- Po wtorkowych wydarzeniach z udziałem rosyjskich dronów lęk przed wojną, który wiele osób odczuwa już od inwazji Rosji na Ukrainę, może się nasilić.
- Mirela Batog, psycholożka i psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, mówi, że lęk może być konstruktywny i motywujący do tego, żeby się zabezpieczyć, na przykład pakując plecak ewakuacyjny.
- Niektóre osoby boją się jednak nad wyraz, co zaburza ich normalne funkcjonowanie. Jak mądrze zarządzać lękiem przed wojną?
- Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziesz w zakładce "Zdrowie" w serwisie tvn24.pl.
Zuzanna Kuffel: Patrząc na to, co zdarzyło się w nocy z wtorku na środę i na wypowiedzi polityków, chyba można powiedzieć, że lęk przed wojną jest obecnie uzasadniony?
Mirela Batog: Lęk w tej sytuacji jest normalny. Mamy pełne prawo się bać. Powinniśmy jednak "umieć się bać", czyli potrafić radzić sobie z lękiem tak, żeby on był adekwatny do sytuacji i nie wpływał negatywnie na nasze funkcjonowanie. W naszym życiu może zdarzyć się nie tylko konflikt zbrojny, ale też powódź, pożar albo inna katastrofa. Zdrowy lęk jest emocją, która ma nam gwarantować przetrwanie. Mobilizuje nas do tego, żeby przygotować się na takie sytuacje, na przykład ubezpieczając dom albo pakując plecak z zapasem leków, gotówki i najważniejszymi dokumentami na wypadek nagłej ewakuacji.
Czyli jeżeli w ogóle nie czujemy lęku przed wojną, to źle?
Część osób mówi: "Ja się tym nie interesuję, w ogóle nie oglądam telewizji". To ich sposób radzenia sobie z nastrojem zagrożenia i negatywnymi informacjami podawanymi w mediach. Mają oczywiście prawo tak robić, żeby siebie chronić, ale jednak pewne rzeczy powinniśmy wiedzieć. Jeśli świadomie nie sięgniemy do rzetelnych źródeł informacji, to nie znaczy, że informacje do nas nie dotrą. Dotrą, choćby pocztą pantoflową, tyle, że często zniekształcone. Jeśli w ogóle się nie boimy i nie interesujemy się kwestią wojny, to sprawia, że nie będziemy przygotowani, jeśli ona faktycznie wybuchnie. Lęk o niewielkim nasileniu popycha nas do podejmowania konstruktywnych i adaptacyjnych działań – do zbierania informacji i planowania.
Takie działania dają nam też poczucie sprawczości, a ono jest ważne zwłaszcza, kiedy boimy się czegoś takiego jak wojna, na którą zupełnie jako jednostki nie mamy wpływu.
Dokładnie tak. Ten lęk potęguje to, że mamy dostęp do obrazów zza wschodniej granicy i widzimy, co tam się dzieje i jak giną ludzie. Poza tym, wielu z nas ma jeszcze w rodzinie osoby, które doświadczyły drugiej wojny światowej. Warto słuchać tego, co lęk nam podpowiada, ale w granicach rozsądku.
- Konstruktywną odpowiedzią na lęk przed wojną nie jest na przykład pilne zapisywanie się na kurs strzelania na wypadek, gdyby trzeba było iść na front, albo szybka wyprawa do sklepu i wykupienie całego zapasu ryżu albo papieru toaletowego. Pomocnym działaniem nie jest także śledzenie każdej nowej informacji i ciągłe odświeżanie mediów.Mirela Batog, psycholożka i psychoterapeutka
Dobrze być na bieżąco, ale nie obsesyjnie. Trzeba też uważać na fake newsy, bo dezinformacja – wzbudzanie lęku i niepokoju – jest dziś powszechnie stosowaną taktyką wojenną. Plotki, które wzbudzają poczucie zagrożenia, na przykład tym, że zabraknie jakichś zasobów, które są nam potrzebne w codziennym życiu, powodują paniczne i nieracjonalne ruchy. To destabilizuje społeczeństwo. Mądre zarządzenie lękiem to opór, który możemy postawić jako cywile.
Na te fake newsy napotykamy nie tylko w mediach i na Facebooku bądź innym portalu społecznościowym. Zdarza się, że to znajomi nam je przekazują.
Kiedy zaczęła się inwazja na Ukrainę w 2022 roku, zadzwoniła do mnie znajoma. Powiedziała, że jej koleżanka zna kogoś, kto zna kogoś w jakiejś ambasadzie i tę ambasadę ewakuowano, bo na Polskę spadnie bomba. Ona była przekonana, że tak będzie. Możemy mówić innym, że się boimy i szukamy rozwiązań na to, co zrobić z tym lękiem. Dobrze jednak uważać, aby dzieląc się z innymi swoimi zmartwieniami albo narzekając, nie podawać dalej plotek i niesprawdzonych informacji. W ten sposób zamiast radzić sobie z lękiem nakręcamy siebie i inne osoby. Kiedy dostajemy jakąś przerażającą informację od kogoś bliskiego, boimy się jeszcze bardziej niż gdybyśmy usłyszeli to samo w telewizji. W końcu przyjaciółka, brat, ciocia czy kuzynka na pewno mówi nam to w dobrej wierze, żeby nas ostrzec.
Powiedziała już pani o panicznym robieniu zapasów papieru toaletowego. Do jakich jeszcze zachowań i nastrojów może prowadzić lęk przed wojną?
Samo słowo "wojna" może nasilać zaburzenia lękowe u osób, które już się z nimi zmagają. Mogą się pojawić napady paniki albo uporczywe zamartwianie się, które utrudnia koncentrację i zasypianie. Może się zdarzyć, że ktoś się wycofa, zamknie w domu i nie będzie wychodził na wypadek, gdyby dron miał nagle spaść w jego okolicy. Silny lęk przed wojną może wiązać się też z poczuciem bezradności, smutku i przygnębienia, jak również frustracji i żalu, zwłaszcza, że w często powielanych przekazach pojawiają się informacje, że rząd nic nie robi, że nas okłamuje, że partia X albo Y rozmontowała polskie wojsko. Lęk przed wojną może wiązać się z szeroką gamą emocji.
Te emocje mogą się też somatyzować?
Tak, lęk jak najbardziej może powodować objawy somatyczne.
- Niektórzy tak bardzo boją się wojny, że na wieść o tym, że służby pojechały do jakiejś wsi 300 kilometrów od ich domu, bo tam spadł dron, trzęsą się im ręce, mają trudności w oddychaniu i wybuchają niepohamowanym płaczem.Mirela Batog, psycholożka i psychoterapeutka
Lęk może powodować bóle w klatce piersiowej i duszności, zaburzenia snu, brak apetytu albo nadmierny apetyt. Niektórzy przez lęk sięgają też częściej po alkohol.
Jak poznać, że lęk przed wojną jest nadmiarowy?
Przede wszystkim, kiedy zaczynamy gorzej funkcjonować albo gdy zauważamy, że myśli o potencjalnym zagrożeniu zajmują nam głowę przez więcej niż dwie godziny dziennie. Czasem możemy mieć w głowie bardzo plastyczne obrazy i już wręcz widzieć rannych na ulicach i zawalające się budynki. W takich sytuacjach, jak również wtedy, kiedy lęk się somatyzuje, warto sięgnąć po profesjonalną pomoc psychologiczną.
Poza przygotowaniem plecaka ewakuacyjnego czy ubezpieczeniem domu na wypadek wojny warto też "zainwestować" w relacje?
Im szersza sieć wsparcia społecznego, tym łatwiej jest nam radzić sobie z różnymi kryzysami życiowymi – czy to będzie wojna, czy śmierć kogoś bliskiego, czy powódź. Na wypadek pożaru możemy mieszkać przez tydzień w świetlicy udostępnionej przez gminę albo u przyjaciół, co pewnie będzie dla nas bardziej komfortowe. Dobrze jest mieć przyjaciół i razem tworzyć wspólnotę bezpieczeństwa, jednocześnie pamiętając o tym, że sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni.
Mirela Batog – psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, interwentka kryzysowa i wykładowczyni akademicka.
Autorka/Autor: Zuzanna Kuffel
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock