zostały wprowadzone w taki, a nie w inny sposób, by skłonić do większej refleksji nad tym, jaką rolę odgrywają kobiety w sportach motorowych.

"F1: Film" koniecznie trzeba zobaczyć w kinie - z jak największym ekranem i z jak najlepszym nagłośnieniem. To najlepsze warunki, żeby w pełni doświadczyć tego widowiska.

Czytaj także: