Z Chicago do Polski. "Płakałam rzewnymi łzami"

pap_20201126_2BB
Widok na Babią Górę oraz Beskidy, Krzeszów (Małopolskie)
Źródło: ONB oknonabeskidy/Kontakt24
Przeprowadziła się z Chicago do Polski. Po tym, jak zamieszkała na polskiej wsi, może pozwolić sobie na podróże. Jednak dostosowanie się do naszej kultury nie było łatwe. Jak z tym wyzwaniem poradziła sobie Amerykanka - opisuje portal stacji CNN.

Barbara Olpinski znalazła swoje miejsce w Beskidach Niższych.

Kobieta z New Jersey wraz z mężem z Polski - Marianem - pięć lat temu przeprowadziła się do Europy. Większość czasu spędzają na szlakach turystycznych i zwiedzaniu starych kościołów.

Niedawno udało im się przejechać trzy kraje w ciągu jednego dnia - zjedli śniadanie w Rumunii, zatrzymali się na Węgrzech, a dzień zakończyli kolacją na Słowacji.

- Jest tak wiele miejsc do odwiedzenia, więc korzystam z okazji, aby po prostu wyjechać, podróżować i cieszyć się pięknymi krajobrazami - mówi Barbara w rozmowie z CNN Travel.

"Nie jest tu czarno-biało"

Barbara i Marian wzięli ślub w 2009 roku. W Chicago mieszkali do 2020 roku. Zakładali, że tam zostaną.

Po raz pierwszy nawiązali kontakt online, po tym, jak odkryli w bazie danych Ellis Island, że mają wspólnego przodka. Spotkali się osobiście w 2003 roku. Marian, który w tym czasie nadal mieszkał w Polsce, zaczął podróżować do Stanów Zjednoczonych, żeby spotykać się z Barbarą, która pracowała jako opiekunka.

- On opiekował się najmłodszymi, a ja najstarszymi - mówi Barbara.

W 2008 roku Marian podjął staż w szpitalu w St. Louis, gdzie wówczas mieszkała para. W 2011 roku przenieśli się do Chicago.

Barbara pamięta swoją pierwszą wizytę w Polsce, w czasach początków jej relacji z Marianem. Najbardziej uderzyła ją ilość kolorów.

- Dorastając w Stanach Zjednoczonych, jedyne, co wiedziałam o Polsce, to stare materiały filmowe z czasów wojny. Pamiętam, że pomyślałam sobie: mają tu drzewa, tak jak wszędzie indziej. Nie jest tu czarno-biało - mówi.

Zaczęli budować życie w Chicago, regularnie odwiedzając rodzinę Mariana w Polsce. W 2018 roku, po śmierci jego matki, kupili dom wakacyjny we wsi Wapienne, około dwie godziny drogi na wschód od Krakowa.

To miało być miejsce spotkań dla przyjaciół i rodziny, a nie stały dom. Jednak Marian był wyczerpany pracą i borykał się z problemami zdrowotnymi. W szczytowym momencie pandemii Covid-19 w 2020 roku, gdy umowa najmu ich domu w Chicago miała wkrótce wygasnąć, zastanawiali się, co dalej robić.

- Pomyśleliśmy: "No cóż, mamy ten drugi dom. Jedźmy tam" - wspomina Barbara. Większość swoich rzeczy, w tym samochód, oddali do przechowalni i wyjechali do Polski. Zakładali, że będzie to pobyt tymczasowy.

Sytuacja szybko się jednak zmieniła. - Mój mąż zaczął otrzymywać nowe propozycje - mówi Barbara. Okazało się, że w Polsce Marian jest poszukiwanym specjalistą.

Wapienne w Beskidzie Niskim
Wapienne w Beskidzie Niskim
Źródło: DAREK DELMANOWICZ/PAP

"Płakałam rzewnymi łzami"

Rok później wrócili do Stanów Zjednoczonych, żeby spakować swój dom, sprzedać samochód i całkowicie poświęcić się Polsce. Dla Barbary, która od 2020 roku jest na emeryturze, ta zmiana okazała się trudniejsza niż dla jej męża.

- Największą przeszkodą było dla mnie dostosowanie się do kultury - mówi.

Według niej Polacy są "znacznie bardziej powściągliwi w stosunku do nieznajomych". Jej próby nawiązania kontaktu były czasami odrzucane.

- Jeśli jesteś bardzo uśmiechnięta, uważają cię za wariatkę... a ponieważ pochodzę z New Jersey, jestem bardzo otwarta. Chciałam nawiązać kontakt z ludźmi. Myślałam sobie: "nie rozumiem, dlaczego ludzie nie reagują pozytywnie na moją otwartość i radość. A oni na to: "nie wiem, co jest nie tak z tą kobietą" - wspomina.

Była samotna i wpadała w depresyjny nastrój. - Płakałam rzewnymi łzami. To było naprawdę trudne... jak mam się tu odnaleźć? Gdzie jest moje miejsce? To była ogromna zmiana - mówi.

Sytuacja zmieniła się, gdy zaczęła chodzić na spacery. - Dało mi to więcej okazji do przebywania wśród ludzi - dodaje. Barbara w końcu zaczęła pracować jako wolontariuszka, pomagając ukraińskim uchodźcom w Polsce.

"Kochają swój kraj i naprawdę to czuć"

Wciąż uczy się polskiego, choć przyznaje, że to "naprawdę trudny język". - Nie sądzę, żebym kiedykolwiek osiągnęła płynność, ale nauczyłam się wystarczająco dużo, żeby być miłym dla innych - twierdzi.

Równocześnie Barbara nie wyklucza powrotu na stałe do Stanów Zjednoczonych. Tęskni za drobnymi rzeczami z Chicago, takimi jak rozmowy z nieznajomymi czy kupowanie komuś kawy w Starbucksie - gestami, które w Polsce niektórzy mogą nawet odebrać jako obraźliwe - napisał CNN.

Jednak znalezienie miejsca, które byłoby w zasięgu jej możliwości finansowych i położone blisko jej córki w Ohio, byłoby trudne. - Koszty utrzymania i opieki medycznej sprawią, że pozostaniemy tutaj - twierdzi. Para zdała sobie sprawę, że koszty utrzymania są tu niemal o połowę niższe, a opieka zdrowotna i stomatologiczna znacznie tańsza. - Starzejemy się. To wszystko są rzeczy, które stanowią dużą część naszego budżetu - dodaje.

Niższe wydatki oznaczają również, że mogą podróżować, aby odwiedzać swoich 12 wnuków w Ohio, Niemczech, Portugalii i Polsce.

- Pomimo wyzwań, z jakimi się borykam, plusy są o wiele większe - mówi.

Po pięciu latach Barbara czuje, że się w pełni zaaklimatyzowała i zyskała głęboki szacunek dla polskiej kultury.

- Ludzie mają tu długą historię - mówi. - Pamiętają różne rzeczy i zachowują pamiątki z dawnych czasów. Kochają swój kraj. Są z niego dumni. I naprawdę to czuć - podkreśla Barbara.

OGLĄDAJ: TVN24 HD
pc

TVN24 HD
NA ŻYWO

pc
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Zobacz także: