Tak jest
Renata Grochal, Jan Wróbel
Zanim nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele ujrzały światło dzienne i w 2014 roku doprowadziły do kryzysu w rządzie Donalda Tuska, ich autorzy mieli je sprzedać właśnie rosyjskim służbom. Czy to nie dziwne, że prokuratura nie poszła tropem zeznań wspólnika Marka Falenty, który twierdził w 2021 roku, że taśmy z nagraniami ważnych polityków zostały sprzedane rosyjskim służbom? O to Andrzej Morozowski pytał swoich gości w trzeciej części programu "Tak jest" w TVN24. - Z jednej strony dziwne, a z drugiej nie, bo od początku 2014 politycy Platformy mówili, że ta cała historia może być pisana obcym alfabetem - mówiła Renata Grochal ("Newsweek"). Zwróciła uwagę, że prokuratura nie jest dziś instytucją niezależną, a minister sprawiedliwości jest zarazem prokuratorem generalnym. Według niej "widać, że to nie jest w interesie PiS, żeby to wyszło i oni chcą być od tego jak najdalej". Publicysta Jan Wróbel dodał, że "nie jest pewien, czy najbardziej profesjonalna służba też nie potraktowałaby tych zeznań jako przedziwnej narracji człowieka w opałach". - Jeżeli wszyscy czegoś nie chcą dotknąć, to może jest tego jakaś przyczyna - powiedział.