- "Rynek zdrowia" poprosił o dane na temat zamkniętych porodówek 16 urzędów wojewódzkich w Polsce. Odpowiedzi przyszły z 13.
- O kilku zamykanych oddziałach położniczych było głośno w ostatnich miesiącach. Między innymi o ostatniej porodówce w Bieszczadach.
- Czy zamykanie nierentownego oddziału to jedyna opcja?
- Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziesz w zakładce "Zdrowie" w serwisie tvn24.pl.
Od stycznia 2024 roku do końca lipca br. zamknięto co najmniej 19 porodówek - poinformował "Rynek Zdrowia". Na 13 odpytanych przez portal urzędów wojewódzkich, tylko cztery nie odnotowały zamknięcia oddziału położniczego. Takich oddziałów nie likwidowano ostatnio tylko w województwach: opolskim, łódzkim, podlaskim i pomorskim.
Nieuniknione decyzje
W lipcu opisywaliśmy w tvn24.pl protest przeciwko likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego i noworodkowego w szpitalu w Jarocinie (woj. wielkopolskie). Zgodnie z zapowiedzią władz placówki oba oddziały mają zostać zamknięte od 1 listopada. Pracę może stracić 16 położnych i pielęgniarek oraz 9 lekarzy. Zdaniem starosty powiatu jarocińskiego Mariusza Stoleckiego, który jest organem prowadzącym szpital, decyzja o zamknięciu oddziału była nieunikniona. Starosta przekazał, że rocznie oddział generuje 5 milionów zł strat. Prezes szpitala Beata Walczak-Silińska dodała, że w bieżącym roku oddział wygenerował już straty w wysokości 2,5 mln zł za pierwsze półrocze.
W czerwcu br. głośno było również o likwidacji ostatniej porodówki w Bieszczadach. Kilka lat wcześniej ze względu na spadek liczby urodzeń zlikwidowane zostały oddziały położniczo-ginekologiczne w Sanoku i Ustrzykach Dolnych. W oddziale w Lesku w 2024 r. urodziło się tylko 198 dzieci. Aby placówka była rentowna, jej personel musiałby przyjmować 400 porodów.
1 lipca praca oddziału ginekologiczno-położniczego w szpitalu w Lesku została zawieszona na dwa miesiące. Ratunkiem dla leskiej porodówki mogła być konsolidacja trzech szpitali - w Lesku, Sanoku i Ustrzykach Dolnych. To byłby pierwszy taki projekt w Polsce. Ministerstwo Zdrowia - w ramach reformy szpitalnictwa - miało przygotować w tym celu pilotażowy program.
- Kierunek jest taki, że nie zamykamy tam porodówki. Natomiast rozmowy o programie naprawczym i konsolidacji szpitali w jeden szpital bieszczadzki, to zadanie dla ekspertów, którzy muszą uznać, że taki program daje szansę na zabezpieczenie opieki medycznej na tym terenie, no i także miejsc pracy - zapowiadała w lipcu na spotkaniu z delegacją samorządowców z Leska ówczesna ministra zdrowia, Izabela Leszczyna.
- Tutaj jest wymagana kompleksowa reforma systemu ochrony zdrowia. Z siecią szpitali. W moim roczniku rodziło się 700 tysięcy dzieci, mamy tyle samo porodówek, ale teraz rodzi się 250 tysięcy dzieci, więc jesteśmy w przededniu rozpoczęcia procesu kompleksowej reformy - mówił w kwietniu br. "Faktach" Bogusław Grabowski, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Grabowski nawiązywał do tzw. ostatniego polskiego baby boomu. Miał on miejsce w 1983 roku, kiedy na świat przyszło 723 tys. dzieci. Potem z roku na rok liczby malały, i tak w 2023 r. urodziło się zaledwie 272 tys. dzieci, a w 2024 r - 252 tys.
Gdzie zamykane są oddziały?
Dane zebrane przez "Rynek Zdrowia" wykazują, że od początku 2024 r. najwięcej porodówek zamknięto na Śląsku, w Małopolsce, na Warmii i Mazurach oraz w woj. kujawsko-pomorskim.
Jak donosi portal, w woj. śląskim Zespół Szpitali Powiatu Gliwickiego w Knurowie zamknął ginekologię i oddział noworodków w Pyskowicach, zwiększając jednocześnie liczbę łóżek na porodówce w Knurowie. Z porodówki zrezygnował również Miejski Szpital Zespolony w Częstochowie, a ostatnio też Szpital Miejski w Żorach (od 1 sierpnia br.).
W woj. lubelskim w tym roku zamknięto dwa oddziały ginekologiczno-położnicze - SP ZOZ w Parczewie i SP ZOZ we Włodawie, w woj, małopolskim - dwie porodówki z częścią neonatologiczną: SP ZOZ w Brzesku i Nowy Szpital w Olkuszu i jeden oddział ginekologiczno-położniczy w całości. Chodzi o SP ZOZ Szpital im. dr. J. Dietla w Krynicy-Zdroju.
Województwo kujawsko-pomorskim "straciło" ginekologię i położnictwo w Szpitalu NOVUM-MED w Więcborku oraz dwa oddziały położniczo-ginekologiczne i noworodkowe - SP ZOZ w Radziejowie i Szpital Powiatowy Sp. z o. o. w Golubiu-Dobrzyniu. Województwo warmińsko-mazurskie - oddział noworodków w Szpitalu Powiatowym im. Jana Mikulicza w Biskupcu. Tu zmianie uległ zakres świadczeń oddziału ginekologiczno-położniczego - ograniczono się tylko do świadczeń ginekologicznych w trybie planowym. Zlikwidowano też porodówki i oddziały noworodkowe w Nowym Mieście Lubawskim i w Ostródzie.
W województwie zachodniopomorskim zamknięto oddział w Szpitalu Powiatowym w Gryfinie, a od czerwca do 1 listopada zawieszona została porodówka oraz oddział noworodków i wcześniaków SP ZOZ-u w Choszcznie. Podobna sytuacja jest w Szpitalu im. prof. Z. Religi w Słubicach w woj. lubuskim, gdzie ginekologia i położnictwo są cyklicznie zawieszane od 15 maja 2021 r. na kolejne półroczne okresy. Długotrwale zawieszone są porodówki w Złotowie, Nowym Tomyślu, Rawiczu i w Turku. W 2020 r. zlikwidowano oddział położniczy w Czarnkowie, w 2023 r. w Wągrowcu.
W 2024 r. zdecydowano o likwidacji m.in. porodówek w Lubaczowie na Podkarpaciu oraz w Iłży na Mazowszu. O jedną porodówkę uboższe jest województwo świętokrzyskie.
Procedury a potrzeby
Za główny powód likwidacji oddziałów położniczo-ginekologicznych podaje się ich nierentowność. Liczba urodzeń spada, a koszty funkcjonowania porodówek w relacji do przychodów rosną (także ze względu na wprowadzone przez rząd podwyżki wynagrodzeń). Eksperci wskazują też na niedoszacowanie wycen procedur. Według informacji "Rynku Zdrowia" Ministerstwo Zdrowia pracuje nad projektem rozporządzenia, które ma zapewnić odpowiednią opiekę ciężarnym kobietom. "Projekt zakłada m.in., że jeżeli szpital będzie chciał zlikwidować oddział położniczy, a odległość do kolejnego najbliższego szpitala przekroczy 30 minut - będzie i tak musiał oferować pomoc rodzącym. Na nowych zasadach" - donosi portal.
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia m.in. o to, czy prowadzone są działania mające na celu powstrzymanie dalszych likwidacji oraz poprawę dostępności do świadczeń dla kobiet w ciąży, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Poprosiliśmy również o informację, jaka jest aktualna strategia Ministerstwa dotycząca zapewnienia równomiernego dostępu do opieki porodowej w Polsce. Czekamy na odpowiedź.
O tym, jak może wyglądać w praktyce zarządzanie zadłużonym szpitalem i jak pogodzić rentowność z potrzebami pacjentów mówiła niedawno w rozmowie z tvn24.pl Sylwia Modrzyk, dyrektorka Wojewódzkiego Centrum Szpitalnego Kotliny Jeleniogórskiej.
- Ciężko powiedzieć mieszkańcom, że na przykład z powodu nierentownej ginekologii zlikwidujemy ten oddział, bo w promieniu ponad 70 kilometrów nie ma jednostki, która byłaby w stanie zabezpieczyć potrzeby. (...). Jeżeli jest jeden szpital w regionie, wielospecjalistyczny, to nie patrzy się na to, czy coś nam przynosi zyski, czy nie - bardziej patrzy się na strukturę świadczeń. Trzeba dążyć do optymalizacji, do tego, żeby szpitale się uzupełniały i nie konkurowały ze sobą. Nie powinno się straszyć ludzi tym, że będziemy zamykać oddziały - kwituje Modrzyk.
- Nie ma żadnego przymusu. Nic na siłę nie zamykamy - zapewniał również wiceminister zdrowia, Jerzy Szafranowicz w lutym br. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", co przypomniał "Rynek Zdrowia". - Są rzeczywiście porodówki, które mają 200-300 porodów (rocznie - red.) i starosta czy prezydent nie chce się zgodzić na likwidację. Jego prawo, jego przywilej. Jeżeli uważa, że ta porodówka jest u niego niezbędna i potrzebna, nikt go nie zmusi do likwidacji, jeżeli ma możliwości finansowe, bo przy 200-300 porodach porodówka generuje stratę rzędu 5-6 mln zł rocznie - powiedział wtedy.
Autorka/Autor: ap
Źródło: tvn24.pl, Rynek Zdrowia
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock