Prokuratura Regionalna w Krakowie utrzymała w mocy decyzję Prokuratury Okręgowej w Krakowie, która umorzyła śledztwo w sprawie uszkodzenia dowodów po wypadku rządowej kolumny byłej premier Beaty Szydło w Oświęcimiu. Od decyzji nie przysługuje odwołanie. - Nie dane mi było poznać argumentacji śledczych. Wiem tylko, że zniszczony został kluczowy dowód i nikt już nie planuje sprawdzać, jak do tego doszło - komentuje Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, z którym w 2017 roku zderzyła się rządowa limuzyna.
Maciej Duda i Łukasz Ruciński, dziennikarze "Superwizjera" TVN dotarli do treści pisma, które zostało wysłane do kierowcy seicento przez Prokuraturę Regionalną w Krakowie. Czytamy w nim, że śledczy podtrzymali zeszłoroczną decyzję Prokuratury Okręgowej w Krakowie, która umorzyła śledztwo w sprawie niszczenia dowodów po wypadku kolumny rządowej przewożącej ówczesną premier Beatę Szydło. Dokument datowany jest na 25 stycznia. Czytamy w nim, że decyzja o zakończeniu pracy przez prokuraturę jest nieodwołalna.
- Mimo informacji, które przekazywałem śledczym, korespondencja dalej wysyłana jest na stary adres, więc dopiero teraz zapoznałem się z treścią pisma - mówi tvn24.pl Sebastian Kościelnik, kierowca czerwonego seicento, z którym w 2017 roku zderzyła się rządowa limuzyna.
ZOBACZ W TVN24 GO: Świadek zderzenia (2017) >>>
Mężczyzna podkreśla, że jest zawiedziony decyzją prokuratorów. Przypomina, że śledczy usiłowali wcześniej ustalić, kto i dlaczego zniszczył dwie płyty DVD. Na jednej z nich był monitoring z przedszkola znajdującego się niedaleko miejsca wypadku. Skierowani byli tam świadkowie zdarzenia.
- Mówimy o sprawie, która bardzo dramatycznie wpłynęła na moje życie. Doszło do zniszczenia kluczowego dowodu. Przypominam, że mimo sześciu lat, które minęły od wypadku dalej nie ustalono tożsamości kierowcy, który stał za mną chwilę przed wypadkiem - opowiada Kościelnik.
Jego zdaniem na nagraniu najprawdopodobniej utrwalona została tożsamość ważnego świadka.
ZOBACZ W TVN24 GO: Życie po zderzeniu z rządową limuzyną >>>
- Trzeba podkreślić, że płyta, na której były nagrania została nadłamana od środka. Wyglądało to jak działanie z premedytacją. Śledczy jednak po raz kolejny jasno dali do zrozumienia, że tej kwestii nie będą chcieli już się przyglądać - mówi mężczyzna.
Bez argumentacji
Sebastian Kościelnik podkreśla, że rozczarowany jest faktem, że Prokuratura Regionalna w Krakowie nie przytoczyła żadnych argumentów, które skłoniły ją do zatwierdzenia decyzji o prawomocnym zakończeniu pracy przez śledczych.
- Dostałem jedynie zawiadomienie. Krótki komunikat, nic więcej - podkreśla.
O decyzję prokuratury zapytaliśmy Katarzynę Dudę, rzeczniczkę Prokuratury Regionalnej w Krakowie.
- Prokurator rozpatrujący treść zażalenia przekazał mi, że w jego opinii argumenty podnoszone w zażaleniu nie zasługują na uwzględnienie i dlatego należy podtrzymać wcześniejszą decyzję Prokuratury Okręgowej w Krakowie - mówi nam prokurator Duda.
Dlaczego do zainteresowanego taka argumentacja nie dotarła? Prokurator Duda odpowiada, że wynika to ze standardowej procedury.
- Jeżeli podtrzymana jest decyzja, na którą złożone zostało zażalenie, wysyłamy jedynie zawiadomienie o podjętej decyzji. Zainteresowany może wystąpić do prokuratury okręgowej i zapoznać się z wcześniejszą argumentacją, która w całej mocy została podtrzymana - wyjaśnia Duda.
Zaznacza, że kwestia ewentualnego niszczenia dowodów w tej sprawie może trafić do sądu już tylko na podstawie subsydiarnego aktu oskarżenia, bo śledczy do sprawy nie będą już wracać.
- Decyzja o zakończeniu śledztwa, jak wspomniano w piśmie, jest ostateczna i nieodwołalna - podkreśla prokurator Duda.
Wcześniej śledztwo było umarzane dwukrotnie
W 2019 roku jako pierwsi informowaliśmy, że doszło do uszkodzenia dwóch płyt, które były materiałem dowodowym po wypadku rządowej kolumny. Chodziło o płyty DVD - na jednej znajdował się materiał stacji TVN24 programu "Czarno na Białym". Na drugiej był wspominany przez Sebastiana Kościelnika zapis z monitoringu.
Prokuratura zastrzegała, że płyty zostały uszkodzone w sądzie. W komunikacie wydanym przez Janusza Hnatko, rzecznika Prokuratury Okręgowej w Krakowie czytaliśmy wtedy, że z zapisu monitoringu sporządzony został przez policję protokół oględzin. Prokuratorzy podkreślali, że fakt uszkodzenia płyt nie wpłynął na losy śledztwa, bo - jak zaznaczono w komunikacie - "wszystkie dowody w tym postępowaniu zostały już przeprowadzone".
ZOBACZ W TVN24 GO: Były funkcjonariusz BOR ujawnia szczegóły wypadku rządowej limuzyny z Beatą Szydło
"Wskazane nagrania nie mają żadnej wartości dowodowej dla odtworzenia przebiegu zdarzenia z dnia 10 lutego 2017 roku" - zaznaczał prokurator Hnatko.
Kiedy o zniszczeniu płyt dowiedział się pełnomocnik Sebastiana Kościelnika, złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na niszczeniu materiału dowodowego. Sprawę badała Prokuratura Okręgowa w Krakowie, która jednak umorzyła śledztwo.
10 grudnia 2021 roku Sąd Rejonowy w Chrzanowie uchylił to postanowienie wskazując, że opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych nie wykluczyła możliwości umyślnego uszkodzenia tych płyt i konieczne jest przeprowadzenie dowodu z zeznań świadków, czyli osób, które miały bezpośredni i fizyczny kontakt z uszkodzonymi płytami w toku postępowania karnego.
Śledztwo po raz drugi zostało umorzone 28 kwietnia 2022 roku. Na tę decyzję zażalenie złożył pełnomocnik kierowcy seicento, adwokat Władysław Pociej.
Czekając na wyrok
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Wyrok pierwszej instancji zapadł w połowie 2020 roku. Wówczas Sebastian Kościelnik został uznany za winnego spowodowania zderzenia z kolumną rządową. Sąd jednak nie wymierzył mężczyźnie kary. Jednocześnie, jako współwinny wypadku, został wskazany funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu. Sąd przekazał zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury, jednak ta nie wszczęła postępowania.
We wtorek przed Sądem Okręgowym w Krakowie zakończył się proces odwoławczy po wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło w Oświęcimiu. Strony wygłosiły mowy końcowe.
Adwokat Władysław Pociej w ich trakcie podkreślił, że "jego klient miał pełne prawo do rozpoczęcia wykonywania skrętu w lewo". - Mało tego, nawet gdyby uznać, że powinien jednak przypuszczać - nie wiadomo za bardzo na jakiej podstawie - że będą nadjeżdżały kolejne pojazdy, to zgodnie z prawem o ruchu drogowym i zgodnie z tezą zawartą przez człowieka z Instytutu Ekspertyz Sądowych on nie miał obowiązku udzielenia pierwszeństwa w tej konfiguracji pojazdów i terenu. Nie miał obowiązku udzielenia pierwszeństwa pojazdom nadjeżdżającym z tyłu. Nie ma zatem możliwości stwierdzić, że Sebastian Kościelnik za to zdarzenie ponosi odpowiedzialność - mówił obrońca.
- Jeśli chodzi o wypowiedź obrońcy, który mówił o tym, że tak naprawdę prokurator czepia się szczegółów, że przecież wszyscy świadkowie, którzy tam byli, nie słyszeli tych sygnałów, to się nie mogą mylić. Właśnie problem polega na tym, że jako prawnicy musimy pochylać się nad tymi drobiazgami, tymi szczegółami. Nie możemy uznać, że generalnie wszyscy nie słyszeli. Wszyscy to nikt. My musimy odnieść się do każdego z tych dowodów. To, co przedstawiłem wysokiemu sądowi to są wątpliwości związane z poszczególnymi przeprowadzonymi dowodami. I to wysoki sądzie nie jest tak, że ja sobie wymyślam, i co więcej nie jest tak, jak robi to obrona, która dziś w swojej odpowiedzi na moje wystąpienie wyszła poza zakres swojej apelacji całkowicie - stwierdził w mowie końcowej prokurator Rafał Babiński.
Wyrok zapadnie 27 lutego.
Źródło: Superwizjer TVN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24