- Zakaz reklamy leków obowiązuje w Polsce od 2012 roku. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zakwestionował w czerwcu te przepisy.
- Samorząd zawodowy farmaceutów obawia się konsekwencji prowadzenia przez apteki działań marketingowych.
- Niekorzystne skutki mieliby przede wszystkim odczuć pacjenci - chodzi m.in. o następstwa samoleczenia.
- Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziesz w zakładce ZDROWIE w serwisie tvn24.pl i w "Wywiadzie Medycznym" Joanny Kryńskiej w TVN24+.
Reklama aptek jest w Polsce zabroniona od 2012 roku - to wtedy weszły w życie przepisy reformujące działalność tego typu placówek. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdził jednak w czerwcu, że polskie przepisy są sprzeczne z prawem unijnym. Czy w efekcie tego orzeczenia apteki znów będą mogły prowadzić intensywne kampanie reklamowe, tworzyć programy lojalnościowe, a najbardziej wiernych klientów nagradzać na przykład talonami? Samorząd aptekarski przekonuje, że orzeczenie nie znosi obowiązującego w Polsce prawa, ale groźne dla pacjentów praktyki marketingowe mogą się zacząć znów pojawiać.
Marnowanie leków i milionowe straty
Dlaczego to istotne właśnie dla osób korzystających z opieki farmaceutów? Żeby to wyjaśnić, cofnijmy się do stanu sprzed roku 2012. Apteki mogły wówczas reklamować się praktycznie bez żadnych ograniczeń - mogły wydawać gazetki, nagrywać spoty reklamowe, prowadzić programy lojalnościowe na wzór tych, które znamy ze stacji benzynowych czy dokładać do większych zakupów gratisy. Nie było też obowiązku sprzedaży leków refundowanych według sztywnych cen urzędowych, więc apteki mogły nawet te najdroższe preparaty (za których refundację płacili wszyscy podatnicy) sprzedawać za symboliczny grosz.
- To były programy, które wyłudzały miliony z kieszeni pacjentów i podatników. Pacjenci bardzo często zbierali recepty, realizowali je i dostawali punkty. Za punkty były nagrody, a więc na przykład prezenty dla wnuczki czy wnuczka. Szacunki Ministerstwa Zdrowia pokazywały, że setki milionów złotych lądują w pełnych koszach. To były drogie leki onkologiczne, najdroższe insuliny. Za wszystko płacił Narodowy Fundusz Zdrowia - powiedział podczas środowego spotkania z mediami dr Marek Tomków, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Bądź lojalny - wyprawimy Ci "mini pogrzeb"
Brak regulacji w sprawie reklam aptek doprowadzał do sytuacji absurdalnych. Mogą o tym świadczyć przykładowe komunikaty reklamowe z tamtych czasów:
„Wygraj darmowe mini: leczenie, wesele, pogrzeb” czy „Kup leki za co najmniej 60 złotych - dostaniesz pizzę GRATIS”.
- Zdarzyło się, że farmaceuta nie zauważył, że pacjentka była po chemioterapii i z radością powiedział osobie w peruce, że właśnie wygrała lokówkę. Do tego zostaliśmy sprowadzeni przez całe lata i nie chcemy do tego wracać. Mamy ponad 90-procentowe zaufanie społeczeństwa i nie chcemy wracać do sytuacji, w której będziemy wydawali patelnię za punkty. Czy grozi nam to? Myślę, że tak. Nie chcemy sytuacji, że ktoś powiesi na 10-piętrowym budynku baner reklamowy i powie w sądzie, że to drogowskaz dla niedowidzących. Pamiętamy latające nad Śląskiem samoloty z przyczepioną do ogona nazwą apteki - dodał Marek Tomków.
"Mogło się skończyć w szpitalu"
Jak podkreślił, gratisem do zakupów w aptece niekiedy były też suplementy diety czy leki dostępne bez recepty, a to już stwarzało w niektórych sytuacjach realne ryzyko dla zdrowia, a nawet życia pacjentów.
- Pacjenci dostawali potas w prezencie jako podziękowanie za to, że kupowali leki nasercowe i ktoś to nazywał opieką farmaceutyczną (takie połączenie może zwiększać ryzyko nadmiernego stężenia potasu we krwi, co jest groźne dla serca - przyp. red.) - mówił prezes NRA.
Analogicznie wyglądała sytuacja z lekami obejmowanymi akcjami promocyjnymi. - Każda z reklam ma jeden cel: sprzedać więcej. W przypadku pacjentów oznacza to: zjeść więcej leków. Jeśli zerkniemy na dane europejskie, to wyjdzie, że jesteśmy krajem lekomanów. Miewałem takie sytuacje, że pacjent przybiegał do mnie z gazetką i mówił: muszę to mieć, bo jutro kończy się promocja. Jeśli jest to płyn przeciw ukąszeniom komarów, to nie ma problemu. Jeśli jednak ktoś bierze w promocji wspomniany już potas w takiej samej dawce, jak ten wydawany na receptę, tylko w mniejszym opakowaniu, to już generujemy hospitalizacje i oby tylko… - wskazał Tomków.
Zmiany są potrzebne, ale kierunek powinien być inny
Jak zauważyli przedstawiciele Naczelnej Rady Aptekarskiej, czerwcowe orzeczenie TSUE nie oznacza, że polskie przepisy zabraniające reklamowania się aptek z automatu przestają obowiązywać.
- Zarówno Komisja Europejska, jak i TSUE powiedziały, że Polska powinna zmienić zapis w taki sposób, by nie był on całkowitym zakazem i można go było wykorzystać tak, aby informować o usługach i nie naruszać przepisów. W naszej ocenie jedynym sensownym rozwiązaniem jest stworzenie katalogu informacji, które powinny być pacjentowi przekazywane. Druga kwestia to jednolite oznaczenia, takie jak te, mówiące chociażby o tym, że apteka ma zawartą umowę z NFZ. Trzecia kwestia jest taka, że dziś farmaceuci pracują również poza apteką i chcieliby mieć możliwość informowania o swoich usługach. To też powinno być uregulowane - postulował prezes samorządu aptekarskiego.
Autorka/Autor: Piotr Wójcik
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock