O krzyżach w urzędzie, programie "nie na sto dni, tylko na całą kadencję", nowych urzędnikach z Platformy, samochodach i rowerach czy koalicyjnym zamieszaniu z Aleksandrem Miszalskim, prezydentem Krakowa rozmawia Bartłomiej Plewnia, reporter tvn24.pl.
Panie prezydencie, wchodząc do pańskiego gabinetu zauważyłem na ścianie krzyż. Zamierza go pan zdjąć? Rafał Trzaskowski w warszawskim urzędzie nie widzi miejsca dla symboli religijnych. Z tego, co wiem, w innych jednostkach Urzędu Miasta Krakowa krzyży nie ma. Mi on nie przeszkadza, podobnie moim gościom. Nie widzę powodów, żeby wywoływać konflikty na samym starcie. Jestem za poszerzaniem horyzontów, nie ich zawężaniem.
Czyli z jednej strony krzyż, a z drugiej tęczowa flaga i udział w marszu równości? Nie mam problemu z religią katolicką, tak jak nie mam problemu z marszem równości. Wywiesiłem (na czas marszu - red.) tęczową flagę, bo uważam, że osobom LGBT+ należy się szacunek, tolerancja. Cały czas nie mamy pełnego równouprawnienia, cały czas są różne grupy, które czują się dyskryminowane i wykluczane przez antagonistów. Dlatego wziąłem udział w marszu równości, zawsze zresztą w nim uczestniczyłem.
Krzyż zostaje. A co z zapachem cygar, które w gabinecie palił Jacek Majchrowski? Trochę rzeczywiście jest wyczuwalny. Ściany absorbowały przez te 20 lat. Trochę się już przyzwyczaiłem, tym bardziej, że cały czas mamy otwarte okna.
Będzie pan stale jeździł rowerem do pracy? Jeżdżę rowerem regularnie od jakichś 10 lat. Mimo sugestii, że powinienem się przesiąść do samochodu, nie zamierzam tego robić. Lubię jeździć na rowerze. Tak jest szybciej, taniej, bardziej ekologicznie, wygodniej. To daje też lepszy ogląd miasta i energię na cały dzień. Prezydenckiego leksusa (jeździł nim prezydent Jacek Majchrowski - red.) wystawiłem na sprzedaż, ale auta w urzędzie zostaną. Sam nieraz korzystam z samochodu, gdy trzeba podjechać gdzieś dalej albo kiedy liczy się czas. Bywa, że to konieczność.
Czyli parking przed magistratem zostanie? Łukasz Gibała chciał wyrzucić z niego samochody i przekształcić w zielony skwer. Robiliśmy analizy. Pamiętajmy, że parking jest drogą przeciwpożarową. Tu musi być dojazd. Nie wyobrażam sobie też, by delegacje dyplomatyczne przyjeżdżały na rowerach. Jakaś forma parkingu musi zostać, ale chciałbym, by doszło do drobnej rekonstrukcji tej przestrzeni.
Rekonstrukcji? Chodzi o to, żeby na placu Wszystkich Świętych było więcej zieleni. Żeby ta przestrzeń była bardziej przyjazna dla mieszkańców.
Powiększenie zieleńca na pewno byłoby dużą zmianą. Taką nowością, którą zaprezentował pan najpierw podczas kampanii, a potem podczas dnia otwartego magistratu, jest "ławeczka dialogu". Będzie pan ją zabierał na konsultacje społeczne? To oczywiście symbol. Ta prezydentura ma być otwarta, nastawiona na dialog. Ta ławeczka pokazuje, że prezydent jest otwarty na rozmowę, wychodzi do ludzi, słucha ich problemów. Czasem zabierzemy ją ze sobą na konsultacje, ale nie o to chodzi, żeby cały proces konsultacji zastąpić tym, że będziemy siedzieć na ławce i rozmawiać.
Co w praktyce ma oznaczać "otwarta prezydentura"? Opiszmy to na przykładzie Strefy Czystego Transportu, która miała objąć całe miasto w lipcu tego roku, ale sąd unieważnił uchwałę, więc trzeba ją wprowadzać na nowo. Przed uchwaleniem tych przepisów były konsultacje, po których okazało się, że połowa mieszkańców nie znała terminu wprowadzenia restrykcji, a co czwarty badany myślał, że wjadą do niej tylko "elektryki" – to dane Krakowskiego Alarmu Smogowego. Co, pana zdaniem, nie wyszło w tych konsultacjach? Forma konsultacji w mieście i informowania o różnych ważnych zjawiskach nie działała do końca efektywnie. Informacje były gdzieś zawieszone, ale mało kto o tym w praktyce wiedział.
Według pańskiej propozycji strefa miałaby objąć niemal całe miasto dopiero od 1 stycznia 2026 roku. Co będą mieli do powiedzenia w tej sprawie mieszkańcy? Jest już zarządzenie o rozpoczęciu nowych konsultacji społecznych. Ten proces będzie bardzo szeroki, konsultacje będą trwały dość długo, zorganizujemy spotkania na żywo i online. Będzie też kampania informująca o tym, czym jest Strefa Czystego Transportu, czym są normy Euro, co nas zobowiązuje do wprowadzenia tych przepisów, jakie są plusy i minusy. Chcę, by na koniec ostateczne rozwiązania zostały przekonsultowane z mieszkańcami. Mam pewną wizję tej strefy, ale jestem otwarty na konsensus. To samo z planem ogólnym: mieszkańcy zgłaszali, że było mało czasu, więc przedłużyliśmy o miesiąc termin składania wniosków, do końca czerwca. Przez ten czas będzie masowa kampania informująca o planie ogólnym Krakowa. Chciałbym też systemowo rozbudować narzędzia partycypacyjne.
Ma pan na myśli budżet obywatelski? Też. Drugą sprawą są środki przeznaczone dla rad dzielnic, które za prezydenta Majchrowskiego nie wzrastały. Trzecia rzecz to referenda lokalne. Każda dzielnica będzie miała prawo do jednego takiego referendum lokalnego w roku, jeżeli oczywiście będzie chciała. Czwarty element to aplikacja, która będzie służyć między innymi do konsultacji i załatwiania spraw urzędowych. Jej wstępna wersja ma powstać po wakacjach.
Jesienią będzie można ją pobrać na telefon? Zobaczymy.
Początek kadencji to też pierwszy poważny kryzys. W podlegającym panu Szpitalu Specjalistycznym im. Stefana Żeromskiego w krakowskiej Nowej Hucie nie dzieje się dobrze. W naszym reportażu ujawniliśmy, że jeden z lekarzy mógł przyjmować fentanyl, lek narkotyczny, na dyżurze, a o wszystkim miał wiedzieć dyrektor Lech Kucharski. Co więcej, karę poniosły jedynie… ratowniczki, które poinformowały o fakcie przełożonych. Co się tam dzieje? Zleciłem w szpitalu kontrolę. Z tego, co wiem, sprawa fentanylu była za poprzedniej dyrekcji (poprzedni dyrektor Jerzy Friediger odszedł z placówki we wrześniu 2023 r. – red.), a nie za obecnego dyrektora. W dodatku lekarz, o którym mowa, już tam nie pracuje.
Złożył wypowiedzenie dopiero po materiale TVN24. Podkreślam też, że według naszych informatorów obecny dyrektor miał wiedzieć o problemie lekarza, który wcześniej został zwolniony z innej placówki medycznej. Nie mam wiedzy, czy dyrektor Kucharski wiedział o jakimkolwiek problemie lekarza.
Tak wynika z nagrania, do którego dotarł dziennikarz Mateusz Kudła. Ja takiej wiedzy nie mam, dlatego zleciłem kontrolę.
Czego ona dotyczy? Z jednej strony finansów, a z drugiej nadzoru właścicielskiego, między innymi właśnie inwentaryzacji leków.
Dyrektor Kucharski wydał w marcu ze szpitalnej kasy 2,5 tysiąca złotych na cygara, które podarował ustępującemu prezydentowi Jackowi Majchrowskiemu. Prezydent dosłownie chwilę wcześniej mianował go dyrektorem. I co pan na to? Jest to postępowanie naganne. Z tego, co wiem, pan dyrektor oddał te pieniądze. Wpłacił darowiznę na rzecz szpitala. Jak twierdził, choć ja osobiście z nim nie rozmawiałem, dokonał wpłaty zanim dostał pytania od dziennikarzy.
Szpital potwierdził nam informację, że darowizna została przekazana w tym samym dniu, w którym dziennikarz wysłał dyrektorowi pytania w sprawie cygar. Osobiście z nim nie rozmawiałem. Moim współpracownikom przekazywał informację, że zreflektował się zanim dostał pytania. Sytuacja jest absolutnie naganna, to jest oczywiste. Również tego zdarzenia dotyczy zlecona przeze mnie kontrola.
Kiedy ona się zakończy? Część pracowników drży o swoją pracę. Boją się, że dyrektor ich zwolni. Ja takiej wiedzy nie mam. Zleciłem tę kontrolę, by zdobyć pełną wiedzę…
Kiedy się zakończy? Kontrola zaczęła się kilkanaście dni temu. Nie wiem, kiedy się zakończy. Wiem na pewno, że trwa. Natomiast jeśli pracownicy szpitala chcą się ze mną spotkać, mój mail i numer telefonu do kancelarii jest publicznie dostępny, za ochronę zdrowia odpowiedzialna jest wiceprezydent Maria Klaman. Dotąd nie było jednak oficjalnego zgłoszenia, że ktoś z personelu chciałby się ze mną bądź z panią wiceprezydent spotkać w tej sprawie.
Rozmawiał pan osobiście z dyrektorem Kucharskim od kiedy objął pan urząd? Nie.
A zamierza pan? Poczekam na wyniki kontroli. Chcę mieć obiektywną wiedzę.
Wspomniał pan swoją zastępczynię Marię Klaman. To o nią rozpętała się awantura z Nową Lewicą, z którą Koalicja Obywatelska szła w Krakowie do wyborów. Wicewojewoda i współprzewodniczący Nowej Lewicy w Małopolsce Ryszard Śmiałek powiedział, że "nie ma takiej ceny, którą bylibyśmy w stanie zapłacić za to, żeby Maria Klaman została wiceprezydentem miasta Krakowa, a Nowa Lewica była w koalicji". Uznał, że pani Klaman nie ma kompetencji i nie jest nawet członkinią partii. Zaraz potem krakowski zarząd Nowej Lewicy "wycofał poparcie dla koalicji z klubem KO w Radzie Miasta Krakowa". Nie mieliśmy żadnej koalicji po wyborach. Była wspólna lista oraz porozumienie o realizacji programu i obsadzenie stanowiska wiceprezydenta przez Nową Lewicę. Jeżeli chodzi o program, nikt z niczego się nie wycofuje, będziemy głosować wspólnie za ważnymi dla nas projektami. Radni Lewicy chcą go realizować i my też. Jeżeli chodzi o wiceprezydenta, Maria Klaman została zarekomendowana przez jedną z frakcji partii i dostała to stanowisko.
Radny Tomasz Leśniak stoi murem za panią Klaman, ale bez poparcia dwóch pozostałych radnych Nowej Lewicy w głosowaniach może nie być tak kolorowo. Nie obawia się pan? Wierzę w mądrość radnych. Jeżeli jednak nawet przyjąć taki scenariusz, że dwie radne Nowej Lewicy głosują inaczej niż KO, cały czas mamy jeden głos przewagi. Zapewniam, że będziemy współpracować dla dobra Krakowa. Nie tylko z klubem Nowej Lewicy, ale i z innymi klubami.
Współpraca z klubem Kraków dla Mieszkańców może być dla pana ciężka. Pana kontrkandydat Łukasz Gibała, lider tego ugrupowania, poinformował, że Urząd Miasta zatrudnił kilkoro działaczy Platformy Obywatelskiej. To Maciej Łazor, pracownik pańskiego biura poselskiego i szef młodzieżówki PO w Małopolsce; Filip Cichor, również pański współpracownik, który wspierał pana w dwóch ostatnich kampaniach wyborczych oraz Adrian Piechota – wiceprzewodniczący młodzieżówki PO Nowej Generacji oraz pański asystent społeczny. Na jakich stanowiskach pracują? Pomocniczych, podstawowych. Wspierają obsługę medialną urzędu.
Czym dokładnie się zajmują? Pomagają prowadzić profile, nagrywać filmiki, przygotowują wystąpienia. Nie znam rozkładu kompetencyjnego każdego z nich. Są to moi bardzo bliscy współpracownicy od wielu lat. Mają bardzo duże doświadczenie, są młodzi, energiczni. Śmieszy mnie, że z jednej strony słyszę komentarze "stary układ dalej działa", "Miszalski nie podejmuje zmian personalnych", a z drugiej strony wprowadzenie czwórki nowych pracowników na 3,5 tysiąca pracowników magistratu budzi jakąś sensację.
Jak wyglądał proces rekrutacji? To był zwykły nabór, wysłali CV.
Decydował pan osobiście o ich zatrudnieniu? Tak. Oczywiście te osoby odbyły rozmowy z dyrektorami, więc decyzje zapadły za obopólną zgodą. Sprawdzają się. Sam pan przyzna, że komunikacja urzędu poprawiła się, od kiedy zostałem prezydentem. Tu nie chodzi tylko o PR, ale o świeżość, otwartość, wyjście do mieszkańców. Od początku zresztą mówiłem, że przynależność partyjna pracowników urzędu nie przeszkadza ani nie pomaga. Jeśli są kompetentni, zaufani, to się nadają.
Chce pan powiedzieć, że przynależność partyjna tych osób nie była kluczem dla ich zatrudnienia? Nie chodzi o przynależność. Po prostu jako członkowie Platformy pracowali ze mną przy biurze poselskim. Jeżeli ktoś nie byłby członkiem Platformy, a pracowałby w biurze poselskim, też miałbym do niego zaufanie. W tej zatrudnionej czwórce jest jeszcze Joanna Krzemińska, którą też znam, a która nie jest członkinią PO. Łukaszowi Gibale nie podobają się moi współpracownicy, a sam na wiceprezydentów chciał mianować osoby, które ściśle z nim współpracowały w kampanii. Powiem więcej, zatrudniłem cztery nowe osoby, a pewnie będzie więcej, część z nich zapewne będzie członkami PO.
Rozpoczynając rządy zapowiadał pan szeroki audyt w magistracie. Na jakim jest etapie? To nie może zakończyć się w dwa czy trzy tygodnie, on trwa. Nie przyszliśmy tu robić rewolucji, tylko ewolucję. Mądre decyzje muszą być poprzedzone analizą wiedzy, merytoryki. Kampania to jedno, wskazujemy pewien kierunek, ale teraz pracujemy z budżetem, konkretnymi liczbami, podziałem kompetencji. Słuchamy urzędników. I na podstawie tego chcemy podjąć mądre decyzje. Miesiąc czy dwa to wciąż za mało. Administracja Jacka Majchrowskiego działała ponad 20 lat.
Jednak odpowiadająca za mieszkalnictwo pani wiceprezydent Klaman w wywiadzie dla "Kuriera Bytowskiego" przyznała, że macie już pewne pomysły na budowę nowych mieszkań na wynajem i powołanie Rzecznika Praw Lokatorów. Jakieś szczegóły? Mamy pomysły na Społeczną Inicjatywę Mieszkaniową, na poszerzenie programu "Mieszkanie za Remont", na budowę akademików ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Chodzi też o zatrzymanie wyprzedaży majątku gminnego i remont pustostanów.
To bardzo ogólne kierunki. To są kierunki, które uzgodniliśmy. W tej chwili każdy zastępca przygotowuje swoje rozwiązania i pomysły.
A kto miałby zostać Rzecznikiem Praw Lokatorów? Nie podam jeszcze nazwiska. Wiele z tych decyzji personalnych będzie podejmowanych po konkursach. Nie przesądzam jednocześnie, że Rzecznik Praw Lokatorów będzie powołany właśnie tą drogą, może być mianowany. Te decyzje będą jednak podejmowane po audycie.
Wspomniał pan o akademikach. Ostatnio studenci i lewicowi działacze zakończyli strajk okupacyjny w domu studenckim "Kamionka" Uniwersytetu Jagiellońskiego. Domagali się, by uczelnia nie sprzedawała akademika. Ceny rynkowe są powalające, tymczasem jesienią w uczelnianych obiektach zabrakło 800 miejsc dla studentów AGH i 500 dla studentów UJ. A uczelni mamy ponad 20. Obiecywał pan w kampanii nowe akademiki. Co może pan realnie w tej sprawie zrobić? Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ma na to środki z Krajowego Planu Odbudowy. Z tego, co wiem, Uniwersytet Jagielloński stara się między innymi o budowę akademika właśnie z tych środków. Ponieważ jest to na terenie Krakowa, w jakiejś mierze pozwala nam to rozwiązywać problemy mieszkaniowe, zmniejszając popyt na rynku prywatnym.
A jaka jest w tym pańska rola? Rozmawiałem z ministrem nauki Dariuszem Wieczorkiem i z wiceministrem Maciejem Gdulą o tym, że Kraków potrzebuje akademików, ponieważ jest więcej studentów niż miejsc. Zaznaczyłem, że te środki mogłyby zdecydowanie pomóc rozwiązać presję budowlaną. Rozmawiałem też z ministrem finansów Andrzejem Domańskim w kontekście finansów Krakowa. W poniedziałek spotkam się z nim w Warszawie.
W jakiej sprawie? Będziemy rozmawiać o środkach dla samorządu.
O ustawie metropolitalnej dla Krakowa? W kampanii mówił pan, że dzięki niej nasze miasto i okoliczne gminy mogą powiększyć swoje budżety o łącznie 400 milionów złotych. Ustawa metropolitalna, którą napisaliśmy i która została przegłosowana przez Senat, była oparta na starej ustawie o finansach samorządowych, której reformę przygotowuje teraz Ministerstwo Finansów. Musimy poczekać na tę reformę, żeby parlament mógł zająć się krakowską ustawą metropolitalną. W kuluarach mówi się też o pomyśle stworzenia jednego szablonu ustawy metropolitalnej dla różnych samorządów. Między innymi o tym będę rozmawiał w poniedziałek z ministrem Domańskim.
Może warto porozmawiać z rządem także o czystości rzek w Krakowie? Jako poseł interweniował pan u prezydenta Majchrowskiego, gdy do Wisły u stóp Wawelu lały się ścieki. Ale one leją się bez przerwy. Co pan zamierza z tym zrobić? Od prezydenta Majchrowskiego oczekiwałem informacji o tym, co dokładnie się wydarzyło. Wiem jednak doskonale, że kompetencje w tym zakresie mają Wody Polski i WIOŚ. Te instytucje nie działają najlepiej, stąd konieczność zmian ustawowych.
Jednocześnie jednak rozmawiałem o monitoringu rzek z przedstawicielami miejskiej spółki Klimat-Energia-Gospodarka Wodna. Zapewniono mnie, że jest możliwość stworzenia miejskich punktów pomiaru w rzekach. To oczywiście gigantyczny koszt, ale niewykluczone, że podejmiemy działania w tym kierunku.
Punkty pomiarowe, o których pan wspomina, to element uchwały kierunkowej z poprzedniej kadencji. Jej autorami byli radni Łukasza Gibały. Rozumiem, że zamierza pan spełnić ich postulat o utworzeniu systemu monitoringu krakowskich rzek? Będziemy ją realizować w takim zakresie, w jakim nas na to stać. Prawdopodobnie na podstawie tej uchwały będą tworzone punkty pomiarowe.
Kiedy? Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku ruszą prace.
A jak ma zmienić się Wesoła? Ten kupiony przez miasto od Szpitala Uniwersyteckiego za prawie 400 milionów złotych teren przez ostatnie lata leży odłogiem, dzieje się tam niewiele. Pańskie słowa z kampanii: "Jestem szczerze jako mieszkaniec zawiedziony, ponieważ były hucznie zapowiadane plany", a "nic się de facto nie wydarzyło". Teraz ma pan wszystkie narzędzia, żeby Wesołą odmienić. Użyje ich pan? Po zapoznaniu się z efektami konsultacji społecznych, rozmowie z panią dyrektor Agencji Rozwoju Miasta Krakowa Katarzyną Olesiak i przeczytaniu paru książek wiem, jak powinien wyglądać ten obszar. Mam własną wizję, która jest spójna z oczekiwaniami mieszkańców. To teren szczególnie mi bliski, bo sam mieszkam na Wesołej od 10 lat.
Więc jak ułoży pan sobie sąsiedztwo? Akurat się wyprowadzam, ale znam ten teren bardzo dobrze. Wesoła powinna łączyć w sobie z jednej strony zieleń i rekreację, a z drugiej funkcje kulturowe, kreatywne oraz społeczno-partycypacyjne. Widzę tę przestrzeń jako miejsce, w którym tworzy się oddolna kultura, w którym funkcjonują niektóre jednostki miejskie, w którym jest miejsce dla organizacji pozarządowych i startupów. Musi być miejsce na gastronomię: bary, restauracje.
Jakieś szczegóły? Najpóźniej jesienią przygotujemy masterplan dla tego terenu, ale to nie jest tak, że nic się tam nie dzieje. W tej chwili działa tam już Apteka Designu…
Są plany budowy siedziby Biblioteki Kraków. Też. Co więcej, pojawił się branding wizualny, są drogowskazy, mapy. To oczywiście nie jest jeszcze kompletna wizja. Wesoła nie jest projektem, Wesoła jest procesem. W tej chwili uzyskaliśmy pięć milionów euro z funduszy unijnych, to dofinansowanie z programu Europejska Inicjatywa Miejska. Będziemy pozyskiwać środki na bieżąco. Z jednej strony są one potrzebne na infrastrukturę, z drugiej na remont budynków poszpitalnych. Trwa remont budynków przy ulicy Grzegórzeckiej, gdzie niedługo powstaną pierwsze restauracje.
To jeszcze jedna obietnica z kampanii. Kiedy cmentarz dla zwierząt? Poprzedni prezydent przez wiele lat nie potrafił doprowadzić sprawy do końca. Trzeba go wybudować, ale to wrażliwy społecznie temat. Wszyscy chcą cmentarza dla zwierząt, ale niekoniecznie u siebie. Trzeba wybrać parę lokalizacji, przeprowadzić konsultacje społeczne. Nie podjęliśmy jeszcze konkretnych decyzji. Tak samo jak nie wbiliśmy jeszcze pierwszej łopaty pod budowę metra. Mój program, w przeciwieństwie do naszego programu centralnego, nie był na sto dni, ale na całą kadencję. Mam nadzieję, że wszystkie moje postulaty uda się zrealizować do końca kadencji, a nie w trzy miesiące.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Art Service