Organizacje ekologiczne triumfują w walce o zablokowanie budowy farmy fotowoltaicznej na terenie Polany Białowieskiej, czyli kompleksu łąk sąsiadującego z Białowieskim Parkiem Narodowym. W ubiegłym roku Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało w mocy decyzję środowiskową wydaną przez wójta Białowieży, co dało inwestycji zielone światło. Teraz obie te decyzje zostały uchylone przez Wojewódzki Sąd Administracyjny.
- Turyści przyjeżdżają tu, by podziwiać przyrodę, a nie krajobraz przemysłowy. Tego typu inwestycje można realizować gdzie indziej, a nie w tak pięknym miejscu, jakim jest brama do Białowieskiego Parku Narodowego na terenie Obiektu Światowego Dziedzictwa UNESCO – mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
To m.in. ta organizacja interweniowała w sprawie budowy farmy fotowoltaicznej na terenie Polany Białowieskiej. To kompleks łąk na obrzeżach Białowieży, który rozciąga się na wielu hektarach między zabudowaniami a Białowieskim Parkiem Narodowym. Farma ma zająć powierzchnię około hektara na działce niedaleko skrzyżowania ulicy Żubrowej z Puszczańską.
RDOŚ wydał negatywną opinię
Inwestycji sprzeciwiały się organizacje ekologiczne. Podnosiły, że Albert Litwinowicz, wójt gminy Białowieża, który w grudniu 2022 rok wydał w tej sprawie decyzję środowiskową, zrobił to wbrew negatywnej opinii Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku. Ta zajmowała się sprawą dwa razy: w 2020 i 2022 roku.
Jak na początku 2023 roku tłumaczyła na antenie TVN24 szefowa RDOŚ Beata Bezubik, Polana Białowieska leży na terenie obszaru Natura 2000 Puszcza Białowieska, a farma miałaby powstać w miejscu oddalonym o około 450 metrów od Białowieskiego Parku Narodowego.
Żerowisko orlika krzykliwego
- Poza tym jest to siedlisko i żerowisko orlika krzykliwego (gatunku chronionego - red.). Nasza opinia nie mogła być w tym przypadku inna niż negatywna - podkreślała Bezubik.
Ekolodzy zaskarżyli decyzję wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, licząc, że zostanie uchylona. Stało się jednak inaczej. W zeszłym roku SKO utrzymało decyzję wójta w mocy, uznając, że nie ma dowodów na występowanie tu orlika krzykliwego.
Wójt: działałem zgodnie z literą prawa
Pracownia na rzecz Wszystkich Istot skierowała więc sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku, który uchylił obie decyzje – zarówno wójta, jak i SKO. Wyrok nie jest prawomocny.
- Teraz stronom, a my na pewno tego nie zrobimy, służy kasacja do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Inwestor może również próbować jeszcze raz przejść całą procedurę w urzędzie gminy, ale podejrzewam, że finał będzie taki sam. Tak czy owak, farma – przynajmniej na razie - nie może tam powstać – podkreśla, cytowany na wstępie, Radosław Ślusarczyk.
Natomiast wójt Albert Litwinowicz mówi, że teraz należy poczekać na krok inwestora.
- Od początku do końca działałem zgodnie z literą prawa. A z wyrokiem trudno dyskutować – podkreśla.
Inwestorem jest pracownik urzędu
W zeszłym roku wójt mówił nam, że jeśli chodzi o sprawy czysto estetyczne, to faktycznie pomysł budowania tam farmy fotowoltaicznej jest kwestią dyskusyjną. - Muszę jednak trzymać się przepisów. To przecież własność prywatna. Nie mogę komuś zabronić inwestowania, a szczególnie w odnawialne źródła energii – zaznaczał w marcu 2023 roku.
Inwestorem jest pracownik urzędu gminy - Andrzej Kaczanowski, inspektor ds. budownictwa, inwestycji i zamówień publicznych.
- Ten kawałek ziemi urasta do rangi jakiegoś unikatu przyrodniczego, a to zwykła działka rolna. Od kilku lat regularnie sieję tam grykę. Nawet jeśli nie uda mi się zbudować tej farmy, zamierzam ogrodzić teren, aby zwierzęta nie niszczyły mi tej uprawy – mówił w marcu zeszłego roku w rozmowie z tvn24.pl.
Podkreślał też, że farma zajęłaby około jednego hektara, co stanowi 0,074 procent Polany Białowieskiej, która - jak tłumaczył - rozciąga się na około 13,5 kilometra kwadratowego, czyli 1350 hektarów.
Wolałby nie wydawać decyzji w tej sprawie
Natomiast wójt Litwinowicz - tak wtedy, jak i obecnie - mówi nam, że wolałby nie wydawać decyzji wobec swojego pracownika, ale został do tego zmuszony przez SKO.
- Zwróciłem się z wnioskiem, aby w tej sprawie procedował inny samorząd, ale SKO odmówiło, zaznaczając, że inwestor nie jest żadną moją rodziną, a jedynie pracuje w urzędzie – podkreśla.
Wójt: trzeba też brać pod uwagę dobro mieszkańców
Według niego ochrona przyrody jest ważna, ale trzeba też brać pod uwagę dobro mieszkańców.
- Moim zdanie, w takich przypadkach jak ten – gdzie właściciel nie może inwestować na własnej działce – Skarb Państwa powinien przejąć taką ziemię, a właścicielowi wypłacić odszkodowanie – zaznacza wójt.
Z Andrzejem Kaczanowskim nie udało nam się skontaktować. Jak mówi wójt, przebywa on obecnie na urlopie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Kaczanowski