Pani Bernadetta płonęła na oczach swoich dzieci. Ogień podłożył jej mąż. Mężczyzna twierdzi, że nie pamięta, jak do tego doszło, chciał tylko "przestraszyć żonę". Przebieg tragicznych wydarzeń sierpniowej nocy odtworzyli śledczy i tym samym zakończyli postępowanie w tej sprawie. O karze dla Mirosława W. zadecyduje sąd. Dziś prokuratura wysłała akt oskarżenia.
Ta tragedia wstrząsnęła Polską. "Mąż podpalił żonę", "Kobieta płonęła na oczach dzieci" – brzmiały w sierpniu ubiegłego roku nagłówki gazet.
Z pozoru była to normalna rodzina. Mirosław W. pracował jako operator maszyn kablowych w dużym zakładzie produkcyjnym. W 2009 roku razem z partnerką, 30-letnią wówczas Bernadettą, przeprowadzili się do podkrakowskiego Wolbromia. W 2011 roku para pobrała się, a potem urodziła się ich obecnie 4-letnia córka. Mężczyzna opiekował się także dwójką dzieci kobiety z poprzedniego związku: 14-letni Kamilą i 17-letnim Albertem.
Para czasem się kłóciła. - Jeżeli jemu coś nie pasowało w zachowaniu mamy, a tak praktycznie było zawsze, to nie odzywał się miesiącami - opowiadała córka Bernadetty. Były jednak też dobre chwile - Czasami było normalnie. Mieli wspólne plany, co będą robić - opowiadała z kolei krewna kobiety.
Jednak nikt nie mógł przewidzieć tego, co wydarzyło się w nocy z 27 na 28 sierpnia ubiegłego roku przy ul. Fabrycznej, gdzie mieszkali.
Najpierw pił, później wziął kanister
Teraz postępowanie przygotowawcze w tej dramatycznej sprawie zakończyły policja i prokuratura. Śledczym krok po kroku udało się odtworzyć wydarzenia, które rozegrały się feralnej nocy. W. pił alkohol. Dla rodziny nie była to żadna nowość, mężczyźnie zdarzało się to często wcześniej. Na tyle często, by śledczy uznali, że od alkoholu był uzależniony.
- Czasem się żaliła do mnie, że on pije, że nie pomaga. Jak pił, to nie dawał na nic – mówił tuż po tragedii pan Adam, brat pani Bernadetty. Podobnego zdania była 14-letnia córka kobiety. Jak mówiła, partner jej matki początkowo ukrywał problem alkoholowy, z czasem się to zmieniło. - Chodził zazwyczaj do piwnicy i tam właśnie pił. To się nasilało z czasem – opowiadała.
Podczas gdy W. spożywał alkohol, jego żona udała się do sypialni. Tam położyła się spać. Wtedy, według śledczych, do pokoju wszedł W. z 5-litrowym kanistrem benzyny w ręce.
W domu była wtedy trójka dzieci, którą zajmowało się małżeństwo. - Usłyszałam, że wchodzi do domu. Myślałam, że położy się normalnie w salonie na sofie i pójdzie spać, ale usłyszałam, że wchodzi do sypialni, zamyka drzwi - opowiadała w rozmowie z "Uwagą" TVN córka pani Bernadety, Kamila.
- Mężczyzna trzymał kanister, z którego wylewał na pokrzywdzoną benzynę. Całe łóżko, w którym leżała pokrzywdzona i ona sama były polane benzyną. W powietrzu wyczuwalny był wyraźnie zapach benzyny – relacjonują śledczy.
Syn chciał pomóc, było za późno
Wilgoć, a może i zapach benzyny obudziły kobietę. Usiłowała wstać z łóżka, ale W. na to nie pozwolił. – Trzymał ją za rękę – twierdzą śledczy. Później odrzucił kanister, z kieszeni wyjął zapalniczkę. Tragedii próbował zapobiec syn kobiety, bezskutecznie.
- Albert pobiegł do sypialni, ja zaraz za nim pobiegłam. Próbował otworzyć drzwi, ale Mirek trzymał te drzwi swoim ciałem – wspominała Kamila.
- W. zapalił zapalniczkę, przyłożył ją do ciała pokrzywdzonej i podpalił zapalniczką ją i jej ubranie, wzniecając gwałtowny pożar. Chcąc ugasić palące się na niej ubranie, pokrzywdzona pobiegła do łazienki pod prysznic. Kiedy zdołała je ugasić, wyszła na zewnątrz budynku. Wraz z nią budynek opuściły córki – czytamy relację śledczych.
Policjanci przyjechali na posesję po północy. Na miejscu zastali poparzoną kobietę i trójkę jej dzieci. Za nimi płonął dom.
Mirosława W. udało się zatrzymać od razu. W organizmie miał 1,5 promila alkoholu. Jego żona została zabrana helikopterem do szpitala. Jedna z jej córek miała poparzoną rękę.
Ojciec w areszcie, matka w szpitalu
Wtedy zaczął się dramat dzieci. Ich ojciec i opiekun trafił do aresztu, matka do szpitala.
W. podczas przesłuchania na komendzie najpierw nie przyznawał się do winy, później śledczym tłumaczył, że od wielu lat jego żona go poniżała i śmiała się z niego, więc postanowił ją wystraszyć.
- Twierdził, że nie pamięta, jak doszło do podpalenia żony, czy kobieta się broniła, czy ratował ją i dzieci. Pamiętał, że wszystko się zapaliło, żona uciekała. Dopiero później w części przyznał się do popełnienia zarzucanych czynów. Prokuratorzy mówili, że mężczyzna bardzo swoich czynów żałuje - relacjonują śledczy.
O areszcie dla mężczyzny zadecydował sąd.
Tymczasem pani Bernadetta walczyła o życie w szpitalu im. Rydygiera w Krakowie. Lekarze oceniali, że jej obrażenia są bardzo rozległe. Miała poparzone 73 proc. ciała, drogi oddechowe i płuca.
Lekarze mówili rodzinie, że jak kobieta przeżyje to będzie cud. Cud się nie zdarzył. Kobieta zmarła w listopadzie.
Pięć miesięcy później gotowy jest akt oskarżenia. Teraz Prokuratura Rejonowa w Olkuszu skierowała go do Sadu Okręgowego w Krakowie.
W. będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia lub życia żony i dzieci, sprowadzenie zagrożenia pożaru i wybuchu oraz spowodowanie obrażeń ciała u 14-letniej dziewczynki.
Mężczyźnie grozi nawet dożywocie.
By założyć niebieską kartę "podstaw nie było"
Rodzina nie miała założonej niebieskiej karty. Tuż po tragedii olkuska policja podawała, że w 2013 roku w domu małżeństwa miała miejsce interwencja. - Zgłoszenie dotyczyło nieporozumień z mężem. Nie doszło tam jednak do przemocy. Była to raczej zwyczajna kłótnia małżeńska - mówiła Katarzyna Matras z Komendy Powiatowej Policji w Olkuszu. Z relacji policjantki wynikało, że policjanci nie znaleźli wtedy powodów do założenia niebieskiej karty.
Teraz śledczy informują, że w domu małżeństwa w okresie przed tragedią bardzo często dochodziło do awantur, które wywoływał W.
- Na przestrzeni od 01.01.2013 r. do 27.08.2016 roku . nie odnotowano żadnych zawiadomień dotyczących przemocy w tej rodzinie. W tym okresie w miejscu zamieszkania stron czterokrotnie interweniowała policja – informują śledczy.
Autor: mmw/jb / Źródło: TVN24 Kraków