W sto dni nie wyrośnie 200 tysięcy drzew, a pod zabytkowym centrum średniowiecznego miasta nie zacznie kursować metro. Rewolucji nie ma – zgodnie z zapowiedziami. W wielu obszarach jest jednak zastój. Nowy prezydent Krakowa Aleksander Miszalski chce stąpać po urzędowych korytarzach ostrożnie, co dla niektórych jest oznaką rozwagi, a dla innych – lęku przed decyzjami. Czasem jednak musi biegać z gaśnicą i opanowywać pożary po poprzedniku.
Aleksander Miszalski z Koalicji Obywatelskiej jest prezydentem Krakowa od 7 maja 2024 roku. O długość łokcia wygrał wybory, pokonując z lekką górką pięcioma tysiącami głosów Łukasza Gibałę. W maju mówił o programie "nie na sto dni, tylko na całą kadencję", teraz zapewnia: "pracuję bardzo dużo, od rana do wieczora".
- Nieskromnie byłoby powiedzieć, że już się tego miasta nauczyłem, ale po trzech miesiącach czuję się dużo pewniej niż na początku - zapewnia nowy prezydent Krakowa w rozmowie z tvn24.pl.
Miszalski, dotąd szeregowy poseł, mógł być lekko zaskoczony zwycięstwem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi przed pierwszą turą wyborów mówiły, że to Gibała jest w tym wyścigu liderem, a Koalicja Obywatelska musi tylko wystawić kogokolwiek, by nie stracić twarzy.
Po stu dniach, czyli po około 14 tygodniach albo po ponad trzech miesiącach rządów, trudno mówić o ocenianiu prezydentury, która ma zakończyć się w 2029 roku, jednak już teraz styl rządzenia nowego włodarza i jego pierwsze "twarde" decyzje podlegają ocenie mieszkańców i polityków. Tak wystartowała pierwsza kadencja nowego gospodarza pod Wawelem.
Trupy z szafy
Prezydent Miszalski dumny jest w szczególności z nowego poziomu komunikacji z mieszkańcami. Czego by nie mówić, zarówno on, jak i jego współpracownicy, są o co najmniej dwa pokolenia młodsi od sędziwego profesora uniwersytetu, który od blisko 22 lat rozsiadał się w wygodnym fotelu przy placu Wszystkich Świętych.
Facebookowa strona nowego prezydenta Krakowa – jak to na wiosnę – zakwitła. Na jednym filmiku prezydent własnoręcznie ściągał kurze, na innym "haratał w gałę" jak Donald Tusk w skeczach Kabaretu Moralnego Niepokoju, na jeszcze innym oprowadził widzów po swoim gabinecie. Konsekwentnie do pracy dojeżdża rowerem.
PR jest dla Miszalskiego ważny. Dlatego, w przeciwieństwie do Jacka Majchrowskiego (szczególnie tego z ostatniej kadencji), często osobiście bierze udział w konferencjach prasowych i odpowiada na pytania dziennikarzy. - Nie pali w zabytkowym gabinecie, nie ma prokuratorskich zarzutów, nie boi się spotkań z mieszkańcami i nie obraża się na nich, gdy ci mają odmienne zdanie. To na pewno odróżnia go od poprzedniego włodarza - komentuje Maciej Fijak ze Stowarzyszenia "Akcja Ratunkowa dla Krakowa".
Na trudne pytania nie ma jednak często prostych odpowiedzi – głównie dlatego, że kłopoty dostał nieraz "w spadku" po poprzedniku. Wszak wybory to nie reset w zarządzaniu milionowym miastem, a wielu rzeczy - jak budowy obiecanego metra czy posadzenia 200 tysięcy drzew - nie da się zrobić w kwartał.
- Pierwsze sto dni upłynęło pod znakiem gaszenia pożarów z przeszłości, czyli z poprzedniej administracji - ocenia w rozmowie z tvn24.pl radny Koalicji Obywatelskiej Tomasz Daros. Partyjny kolega Miszalskiego przypomina na przykład strefę czystego transportu, która miała objąć cały Kraków już w lipcu tego roku. Uchwałę unieważnił sąd, potem dokument odzyskał ważność po kasacji wniesionej przez aktywistów - ostatecznie stanęło na tym, że strefa ma zacząć obowiązywać rok później, w lipcu 2025 roku - ale w międzyczasie ma pojawić się jej nowy projekt, który zostanie skonsultowany z mieszkańcami.
Mecenas Miłosz Jakubowski z Fundacji Frank Bold uważa, że na przygotowanie krakowian do funkcjonowania strefy pozostało niewiele czasu, podczas gdy magistrat wydaje się w tej sprawie niewiele robić. - Czasu nie jest dużo. Proces zmiany uchwały w sprawie strefy czystego transportu oznacza kilka miesięcy wytężonej pracy i szeroko zakrojonej akcji informacyjnej wśród mieszkańców. Dobrze by było, gdyby ten proces już się rozpoczął, żeby nie okazało się za rok, że miasto znów będzie wydłużać termin - skomentował Jakubowski.
Przykłady pożarów po Jacku Majchrowskim można mnożyć - choćby ten w miejskim szpitalu im. Żeromskiego, którego dyrektor kupił samorządowcowi na pożegnanie - za pieniądze placówki - cygara. Pieniądze oddał, ale prawo złamał. Dotąd nie poniósł jednak konsekwencji. - W zeszłym tygodniu rozmawiałem z panem dyrektorem Kucharskim, przyjąłem pewne jego wyjaśnienia, dzisiaj rozmawiałem z delegacją pracowników. Sprawa jeszcze nie jest zamknięta. Nie podjąłem żadnych decyzji personalnych i nie przesądzam jeszcze, jakie one będą - zaznaczył we wtorek (13 sierpnia) w rozmowie z tvn24.pl Miszalski.
- W cywilizowanym zachodnim mieście taka sytuacja mogłaby się skończyć tylko w jeden sposób, sprawa jest naprawdę czarno-biała. U nas dyrektor jest bezkarny - komentuje Maciej Fijak z Akcji Ratunkowej dla Krakowa.
Jak trup z szafy wyskoczył nowemu prezydentowi mobbing w galerii Bunkier Sztuki (była dyrektorka tej instytucji, obecnie szefująca muzeum MOCAK, przegrała w sądzie pierwszej instancji), a także kontrowersje związane z budową kładki, która ma połączyć Kazimierz z Ludwinowem. Choć to do prezydenta Majchrowskiego wpływały apele – słuszne bądź nie – by przemyśleć skalę inwestycji, to Miszalski walczy teraz o dobre imię urzędu. W czerwcu przekonywał, że historyczne centrum miasta nie zostanie skreślone z listy UNESCO, że obawy aktywistów to "trochę fake news". W sierpniu jego urzędnicy odpowiadali na wątpliwości prokuratury, która nakazała wstrzymanie prac wartych łącznie 114 mln zł, wskazując szereg uchybień. Miszalskiemu trudno je jednak przypisywać.
Łatanie kieszeni
A w magistracie liczą teraz zresztą każdy grosz. Aby pokryć najważniejsze wydatki, miasto musi pożyczyć blisko miliard złotych. Nic dziwnego, że magistrat próbuje zacerować kieszeń. Cięcia odczuje m.in. sport: Kraków, o ironio, na koniec Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, wycofał się (na razie) z budowy basenu olimpijskiego za 200 mln zł. Nie ma też 140 mln zł na potencjalną budowę stadionu KS Wieczysta. Jak jeszcze urząd zaciśnie pasa – to się okaże.
- W magistracie jest nadzieja, że wskutek decyzji centralnych spłynie na nas manna z nieba, ale wydaje się, że w finansach samorządów nie nastąpią tak duże zmiany, żeby zasypać dziurę budżetową. Kraków powinien zacisnąć pasa, a decyzji prezydenta brak – uważa miejski radny Łukasz Maślona z Krakowa dla Mieszkańców, komitetu Łukasza Gibały.
- Problem z finansami jest taki, że w tym roku większość środków jest już związana na przykład umowami. W połowie roku nie ma wielkich możliwości cięcia tego budżetu. Oczywiście wstrzymałem wszelkie nowe zadania, jest ich trochę, ale oczywiście nie wszystkie - odpowiada na pytanie o zaciskanie pasa Aleksander Miszalski.
Skąd taka dziura w budżecie miasta? Być może przez dziury w podłogach miejskich jednostek, bo – jak mówił z końcem lipca Aleksander Miszalski – "pieniądze nie są w mieście pilnowane odpowiednio". – Nie każda złotówka w każdym miejscu jest oglądana z każdej strony – mówił prezydent, przedstawiając wyniki audytu przeprowadzonego w urzędzie. To, jak teraz przyznaje, wyniki wciąż niepełne, mało konkretne. - Audyt rozpoczęliśmy na początku czerwca. Pierwotnie wydawało się, że do 15 lipca będziemy gotowi, mieliśmy już jakieś wnioski (…), ale oczywiście te sześć slajdów, które pokazaliśmy, to nie dokument z audytu. To wstępne kierunki - zaznacza prezydent Krakowa.
Ale dla niektórych audyt na niewiele się przyda. Dlaczego? Bo przeprowadzili go sami urzędnicy. - Dziwi mnie brak zewnętrznego audytu w urzędzie, który dla prezydenta Miszalskiego byłby swego rodzaju bezpiecznikiem po 20 latach rządów jednej ekipy (...). Co to za kontrola, jeśli pracujący ze sobą od lat ludzie sprawdzają się nawzajem? Mamy tu duże wątpliwości - mówi Maciej Fijak.
Zniecierpliwienie
Wydaje się jednak, że nawet wśród najbliższych współpracowników Miszalskiego narasta lekkie zniecierpliwienie. Pytany o ocenę pierwszych stu dni rządów swojego szefa wiceprezydent Stanisław Mazur (bezpartyjny, były rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie) mówi nam tak: "moją motywacją do pracy w tym miejscu była zmiana, która ma być dynamiczna, dalekosiężna, z wyobraźnią. Wydaje mi się, że najbliższe tygodnie pokażą, na ile moje marzenia o Krakowie, o zmianie, się ziści, a na ile nie".
- Proces, który zwyczajowo pan prezydent określa mianem audytu, który w tej chwili obserwujemy, jest do pewnego stopnia naturalny. Zobaczmy, gdzie jesteśmy, zobaczmy, jakie mamy zasoby, a jakie ograniczenia. Wierzę głęboko, że ten proces dobiega końca - powiedział wiceprezydent Mazur. Oprócz niego, zastępcami Miszalskiego są także dwaj inni politycy Koalicji Obywatelskiej: Stanisław Kracik i Łukasz Sęk, a także polityczka Nowej Lewicy Maria Klaman.
Powołanie tej ostatniej skończyło się zresztą wielką awanturą. Miszalski szedł do wyborów z poparciem Nowej Lewicy, troje radnych tego ugrupowania weszło do rady miasta ze wspólnej listy z politykami KO. Na skutek walki frakcji wewnątrz partii Czarzastego i Biedronia w wyniku powołania Klaman małopolski zarząd NL uznał, że zrywa koalicję z ludźmi KO.
Ostatecznie w radzie miasta układ sił się nie zmienił, a Koalicja Obywatelska rządzi wciąż niepodzielnie, jednak w przyszłości obecność wszystkich radnych KO może oznaczać "być albo nie być" prezydenckich projektów. Sercem Miszalskiemu blisko jednak do lewicowych postulatów - dość wspomnieć, że jest pierwszym prezydentem Krakowa, który poszedł na czele Marszu Równości, obejmując go patronatem.
Lewica Razem nie jest prezydenturą Miszalskiego zachwycona, w wyborach zresztą związała się z jego oponentem, Łukaszem Gibałą. - Nikt nie jest zaskoczony, że nie było rewolucji, bo takiej rewolucji nie obiecywano. Miała być jednak ewolucja, a jesteśmy bliżej marazmu. W większości obszarów zmiany na razie nie widać. Jest inny PR i trochę inna komunikacja, która, mam nadzieję, utrzyma się na obecnym poziomie – mówi nam Aleksandra Owca, miejska radna Lewicy Razem w klubie Krakowa dla Mieszkańców. – Nawet jeśli nie było szans na realne zmiany, to powinny być chociaż zapowiedzi kierunków zmian. Ludzie czekają na przykład na zagospodarowanie Wesołej. Dalej nie wiemy, jaka dokładnie będzie funkcja tego obszaru – mówi Owca.
Miszalski zapowiedział, że "masterplan" dla Wesołej – wielkiego obszaru zakupionego od Szpitala Uniwersyteckiego – pojawi się "najpóźniej jesienią".
Co więc Miszalski zrobił do tej pory? Oprócz audytu - trzy razy spotkał się z mieszkańcami na zapowiadanej przez siebie "ławeczce dialogu", słuchając rozterek społeczności w Bronowicach, Opatkowicach i Sidzinie. Kolejne spotkania w innych obszarach miasta zapowiedziane są po wakacjach.
Niedawno zrealizowanym postulatem z kampanii jest utworzenie stanowiska burmistrza nocnego, który ma zapobiegać dalszej turystyfikacji miasta, w szczególności podboju zabytkowego centrum przez często pijanych gości z zagranicy.
- Głosy o tym, że brakuje śmiałych działań, są dość często artykułowane. To naturalne, że każda nowa grupa osób, która obejmuje odpowiedzialność za miasto, potrzebuje trochę czasu do weryfikacji, zrozumienia, w którym miejscu jest organizacja, jakie są zasoby i ograniczenia - uważa wiceprezydent Stanisław Mazur.
PiS nie krytykuje (za bardzo)
Co ciekawe, a być może nawet zaskakujące, wstrzemięźliwość w krytyce przedstawiają lokalni politycy PiS. - To dość krótki okres, trudno cokolwiek powiedzieć. Negatywnie bym prezydenta Miszalskiego nie oceniał - powiedział nam radny Prawa i Sprawiedliwości Edward Porębski.
- Rozmawialiśmy na temat budżetu i realizacji ważnych zadań, podczas tego spotkania prezydent podszedł do sprawy pozytywnie, otworzył się na nasze propozycje dla mieszkańców. Na razie jednak nie rozmawialiśmy o szczegółach. Pierwszym poważnym sprawdzianem naszej współpracy będzie konstrukcja budżetu na 2025 rok i do Wieloletniej Prognozy Finansowej - stwierdził polityk PiS.
Radny Porębski zaraz dodał jednak, co mu się w prezydencie z KO mu nie pasuje. - Tęczowa flaga nie powinna wisieć na urzędzie. Prezydent Krakowa nie powinien w ogóle w takim marszu uczestniczyć. Może mieć prywatnie takie poglądy, ale publicznie reprezentuje wszystkich mieszkańców, zarówno z lewej, jak i z prawej strony - stwierdził.
Wielu wciąż czeka, aż Aleksander Miszalski wyłoży karty na stół i zacznie realizować postulaty z kampanii, a także pokaże, że potrafi miastem nie tylko administrować, pokazując swoją pracę w relacjach wideo w mediach społecznościowych, ale też, że umie tym miastem rządzić, tym bardziej przy praktycznie pełnej kontroli nad radą miasta. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w wakacje radni mają wolne, więc trudno o realizację jakichkolwiek postulatów - sesje miejskiego parlamentu wrócą jednak jesienią i wówczas okaże się, w którym kierunku podąża dawna stolica.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Łukasz Gągulski