Sposobów na walkę z fotoradarami i wideorejestratorami kierowcy znają sporo, ale ostatni jest wyjątkowo zaskakujący. W internecie można bowiem znaleźć kontrahenta, który za opłatą weźmie na siebie punkty karne. Cena od kilkudziesięciu do kilkuset złotych za punkt.
"Kupię punkty. Kobieta, włosy ciemne, długie", "Przyjmę do 15 pkt na swoje konto", "Witam, 200 zł za punkt i damy radę" - w internecie ogłoszeń o kupnie/sprzedaży punktów karnych jest mnóstwo.
Zasada jest prosta. Jeśli fotoradar lub wideorejestrator złapał kierowcę na przewinieniu drogowym, to pomocny kierowca za odpowiednią odpłatą zgłosi się w odpowiednie miejsce i poświadczy, że to on prowadził pojazd. Punkty karne powędrują wtedy na jego konto, wraz z pieniędzmi prawdziwego winowajcy.
Sprawdzą billingi
Procederem już obiecała zająć się policja. Funkcjonariusze chcą prześwietlić odpowiednie ogłoszenia oraz przejrzą ponownie zarejestrowane zdjęcia.
Jeśli funkcjonariusze nabiorą podejrzeń, że kierowca wysłużył się opłaconym "punktobiorcą", to rozpocznie postępowanie. Wtedy, sprawdzone mogą zostać m.in. billingi obu "kontrahentów".
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN