Komisja ds. rosyjskich wpływów zakończyła prace. "Możemy stracić niepodległość"

Pożar hali przy Marywilskiej
Komisja ds. badania wpływów rosyjskich zniesiona. Członkini zespołu ostrzega Polaków
Źródło: Michał Tracz/Fakty TVN
Rządowa komisja ds. badania rosyjskich wpływów zakończyła działalność. Raport jest tajny. Ministrowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo poznali najważniejsze rekomendacje ekspertów. - Jeżeli nasz naród się nie obudzi, to przy najnowocześniejszej broni możemy stracić naszą niepodległość bez jednego wystrzału - opisuje prof. Irena Lipowicz, członkini komisji.

Raport powstał, komisję można zamknąć. Chodzi o komisję do spraw badania rosyjskich wpływów. Powstała w maju zeszłego roku, czemu towarzyszyła konferencja prasowa z udziałem premiera Donalda Tuska. Zapowiedzi były szumne - komisja miała zbadać kwestie handlu węglem z Rosją, afery mailowej i wielu innych.

Ostatecznie, bez konferencji prasowej, premier zakończył pracę komisji i ją zlikwidował. Decyzja została ogłoszona w środę, 30 lipca.

- Zadaniem tej komisji było przygotowanie raportu, a do walki z agenturą są powołane odpowiednie służby - mówi rzecznik prasowy rządu Adam Szłapka.

Polska na celowniku

Komisja przygotowała główny raport i raporty cząstkowe. Jednym z nich był ten mówiący o ogromnym zagrożeniu cyberprzestępczością. Polska niemal codziennie jest atakowana w cyberprzestrzeni, głównie przez hakerów ze wschodu. Do tego dochodzi ogromna fala dezinformacji w internecie. Komisja rekomenduje natychmiastowe działania, które powinny podjąć właściwie wszystkie ministerstwa i samorządy.

- Jeżeli nasz naród się nie obudzi, to przy najnowocześniejszej broni możemy stracić naszą niepodległość bez jednego wystrzału - stwierdza prof. Irena Lipowicz, członkini komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich.

Politycy PiS z kolei twierdzą, że żadnych efektów pracy komisji nie ma. - Możliwe, że PiS oczekiwało rozliczeń, zatrzymań i spektakularnych procesów, ale komisja nie była od tego - słyszymy w rządzie.

Co z raportem komisji ds. rosyjskich wpływów?

Jedną z pierwszych decyzji komisji było zawiadomienie prokuratury o możliwym przestępstwie popełnionym przez byłego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Chodzi o tak zwaną zdradę dyplomatyczną. Prokuratura prowadzi śledztwo od stycznia.

- Macierewicz nie jest świętą krową. Jeżeli była zdrada stanu, jeżeli były ujawnione informacje tajne, to za to jest odpowiedzialność - komentuje poseł Lewicy Tomasz Trela.

Pełny raport z prac komisji trafił na biurko premiera, który zdecyduje o jego losie. Na razie pozostaje utajniony. Najważniejsze rekomendacje poznali już ministrowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo. - Po to, aby instytucje publiczne, państwowe, były odporne na wpływy rosyjskie i dezinformację - podkreśla Adam Szłapka.

Działać trzeba szybko, trwa wojna hybrydowa z Rosją i Białorusią - słyszymy w rządzie. Już wiadomo, że za szeregiem podpaleń stoją ludzie inspirowani i werbowani przez rosyjskie służby. Zatrzymywani są kolejni dywersanci i ludzie planujący ataki.

- My w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy dokonaliśmy jako państwo kilkudziesięciu zatrzymań ludzi, którzy są powiązani z rosyjskimi służbami albo działają na ich rzecz - mówi wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk.

Ostatnio zatrzymany został obywatel Kolumbii. Na zlecenie rosyjskich służb podpalił dwa składy budowlane: w Radomiu i Warszawie. Na to, że hala kupiecka przy Marywilskiej też została podpalona na zlecenie Rosjan, również są dowody.

Czytaj także: