Opiekun porcelany, czyściciel sreber, rębacz lodu, stajenni, bibliotekarz, pokojówki i kucharze - to tylko nieliczne stanowiska wśród służby zatrudnionej przez Hochbergów. Zamek Książ wciąż szuka potomków dawnej służby. Po pierwszym apelu zgłosiła się kobieta, której prapradziadek był książęcym leśniczym, a babcia pracowała na polu golfowym należącym do arystokratycznego rodu. - Chcemy ocalić historię ludzi, którzy tworzyli ten zamek - mówi rzecznik prasowy Zamku Książ w Wałbrzychu.
- Proces identyfikacji pracowników dworu książęcego w Książu w jego schyłkowym okresie trwa od ponad 10 lat. Przyspieszył szczególnie po 2016 roku, kiedy do Książa trafiła z Kanady licząca ponad tysiąc zdjęć kolekcja fotografii autorstwa szefa kuchni książęcej, Louisa Hardouina - mówił nam w maju Mateusz Mykytyszyn, rzecznik prasowy Zamku Książ.
To właśnie wtedy poinformowano, że Zamek Książ poszukuje potomków zamkowej służby. - Jeżeli na którejś z fotografii grupowych rozpoznajecie swoich krewnych, prosimy o kontakt - apelował wówczas Mykytyszyn.
Czytaj też: "Mało widziałam w moim życiu tego, co można byłoby porównać z Książem i jego porażającym luksusem"
Pretekstem do wystosowania apelu o poszukiwaniach była historia wnuczki Anny Biller, która kilka dekad wcześniej gotowała dla książęcej pary. - Swoje młode lata spędziła na służbie u księcia Jana Henryka XV i księżnej Daisy, a właściwie w ich nowej, stworzonej na świeżo wybudowanym piątym piętrze luksusowej kuchni. Pamiętam jej doskonałą kuchnię i po mamie odziedziczyłam babcine przepisy, między innymi na śląski makowiec - wspominała Dorothea Huhn z Hanoweru, która rozpoznała swoją babcię na jednej z czarno-białych fotografii. Jej dziadek Fritz Schöntier był także zatrudniony przez Hochbergów. Najpierw pracował jako drwal w okolicznych lasach, ale w wypadku stracił rękę. Po tym zdarzeniu zatrudnienie znalazł w książęcej stadninie.
Jej prapradziadek był leśniczym, babcia pracowała na polu golfowym Hochbergów
Po majowym apelu - który zamek przygotował także w językach angielskim i niemieckim - zgłosili się kolejni potomkowie dawnej służby. Wśród nich Alice Lawnik, której prapradziadek był książęcym leśniczym, a babcia pracowała na polu golfowym należącym do Hochbergów. Kobieta wraz z mężem kilka miesięcy temu odwiedziła dawną posiadłość Hochbergów.
Czytaj też: Uwielbiały ją tłumy, zmarła w samotności. "Miała na świecie tylko jednego wroga, który w końcu ją pokonał"
- Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni ogromnym odzewem, z którym spotkała się nasza akcja poszukiwania potomków dawnej służby zamkowej. To są bardzo wzruszające spotkania. Te osoby dzielą się z nami zdjęciami, anegdotami czy wspomnieniami, które są dla nas bardzo cenne i pozwalają odtworzyć losy ludzi, którzy tu kiedyś pracowali - podkreśla Mykytyszyn.
Gdy ktoś rozpoznaje swoich przodków na zdjęciach udostępnionych przez zamek, pisze wiadomość. Później pokazuje fotografie dla porównania i opowiada historię, jaka kryła się za twarzą uwiecznioną przed laty na czarno-białym zdjęciu. W końcu - tak jak praprawnuczka leśniczego - przyjeżdża odwiedzić miejsce, gdzie dawniej pracowali jego bliscy.
- Chcemy ocalić historię tych nieznanych z imienia i nazwiska ludzi, historię ludzi, którzy tworzyli ten zamek. Wiele osób udało nam się zidentyfikować. Nie są to już anonimowe twarze, a konkretne osoby. Planujemy wystawę dotyczącą życia służby, a na niej przedstawimy pełne dane - mówi rzecznik zamku.
info@ksiaz.walbrzych.pl lub office@ksiaz.walbrzych.pl
Wnuk zamkowego bibliotekarza podarował meble, a wnuczka pokojówki album ze zdjęciami
Już kilka lat temu - jeszcze na długo przed wystosowaniem apelu - do Zamku Książ zgłosił się Rolf Kranz, potomek ostatniego zamkowego bibliotekarza Carla Johanna Endemanna. Endemann był też nauczycielem w szkole dla dzieci pracowników zamku. - Rolf Kranz na emeryturze zaczął interesować się historią swojej rodziny. Dowiedział się, że jego przodek był wybitnym pracownikiem Hochbergów. Kranz zorganizował w zamku zjazd swojej rodziny. Wówczas dostaliśmy manuskrypt utworów organowych, z których korzystała jego babcia, która grywała w zamkowej kaplicy - mówiła nam Magdalena Woch, kierownik działu muzealno-edukacyjnego. Potomek bibliotekarza podarował zamkowi meble, które kilka dekad wcześniej stały w domu Endemanna. Wśród nich było też lustro, które w 1906 roku księżna Daisy i jej mąż, podarowali w prezencie ślubnym babci Kranza.
Wcześniej kontakt z przedstawicielami dawnej rezydencji Hochbergów nawiązała Barbara Grabner, wnuczka Marty Bertelsmann (później Kozyry), która była osobistą pokojówką księżnej Daisy. Także Joseph Kozyra, dziadek kobiety pracował dla rodziny arystokratów. Kobieta w 2011 roku przekazała zamkowi album z ponad setką fotografii.
Rządził marszałek dworu, ale niemal równie ważny był szef kuchni
Władze Zamku Książ mają nadzieję, że poszukiwania przyniosą kolejne rezultaty. A jest na to szansa, bo - jak wyliczono - na początku XX wieku dla pięcioosobowej rodziny Hochbergów pracowało ponad 500 osób służby domowej i dworskiej. Wśród nich były nie tylko kucharki, pomoce kuchenne, ogrodnicy czy nianie i guwernantki. Była to cała rzesza ludzi, dla których Książ był nie tylko pracą, ale i domem.
Jak przypomina Mykytyszyn, najwyżej w hierarchii zamkowego personelu był marszałek dworu, któremu podlegała cała służba. Zaraz po nim najważniejszymi członkami dworu książęcego byli: tajny sekretarz osobisty księcia, ochmistrz czyli zarządca dworu i szef kuchni, który dbał o rozpieszczanie podniebień gospodarzy i ich gości. A gotować było dla kogo.
- Nawet na co dzień funkcjonowały tu trzy stoły. Przy pierwszym, tym najważniejszym, zasiadał książę z najbliższymi i najważniejszymi gośćmi. Drugi stół był zarezerwowany dla niższych rangą biesiadników, a trzeci - marszałkowski - dla ważniejszych dworzan i urzędników, a także tych gości, którzy nie zmieścili się przy drugim ze stołów - opowiada Mykytyszyn. I dodaje, że przed kuchmistrzem i jego personelem za każdym razem stało duże wyzwanie. Mieli nie tylko zadbać o to, by było smacznie i by kulinarne upodobania biesiadników zostały spełnione. - Starano się też wywoływać odpowiednie wrażenie, między innymi przy komponowaniu dań zwracano uwagę, aby te, które następowały po sobie nie były w jednakowej tonacji kolorystycznej - opisuje rzecznik.
Czytaj też: Obserwował, jak Zamek Książ przebudowywali na kwaterę Hitlera. "Czułem się w obowiązku przeszkadzać"
Na dworze Hochbergów zatrudnieni byli też m.in. rębacze lodu, opiekun porcelany, czyściciele sreber i czyściciele miedzi. Była zamkowa straż ogniowa i muszkieterowie, czyli zamkowi, uzbrojeni strażnicy. Ich zadaniem było m.in. strzeżenie porządku, zamkowych dóbr i bezpieczeństwa domowników rezydencji. - Pełniący wartę w bramach odpowiadali za sprawdzanie przechodniów. Muszkieterowie regulowali też zegary na wieży, alarmowali o zagrożeniach oraz zapalali i gasili latarnie - wymienia Mykytyszyn.
Dwór nie obszedłby też bez nauczycieli, bibliotekarza, archiwisty, stajennych, czy męskich służących, którzy byli odpowiedzialni m.in. za czyszczenie kominków, wynoszenie śmieci, froterowanie podłóg, czy oczyszczanie klozetów i nocników. Była cała rzesza pokojówek i służących - głównie kobiet w młodym wieku. - Na dworze Hochbergów obowiązywała typowa dla niemieckiej arystokracji reguła. A ta pozwalała na zatrudnianie jedynie niezamężnych kobiet. Z zasady tej wyłączone były damy dworu - podkreśla rzecznik Zamku Książ.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zamek Książ w Wałbrzychu