Prezydent USA Donald Trump rozmawiał telefonicznie z Władimirem Putinem 16 października. Ustalono, że dojdzie do kolejnego ich spotkania w ciągu najbliższych tygodni w stolicy Węgier. "Prezydent Putin i ja spotkamy się w uzgodnionym miejscu, Budapeszcie na Węgrzech, aby sprawdzić, czy uda nam się położyć kres tej 'niesławnej' wojnie między Rosją a Ukrainą" - przekazał wówczas Trump.
Putin "chce pokazać, że może wjechać na teren Unii bez obaw"
Profesor Katarzyna Pisarska, przewodnicząca Rady Fundacji Kazimierza Pułaskiego, przedstawicielka Szkoły Głównej Handlowej, zapytana w poniedziałek w "Faktach po Faktach" w TVN24, dlaczego do spotkania ma dojść w Budapeszcie, odparła, że to "wybór Władimira Putina".
- On chce pokazać, że po raz pierwszy od trzech lat może wjechać na teren Unii Europejskiej bez żadnych obaw - oceniła. Dodała, że "stopa Władimira Putina prawdopodobnie zostanie postawiona na terytorium Unii Europejskiej pierwszy raz od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny". Wyjaśniła, że "jest to możliwe, dlatego że Węgry zdecydowały się wycofać z członkostwa w Międzynarodowym Trybunale (Karnym) w Hadze".
- Co prawda to jeszcze nie weszło w życie, dopiero od przyszłego roku nie będą formalnie członkiem, ale już dzisiaj uznają, że nie obowiązują ich wyroki tego gremium - dodała Pisarska. - Dla nich Putin nie jest zbrodniarzem wojennym i nie muszą go zatrzymać. Więc Putin może się czuć absolutnie bezpiecznie - kontynuowała.
Dlaczego zgodził się na to Trump? Pisarska mówiła, że nie sądzi, iż "to była jakaś decyzja, żeby utrzeć nosa Unii Europejskiej czy Europejczykom". - Myślę, że to była bardziej taka pragmatyczna gra pod tytułem: Orban mnie poprosił, bo ma niedługo wybory, musi się umocnić - powiedziała. - Też bardzo łatwo mu powiedzieć: ideologicznie jesteśmy spójni z Viktorem Orbanem - dodała.
Spotkanie w Budapeszcie "to nie jest dobry wybór dla Europy"
Pisarska podkreśliła, że "to nie jest dobry wybór dla Europy". - Stawia nas w bardzo trudnej sytuacji. Pokazuje, że de facto na własnym terytorium nie mamy kontroli nad tym, kto i jak się spotyka - oceniła.
- I najgorsze jest to, że mimo tego, że prezydent Wołodymyr Zełenski wyraził chęć udziału w tym spotkaniu, choć nie cieszy się, że jest to Budapeszt, to na razie nie ma tego zaproszenia dla niego. I teraz pytanie, o czym będą ci dwaj przywódcy rozmawiali bez prezydenta Zełenskiego, bo widzieliśmy, że rozmawiali na Alasce i donikąd to nie doprowadziło - mówiła.
"Dwa czynniki, które w dużym stopniu determinują to, co mówi" Trump
Pisarska została też zapytana, jak trudno jest teraz pisać analizy polityczne dotyczące polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa. - Myślę, że trudno było je pisać trzy czy cztery miesiące temu, w lutym tego roku. Dzisiaj jest to dużo łatwiejsze, ponieważ jest pewna przewidywalność nieprzewidywalności prezydenta Trumpa - odpowiedziała.
- Możemy być absolutnie przekonani, że to, co dzisiaj mówi, to, co myśli, może się zmienić w ciągu kilku tygodni - podkreśliła.
Jak wskazała, są "dwa czynniki, które w dużym stopniu determinują to, co mówi" Trump. - Po pierwsze, kto jest przy jego uchu w danym momencie. Czy to jest konkretny prezydent, czy to jest jakiś przedstawiciel konkretnego rządu, czy to może są osoby w jego otoczeniu - powiedziała Pisarska. Drugi czynnik, jak mówiła, jest ideologiczny. - To znaczy (ruch) MAGA, który oczywiście jest niestety nasiąknięty, jeśli chodzi o sprawy dla nas ważne, czyli Ukrainy, propagandą rosyjską - dodała.
- Ten czynnik MAGA to są też ludzie wokół Donalda Trumpa, tacy jak J.D. Vance, czy inne osoby, którym przeciwstawia się z kolei Marco Rubio (sekretarz stanu - red.) czy generał Keith Kellogg (specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy - red.) - kontynuowała.
- Ta ideologiczna podstawa to jest ta, która cały czas mówi: "Dogadajmy się z Rosją. Dla nas wrogiem są Chiny. Jesteśmy w stanie przeciągnąć tę Rosję na naszą stronę. Zresztą to jest kraj przecież do nas podobny, taki konserwatywny, te wspólne wartości prawicowe, tak jak Putin o tym mówi. Więc to może być nasz sojusznik, tylko jakoś musimy pozbyć się tego kłopotu wojny". Pytanie tylko, za jaką cenę - opisywała Pisarska.
Dodała, że Europejczycy muszą brać pod uwagę te dwa czynniki. - To znaczy z jednej strony być w ciągłym kontakcie z samym prezydentem Trumpem przez różne osobowości, czy to jest Alexander Stubb, czy to jest Emmanuel Macron, czy być może prezydent (Karol) Nawrocki mógłby taką rolę w którymś momencie odgrywać. A z drugiej strony musimy sobie zdawać sprawę, że musimy wspierać tę część administracji Trumpa, taką jak Departament Stanu czy generał Kellogg, którzy próbują jednak forsować tę narrację mówiącą: "Ukraina nie musi przegrać tej wojny. Wręcz przeciwnie, Ukraina może wygrać tę wojnę i prezydent Trump chce być po stronie zwycięzcy" - oceniła Pisarska.
Zakaz importu rosyjskiego gazu. "To wielka sprawa"
Odniosła się też do stanowiska ministrów energii państw Unii Europejskiej. W poniedziałek osiągnęli porozumienie w sprawie wprowadzenia pełnego zakazu importu gazu z Rosji, zarówno skroplonego, jak i dostarczanego gazociągami. Projekt rozporządzenia w tej sprawie przewiduje wprowadzenie zakazu od 1 stycznia 2028 r. Pewne obostrzenia mają zacząć obowiązywać wcześniej. Od 1 stycznia 2026 roku zakazany zostanie import gazu realizowanego na podstawie nowych umów, zawartych po 17 czerwca 2025 roku. Z kolei import w ramach kontraktów krótkoterminowych zostanie wstrzymany do 17 czerwca 2026 roku.
- To znaczy, że de facto w ciągu dwóch lat 27 krajów Unii Europejskiej będzie miało sumę zerową importu z Rosji. To jest wielka sprawa, bo liczyliśmy, że w poprzednim roku na przykład tyle samo wydaliśmy jako wszystkie państwa Unii Europejskiej na rosyjski gaz i ropę, co na wsparcie Ukrainy - powiedziała.
Dodała, że "de facto w wojnie, w której wybraliśmy stronę i rozumiemy, po której stronie jesteśmy, wspieramy agresora".
Autorka/Autor: js/ft
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24