Jak inflacja nam się wymknie spod kontroli, to żeby ją z powrotem do jakiegoś przyzwoitego poziomu sprowadzić, będzie trzeba zapłacić słony rachunek w postaci osłabienia tempa wzrostu gospodarczego czy wręcz recesji – mówił w programie "Fakty po Faktach" były premier Marek Belka. Według szybkiego szacunku Głównego Urzędu Statystycznego ceny w maju rosły najszybciej od dekady.
Główny Urząd Statystyczny podał we wtorek w szybkim szacunku, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w maju 2021 roku wzrosły o 4,8 procent w stosunku do maja 2020 roku. Ostatni raz inflacja była wyższa w maju 2011 roku, gdy wynosiła 5,0 proc. rdr, a równie wysoka była w listopadzie 2011 roku, gdy wynosiła 4,8 proc. rdr. O tę sprawę był pytany w środę w "Faktach po Faktach" były premier, minister finansów i były prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka.
- Jak inflacja wymknie się nam spod kontroli, to żeby ją z powrotem do jakiegoś przyzwoitego poziomu sprowadzić, będzie trzeba zapłacić słoną cenę w postaci osłabienia tempa wzrostu gospodarczego czy wręcz recesji. Ja to sam przeżyłem jako minister finansów w roku 2001 – powiedział. Jak mówił, sprowadzanie inflacji z poziomu 10 do 2 proc. zaowocowało bezrobociem na poziomie 20 procent. - Tego się należy obawiać – stwierdził były premier.
Belka był pytany, co by doradził zwykłemu Polakowi, który ma trochę pieniędzy. - Ja mogę powiedzieć, co ja robię. Pewną część moich aktywów złotowych zainwestowałem w zakup obligacji skarbowych, tak zwanych antyinflacyjnych – wyjaśniał.
- To są obligacje bodaj czteroletnie, które mają oprocentowanie na poziomie 0,75 procent plus stopa inflacji (w drugim i kolejnych latach oszczędzania – red.). Więc jest to oprocentowane wyższe niż wszystkie znane mi inne lokaty i mało ryzykowne, czyli bezpieczne inwestycje – wskazał były prezes Narodowego Banku Polskiego.
Marek Belka był pytany o lokowanie środków w złoto jako sposób na zabezpieczenie oszczędności przed inflacją. - Dzisiaj złoto jest stosunkowo drogie, ale trzeba pamiętać, że historycznie rzecz biorąc, jest to aktywo bardzo niestabilne. Cena złota albo idzie w górę, albo spada. Akurat w ostatnich dwóch latach rosła, ale w tej chwili nie jest powiedziane, że będzie dalej rosła, może spadać – zauważył.
- W tej chwili ludzie kupują mieszkania na wyprzódki. Ale cóż, można powiedzieć, że jak inflacja nadchodzi, to nie ma mądrych – przyznał były premier.
Inwestycje w Polsce
Marek Belka był pytany, dlaczego mimo szumnych zapowiedzi rządowi nie wychodzą inwestycje i innowacje. - W przypadku inwestycji, jeżeli się wyraźnie deklaruje niechęć do sektora prywatnego, jeżeli mu się utrudnia funkcjonowanie poprzez niestabilność prawa - to jest ważniejsze nawet niż nieco wyższe czy nieco niższe podatki - to trzeba mieć świadomość, że wtedy prywatni inwestorzy kupują luksusowe samochody albo mieszkania, nawet po to, aby je mieć na gorsze czasy – mówił europoseł.
- Jeśli chodzi o innowacyjność, to problem jest trochę szerszy. W Polsce tak długo, jak będziemy mieli słabego złotego, który preferuje wzrost gospodarczy i eksport oparty na taniej sile roboczej, tak długo właściwie ten przedsiębiorca nie musi gonić za inwestycjami – tłumaczył Belka. - Oczywiście one następują i to nie jest tak, że w Polsce działalności innowacyjnej nie ma, ale jeżeli jest możliwość łatwiejszego zarabiania pieniędzy, bo eksport jest oparty na tanim złotym, to po co się wysilać – dodał.
Budowa promu
Według Najwyższej Izby Kontroli nawet 14 milionów złotych wynoszą koszty związane z planami budowy promu pasażerskiego w Szczecinie. Izba zarzuca autorom projektu brak zapewnienia finansowania, położenie stępki bez kontraktu i nierozliczenie zaliczki. W dodatku ustalone parametry promu uniemożliwiają zbudowanie go w Stoczni Szczecińskiej.
Do sprawy odniósł się europoseł PiS Joachim Brudziński. "Nie mam zamiaru przepraszać za moje zaangażowanie i wiarę" – napisał na Twitterze. Wiceprezes PiS pisał też o hołocie i popaprańcach, którzy "zaorali" stocznie, a dziś martwią się o rynek promowy. Brudziński w przeszłości zakładał się o powstanie promu.
- Niech nie przeprasza, ale niech nie obrzuca obelgami popaprańców, bo akurat w tej sprawie sam jest popaprańcem – powiedział Marek Belka w "Faktach po Faktach". - Natomiast co do upadku przemysłu stoczniowego, to - o ile ja wiem - to wielu premierów i ministrów gospodarki próbowało coś z tym robić, ale wynik tego był niespodziewany. Upadły wielkie państwowe stocznie, natomiast na ich gruzach powstały bardzo liczne, prywatne, świetnie prosperujące firmy – zauważył były premier.
- Przecież tereny stoczni w Gdańsku czy Szczecinie nie są puste. Tam jest bardzo wiele firm, które doskonale sobie na rynku radzą, więc z tym upadkiem przemysłu stoczniowego, to jest trochę tak, jak z upadkiem wielkich zakładów włókienniczych w Łodzi. One musiały upaść, dlatego że upadł Związek Radziecki i RWPG (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej – red.) – tłumaczył.
"Trzeba się rozliczyć ze starym programem"
Były prezes NBP był także pytany o to, jak ocenia Polski Ład. To firmowany przez partie tworzące Zjednoczoną Prawicę nowy program społeczno-gospodarczy na okres po pandemii. Jego fundamenty to m.in. zmiany w podatkach oraz zapowiedź inwestycji, które mają wygenerować 500 tys. nowych miejsc pracy.
- Jeżeli chodzi o obietnicę podwyższenia tempa wzrostu gospodarczego poprzez wzrost inwestycji, to muszę być sceptyczny. Dotychczas ten rząd nie miał w tym zakresie sukcesów. Zresztą zanim się przystąpi do oceny tego nowego programu, trzeba się rozliczyć ze starym, czyli tym już nieaktualnym, tak zwaną Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju (tzw. plan Morawieckiego – red.), która była jedną wielką kompromitacją rządu – wskazywał Belka.
- Nawet w tej dziedzinie, w której wydawało się, że rząd Prawa i Sprawiedliwości odniósł sukces, czyli w sprawie zmniejszenia niedostatku i sfery biedy, okazuje się, że pieniądze z polityki społecznej w bardzo dużym stopniu idą na opłacenie prywatnych usług, edukacyjnych, zdrowotnych, a więc nie temu służą, co miały – podkreślił.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN24