- W szkole sprawiał problemy, miał pretensje do ojca. Kobiety się go bały – tak w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" podejrzanego o brutalne zabójstwo krakowskiej studentki wspomina jego nauczyciel. Według gazety, mężczyzna był powiernikiem Roberta J. Teraz opowiada o swoim udziale w śledztwie.
Były nauczyciel Roberta J. udzielił wywiadu dziennikarzom "Gazety Wyborczej" anonimowo. W głośnej sprawie ma status świadka.
Jak wynika z jego opowieści, Robert J. miał sprawiać problemy już od najmłodszych lat. W szkole "miał problemy, nie uczył się, był agresywny".
- Nauczyciele skarżyli się na niego. Jedna z matematyczek miała przez to duże problemy, bo Robert uważał, że przez nią został wyrzucony ze szkoły. Przychodził więc później pod pokój nauczycielski, wyzywał ją, kopał w drzwi. Nauczyciele nie radzili sobie z nim i przyprowadzali go do mnie. Chciałem mu pomóc – opowiada w rozmowie z dziennikarzami "Wyborczej" mężczyzna.
Powiernik, terapeuta
Twierdzi, że podejrzany teraz o brutalne zabójstwo krakowskiej studentki otworzył się przed nim. – Byłem trochę jak jego psychoterapeuta, zresztą lubiłem pracować z trudną młodzieżą. Robert wpadał w taki słowotok, miotał przekleństwa, był bardzo pobudzony. Sądziłem, że jak pozwolę mu się wygadać, rozładuję w ten sposób jego agresję – tłumaczy dziennikarzom.
Jak czytamy w gazecie, J. opowiadał, że ma pretensje do ojca, który zostawił matkę dla innej kobiety. Sam miał mieć z kobietami problemy, bo te "bały się go".
Nauczyciel mężczyzny opowiada dziennikarzom, że kiedyś J. miała spodobać się kobieta pracująca w kwiaciarni. Gdy jednak kazała mu dać spokój, ten wpadł do lokalu i "zwyzywał ją przy klientach".
J. miał też nachodzić swojego nauczyciela, nawet gdy zmienił szkołę. Jak opowiada mężczyzna, przynosił książkę, którą pisał i pamiętniki. – Były bardzo mroczne. Biła z nich niechęć do ludzi i do otoczenia – opowiada nauczyciel.
Z informacji "Wyborczej" wynika, że książka i pamiętniki są w rękach prokuratury.
Badania, przesłuchania, przeszukania
Jak opisują dziennikarze, były nauczyciel J. był przesłuchiwany dwukrotnie: najpierw tuż po tym, gdy szczątki Katarzyny Z. wyłowiono z Wisły, później po 2012 r. gdy sprawą zajęli się policjanci z Archiwum X. Przeszukali jego mieszkanie, zabrali mu komputer i wertowali książki. Formalnie w sprawie mężczyzna miał status świadka, jednak śledczy trzykrotnie pobierali jego DNA i badali wariografem.
– Policjanci mówili mi, że nie udało się zdobyć DNA, dlatego potrzebne jest kolejne badanie. Byłem zaskoczony, bo przecież miałem być świadkiem. Tymczasem oni na wariografie pytali mnie, gdzie ukryłem ciało i co wiem o zabójstwie. Czułem się jak podejrzany – przyznaje w rozmowie z Wyborczą.
Mężczyzna twierdzi, że kontaktów z J. nie ma od lat. Jak pisze "GW", okazuje się jednak, że nauczyciel znał również ojca J., a także ojca Katarzyny Z., bowiem - jak przyznaje - jako nauczyciel miał kontakty z różnymi ludźmi.
Przyjaciel sprzed lat
Nie znał jednak kolegi Roberta J, z którym ten zaprzyjaźnił się pod koniec szkolnych lat. Według informacji "Wyborczej", razem pracowali w jednym z instytutów UJ, skąd Robert miał zostać zwolniony za zabicie zwierząt.
Według relacji byłego nauczyciela, mężczyźni najpierw się przyjaźnili, później jednak przyjaciel stał się najgorszym wrogiem J., który miał nigdy nie zdradzić powodów takiego stanu rzeczy. Zagadkowy przyjaciel zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach 9 lat temu.
Kilka dni temu śledczy przeszukiwali mieszkanie i piwnicę Roberta J. Szukali tam śladów zbrodni. Prokuratura wciąż nie zdradza, co znalazła.
J. został zatrzymany na początku października przed swoim mieszkaniem. Usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Później sąd zdecydował, że najbliższe trzy miesiące mężczyzna spędzi w areszcie.
Mężczyzna był podejrzewany niemal od początku śledztwa, ale brakowało dowodów winy. Do finału sprawę doprowadzili policjanci z Archiwum X.
PAP podawała, że do zatrzymania mężczyzny przyczyniły się zlecone przez śledczych analizy. Chodzi o przeprowadzone po raz pierwszy na świecie badania 3D fragmentów skóry zamordowanej. Na tej podstawie ustalono sposób zadawania ciosów przez mordercę i fakt, że mogła je zadawać osoba wyszkolona w określonych sztukach walki - trenował je właśnie Robert J.
To jedna z najbardziej szokujących zbrodni w cywilizowanym świecie. - Prokuratorzy zlecali kolejne badania i opinie biegłych, żeby na podstawie najdrobniejszych nawet śladów dowiedzieć się, jak najwięcej o okolicznościach mordu i samym sprawcy. Z tak bestialską zbrodnią i zbezczeszczeniem ciała nie mieliśmy jeszcze w Polsce do czynienia, dlatego prokuratura postawiła sobie za punkt honoru wykrycie sprawcy – mówiła osoba znająca kulisy śledztwa.
Brutalne zabójstwo
Fragmenty skóry i ciała studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego Katarzyny Z. wyłowiono z Wisły 7 stycznia 1999 r. Zwłoki zostały pozbawione skóry, jej fragmenty były fachowo odcięte i wypreparowane. Dzięki badaniom genetycznym ustalono, że ofiarą jest zaginiona w listopadzie 1998 r. studentka UJ. W 2000 r. ujawniono, iż przy szczątkach znaleziono ślady biologiczne niepochodzące od ofiary. Wykorzystano je do weryfikacji osób, znajdujących się w kręgu podejrzeń. Nie przyniosło to jednak efektów i w październiku 2000 r. prokuratura umorzyła śledztwo.
Podkreślała jednak, że w przypadku ustalenia nowych okoliczności lub dowodów, śledztwo może być podjęte na nowo.
Pod koniec 2011 r. krakowska policja poinformowała, że policjanci z tzw. Archiwum X ponownie analizowali materiały tego śledztwa i ustalali nowe dowody. Było to możliwe m.in. dzięki postępowi w dziedzinie badań kryminalistycznych oraz współpracy z ekspertami w różnych dziedzinach. Na tej podstawie krakowska prokuratura w styczniu 2012 r. podjęła śledztwo na nowo i zleciła m.in. ekshumację szczątków. Jak podawała, w wyniku oględzin ujawniono szereg śladów kryminalistycznych i dowodów, które zostały zabezpieczone dla potrzeb śledztwa. Były to substancje, włosy, drobiny i włókna pozwalające na podjęcie dodatkowych czynności. Prokuratura zapowiadała także przeprowadzenie wirtualizacji śladów i obrażeń za pomocą specjalistycznego sprzętu, przesłuchania kolejnych świadków oraz inne działania, o których nie informowała ze względu na dobro postępowania.
Sprawą brutalnego zabójstwa sprzed lat zajmowali się reporterzy programu "Superwizjer".
Autor: mmw/mś / jb / Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24